Philippe Sands – „Ostatnia kolonia. Jednostka przeciw imperium” – recenzja i ocena
Philippe Sands – „Ostatnia kolonia. Jednostka przeciw imperium” – recenzja i ocena
Na jednej z wysp archipelagu Czagos postąpiono inaczej. Powstała nowa kolonia, Brytyjskie Terytorium Oceanu Indyjskiego, a wszyscy mieszkańcy terenów, które objęła, zostali przymusowo wysiedleni. Wśród nich znalazła się młodziutka Liseby Elysé. „Jeden kufer, żadnych zwierząt” – nakazali kolonizatorzy. W latach 1967–1971 mieszkańcy archipelagu zostali przymusowo wysiedleni na Mauritius z racji porozumienia między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi o utworzeniu amerykańskiej bazy wojskowej na Diego Garcia.
Władze Mauritiusa walczyły o zwrot archipelagu, a sprawą zajął się Philippe Sands, autor recenzowanej książki. Jest to nietuzinkowa postać. Profesor prawa w University College London a także Université de Paris, czynny adwokat w Matrix Chambers. Uczestniczył w wielu najdonioślejszych sprawach ostatnich lat, dotyczących Chile za dyktatury Augusta Pinocheta, Jugosławii, Rwandy, Iraku, Guantanamo, czy sytuacji Rohingjów w Mjanmie. Napisał między innymi Lawless World i Torture Team. Za „Powrót do Lwowa” otrzymał Baillie Gifford Prize i British Book Award w kategorii literatura faktu. Jego „Szlak szczurów” uzyskał status bestsellera czasopisma „The Sunday Times”.
Sands w recenzowanej książce znakomicie ukazał losy niewielkiej społeczności z archipelagu Czagos. Swoją narrację poprowadził trójtorowo.
Z jednej strony autor przedstawił kształtowanie się polityki międzynarodowej oraz sale sądowe, w których słabi (państwa postkolonialne) ścierały się z potężnymi (państwami kolonialnymi). Czytelnik przejdzie więc szybki kurs tworzenia i stosowania prawa międzynarodowego i najważniejszych konwencji, które stanowią w teorii fundament polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii i USA. Jednak w tle zostały przedstawione zakulisowe negocjacje w sprawie organizacji bazy marynarki wojennej, w których nie raczono poinformować ani opinii publicznej w obu krajach, ani nawet samych mieszkańców. Sprawa wyciekła i wywołała skandal, ale żadne ze wspomnianych mocarstw zachodnich się tym nie przejęło.
Na trzecim torze, równie ważnym, zostały przedstawione losy wysiedleńców. Poznajemy ich losy jeszcze przed 1967 r., a następnie śledzimy tragiczny wpływ decyzji Londynu i Waszyngtonu na ich życie. Mieszkańcy musieli opuścić wyspę natychmiast, porzucić swoje dotychczasowe życie, swoje domy, cmentarze, na których leżeli ich bliscy, całą swoją pamięć i przeszłość. Co najsmutniejsze dla autora, to Anglicy z własnej nieprzymuszonej woli zdecydowali się wygnać mieszkańców. Amerykanie chcieli, aby pozostali. Londyn przewidział rekompensaty, ale w angielskim stylu były one naturalnie niewielkie. W 2006 r. dla wysiedlonych mieszkańców zorganizowano nawet heritage visits (odwiedzinami ziem przodków), czyli jednorazową podróż celem zobaczenia, co zostało z naszego domu. Z jednej strony było to okazja, ale z drugiej – swego rodzaju policzek.
Czytelnik znajdzie w pracy opis życia bohaterów książki po deportacji. Autor nawiązał z nimi relacje, przedstawił ich historie. Sands przedstawił próby mieszkańców oraz rządu Mauritiusa dążące do uzyskania możliwości powrotu do domu. Trwające dodajmy latami. Dopiero w 2016 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości wydał sprawiedliwy wyrok (któremu sprzeciwiała się sędzia amerykańska). Nie był to jednak koniec sporu. Niezwykłym podejściem do prawa popisali się rządzący Anglią (również obecnie) konserwatyści. Theresa May, ówczesna premier, jasno dała do zrozumienia, że do wyroku sądu się nie zastosuje. Uznała go za jedynie sugestię i podkreśliła „naturalną niezbędność” archipelagu dla obronności Wielkiej Brytanii.
Spoilerując nieco – sprawa do dzisiaj nie została de facto rozwiązana, choć pod wpływem opinii publicznej i międzynarodowej w listopadzie 2022 r. rząd brytyjski zmienił nastawienie i dopuścił możliwość negocjacji. Oby nowy rząd brytyjski faktycznie tego dokonał.
Książka z jednej strony przynosi więc gorzkie refleksje, bo jak się okazuje, człowiek i jego prawa jako jednostki nie znajdują się w ogóle w centrum polityki. Liczy się interes wielkich graczy. Z drugiej strony jednak niesie nadzieję, bo postulaty wydawałoby się stojące na straconej pozycji, próżny trud, przynoszą rezultaty. Praca Sandsa jasno pokazuje jak istotne jest pozyskanie opinii publicznej i w jaki sposób można pokojowo wywierać naciski. Ukazuje wartość nawet samego tylko przedstawienia sprawy. Wyrok z 2016 r., pomimo braku egzekwowania, jest nadal sukcesem Mauritiusa i mieszkańców Czagos. Znalazło to również odbicie w ONZ. Jest to wynik właśnie wytrwałości tych słabszych.
Warto sięgnąć po tę książkę właśnie ze względu na tematykę. Także wartki sposób narracji, emocje i losy bohaterów, sprawiają, że książkę czyta się szybko. Jest ona stosunkowo niewielka, ale porusza ważne zagadnienie z obszaru samostanowienia i praw człowieka.