Przemysław Słowiński, Krzysztof K. Słowiński - „Nikola Tesla. Władca piorunów” - recenzja i ocena
Z biegiem lat dorobiłem się w redakcji Histmaga łatki „teslologa-amatora”, nic więc dziwnego, że na wieść o możliwości zrecenzowania poniższego tomu aż zatarłem ręce. Niestety, lektura nieco rozczarowała, z trzech zasadniczych względów.
Po pierwsze, autorzy przyjęli koncepcję fabularyzowanej opowieści o życiu wynalazcy. Samo w sobie nie jest to błędem, słysząc jednak zmyślone (nie zachowały się wszak po nich żadne pozostałości) rozmowy Tesli i kolejnych rozmówców, książka mocno traci na wiarygodności. „Rekonstruowane” dialogi mają być ilustracją dla różnych opisywanych cech wynalazcy lub zdarzeń z jego życia. Sam mam jednak wrażenie, że jest dokładnie na odwrót: rzekome ilustracje są domalowywane do apriorycznie założonych cech.
Po drugie, autorzy mieli ambicję stworzyć dzieło opisujące nie tylko żywot wynalazcy, ale także jego rzeczywistość i czasy. Zamiar potężny, mówimy bowiem o przełomie wieku XIX i XX, jednym z najżywszych i najbogatszych w zmiany okresów istnienia świata. Niestety, w efekcie otrzymujemy słabo zorganizowany groch z kapustą. Dygresje autorów zamiast rzucać dodatkowe światło na koleje życia Tesli powodują zamęt i wybijają z rytmu. W efekcie dochodzi do kłopotliwych sytuacji, vide jeden z rozdziałów, gdzie odnajdziemy akapit zaczynający się, mniej więcej, od „W tym czasie matka Tesli szykowała obiad”, po czym otrzymujemy w nim... przepis na cevapcici i dwie strony tekstu o kuchni bałkańskiej. Niestety, z drugiej z kolei strony, brak jest informacji faktycznie istotnych, gdy więc czytamy o pracy Tesli w „organizacji” Edisona we Francji to nie dowiadujemy się ani, czym była, ani dlaczego powstała.
Trzeci wreszcie zarzut jest zapewne najbardziej dyskusyjny. Jak napisałem wcześniej, biografie Tesli są bardzo nieliczne, fakty dotyczące życia wynalazcy różnią się zatem w zależności od tego, po jaką książkę sięgniemy. Te przedstawione przez autorów „Władcy Piorunów” nierzadko stoją w sprzeczności z tymi, które znam z innych pozycji. Czasem są to informacje o mniejszej wadze, jak stwierdzenie, że Tesla przypłynął do Ameryki na pokładzie SS Saturnia (najwcześniejszy statek o tej nazwie, jaki znalazłem, zwodowano w 1910 r.) nie zaś SS City of Richmond. Czasem zaś o większej, jak mianowanie Tivadara i Ferenca Puskásów „przyjaciółmi rodziny” (podczas gdy o ile wiem, znali się jedynie Ferenc Puskás i Pavel Mandić, kuzyn matki Tesli, służyli bowiem w jednym pułku) lub przemilczenie zaniechania nauki na studiach w Grazu przez wynalazcę (zaś przyczyn jego wyrzucenia z uczelni upatrywanie w odebraniu, nieznanego mi, stypendium). W efekcie, do wszystkich podanych w książce faktów niejako automatycznie podchodzi się z rezerwą.
Pragnę jednak podkreślić, że informacje o życiu Tesli stoją w sprzeczności z moim stanem wiedzy, nie zaś z prawdą historyczną. Biorąc pod uwagę szczupłość wiedzy o tym temacie, zwłaszcza zaś brak porządnej naukowej biografii opatrzonej rzetelnym aparatem krytycznym, trudno jest z pełnym przekonaniem stwierdzić, że zna się życie Tesli. Trudno jest także z pełną odpowiedzialnością zarzucać autorom przeinaczenia czy nieścisłości: nie podali oni bowiem przypisów do wielu podanych w książce informacji, toteż nie sposób je weryfikować.
Ocena książki nastręcza mi pewnych trudności. Moje uwagi co do książki oparte są bardziej na osobistych preferencjach i upodobaniach, a jedyną obiektywną wadą, jaką znalazłem podczas lektury, jest zdecydowanie nadmierna liczba literówek. W efekcie mogę tylko zalecić ostrożną lekturę, choć podkreślam, że stanowi ona znakomite i fascynujące wprowadzenie do tematu. Zresztą, sprawdźcie Państwo sami.