Ospa – zaraza, która unicestwiła imperia Inków i Azteków
Jest to jedna z najbardziej śmiercionośnych chorób nękających ludzkość od czasów starożytnych. Już na wczesnych malowidłach i papirusach znajdują się obrazy bądź opisy typowej ospy prawdziwej. Epidemie tej zarazy znane były więc w Azji, Afryce i Europie od wieków, ale szczególnie krwawe żniwo zebrała ona wśród indiańskich autochtonów obu Ameryk po najeździe konkwistadorów hiszpańskich (XVI w.) i angielskich osadników (XVII w.). Patogeny tej strasznej choroby przywlekli zarażeni już zdobywcy i kolonizatorzy z Europy, ale wśród mieszkańców Nowego Świata ospa zebrała szczególnie śmiertelne żniwo, bowiem nigdy przedtem tu nie dotarła i nieuodpornieni Indianie obu Ameryk byli wobec niej całkowicie bezbronni.
Ospę prawdziwą (variola vera) wywołuje szczególnie zabójczy wirus, który przenosi się na człowieka drogą kropelkową od innej, zarażonej już osoby, lub przez skażone ubranie, pościel, urządzenia i sprzęty. Zupełnie jak koronawirus, uznany za sprawcę pandemii COVID-19. Skutki rozwoju choroby są przerażające. Po kilku-, kilkunastodniowym okresie bezobjawowej inkubacji pojawia się wysoka gorączka z zaburzeniami świadomości oraz bólem głowy i pleców. Potem na błonie śluzowej gardła i jamy ustnej, na twarzy, ramionach i nogach, wreszcie na tułowiu tworzą się plamy wysypki, które po dwóch dniach zamieniają się w bąblaste, głęboko osadzone krosty. Kiedy strupy po nich z czasem odpadną – pozostawią po sobie brzydkie blizny, tzw. dzioby.
Co trzeci z zarażonych i nieszczepionych umiera (szczepienia zmniejszają śmiertelność dziesięciokrotnie), choć znane są odmiany ospy powodującej śmierć 95 proc. chorych. Zgon następuje zazwyczaj w drugim tygodniu ujawnionej choroby, na skutek ogólnej reakcji zapalnej.
Skuteczną szczepionkę – i była to w ogóle pierwsza szczepionka w Europie – opatentował w 1796 r. brytyjski lekarz Edward Jenner, co zresztą było wynikiem licznych wcześniejszych prób opartych w różnych krajach o medycynę ludową. Zwłaszcza zaś o doświadczenia hodowców krów, którzy nie zapadali na ospę, gdyż – zarażając się od bydła niegroźną dla ludzi odmianą tej choroby – uodporniali się na zabójczą dla człowieka variola vera. […]
Podbój imperium Azteków 1519–1521
Akurat w latach 2019–2021 mija równe pół tysiąclecia od wyprawy Hiszpanów na Meksyk, co zapoczątkowało podbój kontynentu amerykańskiego przez Europejczyków. Stało się to dokładnie ćwierć wieku od zawarcia pod auspicjami papieża układu w Tordesillas (1494), dzielącego Nowy Świat niejako w ciemno między Hiszpanię i Portugalię wzdłuż południka biegnącego 1184 mil na zachód od Wysp Zielonego Przylądka. Mijało wtedy 27 lat od pierwszej wyprawy Kolumba, a kilkanaście od opublikowania pism Amerigo Vespucciego, dowodzącego, że na zachód od Wysp Karaibskich rozciąga się wielki, stały ląd, i nie są to bynajmniej Indie.
Hiszpanie, którzy w latach 1511–1514 skolonizowali Kubę, zwiad na półwysep Jukatan przeprowadzili już w 1517 r. Dowiedzieli się wtedy o złocie, a rok później już je zobaczyli i wzięli do rąk. Właściciel ziemski z Kuby Hernán Cortés osiągnął wtedy najlepszy wiek dla mężczyzny (33 lata) i ożywiało go tak wielkie pragnienie zdobycia nowych ziem i drogocennych łupów, że zastawił swe dobra, aby sfinansować najazd. Misję tę powierzył mu gubernator wyspy.
Powrót Quetzalcoatla
W lutym 1519 r. pod rozkazami Cortésa wypłynęło z Kuby 508 ludzi i 16 koni na 11 statkach. Uzbrojeni zostali w 32 kusze, 13 arkebuzów, 10 armat i 4 śmigownice (inaczej – falkonety, donośne działa o długiej lufie). Cortésowi sprzyjały nader szczęśliwe sploty okoliczności. Na jednej z wysp spotkali hiszpańskiego rozbitka Gerónimo de Aguilara, który w ciągu ośmiu lat poznał język i zwyczaje Indian. Po pokonaniu na południowym wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej plemienia Tabasków, którzy przerazili się widoku koni, otrzymali w darze 20 niewolnic. Znajdowała się wśród nich Malinche, co oznaczało „źdźbło pokuty” i wróżbę pożogi. Została towarzyszką życia Cortésa, któremu urodziła syna, a w końcu żoną innego konkwistadora, z którym miała córkę. Oddała Hiszpanom nieocenione usługi jako tłumaczka i przewodniczka. Najważniejsze zaś okazały się wierzenia Azteków w powrót i zemstę wygnanego boga Quetzalcoatla. Miał przybrać postać mężczyzny o białej cerze i czarnej brodzie, odzianego w kapelusz i czarne ubranie, który przybędzie dziewiątego dnia wiatru (czyli 22 kwietnia, który właśnie nadszedł) w roku trzciny od strony wschodzącego słońca. Wypisz wymaluj – Cortés…
Domniemany Quetzalcoatl okazał się dla Indian nie mniej od boga groźnym człowiekiem. Był przewidujący i rozważny, a jednocześnie mężny do szaleństwa i skłonny do ryzyka. Potrafił okazać dobroć, ale i potworne okrucieństwo.
Władcą kwitnącego państwa Azteków, którzy podbili plemiona w środkowym Meksyku, był od kilkunastu lat Montezuma II. Tego 54-letniego człowieka zdjęła paraliżująca myśl i wolę obawa przed przybyszami. Brak konsekwencji okazywał od początku, kiedy wysłał delegację z bogatymi darami do przybyszów (w tym, na swoje nieszczęście – ze złotem, i zapowiedzią, że ma go jeszcze bardzo dużo), choć chciał, żeby jak najszybciej się wynieśli. Obsypywał ich darami i karmił przez trzy miesiące, aż… zebrali siły do dalszego najazdu.
Czas ten Cortés wykorzystał też, aby uniezależnić się od gubernatora Kuby. Ponieważ przywilej królewski przyznawał założycielom miast w Nowym Świecie prawo wyboru urzędników podlegających bezpośrednio władcy, a nie lokalnym gubernatorom, Cortés założył Villa Rica de la Vera Cruz, powołał jego władze i od nich przyjął dowództwo nowej misji. Do króla wysłał poselstwo z całym zebranym złotem. Budowę nowego miasta zapoczątkowało wzniesienie pręgierza i szubienicy. Hiszpan potrafił zjednać plemiona podbite wcześniej przez Azteków i mające dość ich dominacji, składania im danin oraz jeńców, którym kapłani azteccy wyrywali serca w ofierze bogom. Plemiona wierne Aztekom bezlitośnie pokonywał, nie wahając się przed popełnianiem takich zbrodni, jak wyrżnięcie 3 tys. Cholulan.
Zdarzyło się to już podczas marszu na Tenochtitlán, który Cortés rozpoczął 15 sierpnia 1519 r. na czele 400 hiszpańskich piechurów, 15 jeźdźców oraz 2000 totomackich tragarzy. W Vera Cruz pozostał niewielki garnizon pod wodzą Juana de Escalante. W drodze najeźdźcy spotkali posłów Montezumy, który obiecał nawet, że uzna Karola V jako swego władcę i będzie mu co roku słał daniny, byle tylko Hiszpanie zawrócili. Cortés odebrał to oczywiście jako przejaw słabości władcy Azteków.
Mimo że kapłani doradzali zbrojny opór, a czarownicy usiłowali powstrzymać Hiszpanów zaklęciami, Montezuma zgodził się na ich wkroczenie do stolicy. 8 listopada konkwistadorzy przybyli tam i ujrzeli ogromne miasto, które liczyło 300 tys. mieszkańców, a leżało na pociętej kanałami wyspie okolonej zewsząd jeziorem Texcoco. Na jego wybrzeżach leżały wsie i miasteczka. W centrum Tenochtitlán znajdowały się świątynie i pałace. Do stolicy prowadziły groble liczące od 3 do 11 km. Poziom słonej wody jeziora regulowały tamy, zaś wodę pitną dostarczano akweduktem. Jedynie największe miasta ówczesnej Europy, jak Antwerpię czy Wenecję, można porównać ze stolicą Azteków.
[...]
Stal i obsydian
Wierzenia Azteków nie stanowiły jedynego źródła przewagi Hiszpanów. Posiadali arkebuzy z zamkiem lontowym, które miały kaliber około 25 mm i muszki. Kolbę ustawiono pod kątem w dół – można ją było oprzeć o ramię i przyłożyć do twarzy, aby dokładniej celować. Z arkebuza strzelano bez podpórki. Siłę rażenia konkwistadorów zwiększały kusze.
Hiszpanie stosowali swego rodzaju mieczo-rapier. Prosta, dość ciężka głownia ze słynnych wytwórni w Toledo służyła przede wszystkim do zadawania cięć, ale umożliwiała też pchnięcia. Puklerze – okrągłe, nieco wypukłe tarcze, całkowicie metalowe, o średnicy do pół metra – miały szpiczaste umba do zadawania ciosów. W gorącym klimacie konkwistadorzy zakładali ze zbroi zapewne tylko napierśniki i napleczniki oraz hełmy. Panikę wzbudzali zwłaszcza odziani w żelazo jeźdźcy. Również działa robiły piorunujące wrażenie na Aztekach, a także wyrządzały im ogromne straty, zwłaszcza używane podczas bojów o Tenochtitlán na groblach i z brygantyn, czyli pływających platform artyleryjskich.
Ten tekst jest fragmentem książki Macieja Rosalaka „Wielkie zarazy ludzkości”:
Aztecy nie znali żelaza. Powszechnie stosowano za to obsydian – twarde wulkaniczne szkliwo. Miecz macuahuitl był wykonany z drewna, do którego krawędzi przymocowywano ostre jak brzytwa obsydianowe ostrze. Krótsze miecze mierzyły około metra. Dłuższymi walczono oburącz, zabijając nawet konie. Używano też maczug i toporów z kamiennymi ostrzami. Aztecke łuki miały półtora metra długości, a wykonywano je z twardego i elastycznego drewna hikory. Cięciwy sporządzano ze skór i ścięgien zwierzęcych. Rażono na odległość także krótkimi oszczepami wyrzucanymi z dużą siłą za pomocą drewnianego miotacza (atlatl).
Tarcze o średnicy trzech czwartych metra wykonywano z twardej trzciny wzmocnionej przeplatanymi bawełnianymi sznurami. Osłonę głowy stanowiły drewniane hełmy o kształcie głów jaguarów, papug, orłów i węży. Ciało osłaniały kaftany ze skóry lub mocno zbitej, grubej i pikowanej bawełny. Stawały się one popularne również wśród Hiszpanów. Z kolei tubylcy stosowali zdobytą na nich broń. Díaz de Castillo pisał:
Mieli włócznie zrobione z kling pałaszy zdobytych podczas wielkiej rzezi naszych, wtedy przy mostach Meksyku [Tenochtitlán], a wszyscy Indianie – kapitanowie nieśli nasze pałasze zatknięte na długich i bardzo błyszczących pikach.
Umierali gromadnie, umierali jak pluskwy…
Z pomocą oblężonemu Alvaradzie przybył 24 czerwca 1520 r. Cortés na czele 1100 Hiszpanów i 3000 Tlaxcalan. Następnego dnia zostali zaatakowani gradem kamieni, strzał i oszczepów. 28 czerwca Montezuma przemówił do mieszkańców z pałacowego tarasu, ale ci nie uznawali się już za jego poddanych. Obrzucili go kamieniami, śmiertelnie raniąc. Zmarł po trzech dniach, niewykluczone, że z pomocą najeźdźców, którzy wydali jego ciało Aztekom, aby odwrócić ich uwagę od przygotowań do odwrotu.
Żołnierze mogli nabrać złota do woli, co zgubiło niejednego z nich. Ruszyli deszczową, ciemną nocą, w ciszy. W pewnym momencie Aztecy odkryli ucieczkę i tłumnie natarli z lądu i z wody. Przepusty na grobli były zniszczone i Hiszpanie musieli walczyć w wodzie z nadzwyczajnym męstwem, biorąc przykład ze swego wodza. Do wylotu grobli dotarła zaledwie trzecia część żołnierzy. Hiszpanie, których stu zamknęło się w jednej ze świątyń, albo polegli, albo zostali pojmani i złożeni w krwawej ofierze azteckim bogom.
7 lipca pod Otompan kilkadziesiąt tysięcy wojowników dopadło kilkuset cofających się konkwistadorów i ich indiańskich sojuszników. Hiszpanie wiedzieli o tragedii jeńców. Walczyli wszyscy, w tym ranni i kobiety. O ich zwycięstwie przesądził Cortés, który na czele desperackiej szarży obalił azteckiego dowódcę Cihuacatzina.
Do kraju Tlaxcalan dotarło 440 konkwistadorów; dwa razy tyle zginęło. Ale Cortés zgromadził zapasy broni, prochu i kul oraz wybudował 13 brygantyn, które po rozłożeniu przeniesiono w częściach nad jezioro Tetzcoco. Wsparli go nowi ochotnicy hiszpańscy i sojusznicy indiańscy, a wrogów nękała ospa przywleczona z Europy. Ona to dotknęła śmiercią następcę Montezumy – Cuitlahuaca. Było to tak: gdy w 1520 r. kolejna grupa Hiszpanów przybyła z Kuby, był wśród nich afrykański sługa zakażony wirusem ospy prawdziwej. Jeszcze podczas walki jeden z ludzi Cortésa się zakaził i wraz z powrotem do Tenochtitlán przywlókł z sobą chorobę. Chory na ospę Hiszpan stracił życie w czasie walki, jaka tam rozgorzała, a po bitwie Aztekowie przeszukali ciała najeźdźców w poszukiwaniu kosztowności i zostali zainfekowani. Cortés nie powrócił do sierpnia 1521 r. Tymczasem ospa wyniszczała populację Azteków. Zabiła większość azteckich wojowników, w tym władcę Cuitláhuaca, a rychło – ponad 75 proc. ludności Meksyku.
Hiszpański ksiądz opisał to tak:
Jako że Indianie nie znali lekarstwa na chorobę, umierali gromadnie, umierali jak pluskwy. Nierzadko zdarzyło się, że każdy z domu umarł i że niemożliwe było zakopać martwe ciała; zawalano ich domy, żeby stały się ich grobowcami.
Żołnierze, którzy jeszcze żyli, byli nadal słabi. Wtedy łatwo pokonano Azteków. W Tenochtitlán Cortés stwierdził, że ospa zabiła więcej Azteków niż armaty. Aztekowie mówili, że nie można było przekroczyć ulicy bez stąpania po ciałach ofiar ospy.
Ta ostatnia batalia rozpoczęła się 28 grudnia 1520 r., gdy Cortés ponownie wyruszył na Tenochtitlán. Bitwa o miasto rozgorzała 20 maja roku następnego. Sandoval z 240 Hiszpanami i 30 tys. Indian ruszył w kierunku Ixtapalapan. Cristóbal de Olid wiódł 211 Hiszpanów i 20 tys. Tlaxcalteków na Coyohuacan. Trzecią grupę Alvarado prowadził na Tlacopán. Miał pod komendą prawie 200 Hiszpanów i 25 tys. Indian. Cortés dowodził całością oraz flotyllą brygantyn wspomagających ataki prowadzone na groblach oraz odcinających dostawy zaopatrzenia dla Azteków zamkniętych w stolicy.
31 maja brygantyny rozbiły flotyllę 500 azteckich łodzi pod Ixtapalapanem. Olid ruszył i zdobył miasteczko Xoloc, gdzie zbiegały się groble z Coyohuacan i Ixtapalapan. Aztecki kontratak spłynął krwią w ogniu armat. Od 8 czerwca zaopatrzenie mogło docierać do obrońców jedynie wodą, gdyż wszystkie groble zostały zablokowane przez Hiszpanów.
9 czerwca Hiszpanie przystąpili do szturmu ze wszystkich stron. Główny atak ponad 200 Hiszpanów i kilkudziesięciu tysięcy Indian dotarł aż na Święty Dziedziniec, skąd napastników odparto. Następnie Hiszpanie w dzień atakowali, a na noc wycofywali się do obozu w Xoloc. Aztekowie stawiali wtedy kolejne barykady i oczyszczali zasypane kanały.
16 czerwca Aztecy upozorowali natarcie na Hiszpanów. Kiedy konkwistadorzy w pościgu wdarli się głęboko do miasta, ze wszystkich stron przypuszczono na nich atak. Droga ucieczki została odcięta. Hiszpańskie brygantyny utknęły na wbitych w dno palach. Osaczonym pomogła dopiero szarża jeźdźców i atak indiańskich sprzymierzeńców Cortésa. 30 czerwca 270 Hiszpanów z tysiącami sojuszników i brygantynami przeprowadziło krwawo odparte uderzenie na dzielnicę Tlatelolco.
Kiedy Hiszpanie wycofali się, ponownie zabrzmiał żałośnie bęben Huitzilopochtli i mnóstwo muszli i rogów. Spojrzeliśmy na wysoką świątynię, i zobaczyliśmy, że siłą prowadzą po stopniach w górę naszych towarzyszy pojmanych podczas klęski zadanej Cortésowi. A gdy mieli ich już na górze, na placyku znajdującym się obok świątyni, gdzie były ich przeklęte bożki, dojrzeliśmy, że wielu z nich wkładają na głowy pióropusze i każą im tańczyć przed Huitzilopochtli z czymś w rodzaju wachlarzy, a zaraz po tańcu kładą ich na plecy, na kamieniach nieco wydłużonych, jakie mieli do składania ofiar, i nożami z obsydianu rżną im piersi i wyrywają ruszające się serca, ciała zaś strącają nogami w dół po stopniach.
Ponad pół setki Hiszpanów i setki sprzymierzeńców znalazło śmierć na stołach ofiarnych. Upiorne obrzędy Azteków, składających krwawe ofiary z porywanych w tym celu, zamieszkujących dżunglę Indian, ukazuje Mel Gibson w znakomitym filmie „Apocalypto”…
Pod koniec lipca połączono się z grupą Alvarada, ale wódz Cuauhtémoc stale odrzucał propozycje kapitulacji. 13 sierpnia nastąpił szturm generalny. Z dwóch stron lądem zaatakowali Alvarado i Cortés, a od strony jeziora dowodzący brygantynami Sandoval. Wygłodzeni do cna i wyniszczeni ospą Aztekowie stawiali słaby opór, więc szybko stali się ofiarami potwornej rzezi. Cuauhtémoca ze świtą ujęto na jeziorze, kiedy zamierzał uciec z miasta. To zakończyło walki.
Hiszpanie znaleźli niewiele skarbów. Na miejscu Tenochtitlán pojawiło się miasto Meksyk z kościołami budowanymi z kamieni zburzonych świątyń azteckich. Ospa, gruźlica, grypa zdziesiątkowały ludność tubylczą. Przed konkwistą na terenie dzisiejszego Meksyku żyło ok. 25 mln ludzi, a w 1548 r. – 6,3 mln.
Wzorem Cortésa poszedł rychło Pizarro w Peru, a następnie kolejni zdobywcy. Większość kontynentu obu Ameryk znalazła się w XVI wieku w rękach Hiszpanów i Portugalczyków, a w następnym stuleciu – Anglików, Francuzów i Holendrów. Geopolityka całego globu zmieniła się nie do poznania. Zmiany zapoczątkowała wyprawa Cortésa.
[…]
Zagłada imperium Inków A.D. 1532
Rezultat epidemii budzi niedowierzanie i zgrozę: umarło około 95 proc. Inków!
Wśród licznych Hiszpanów, którzy po odkryciu Nowego Świata i podboju Meksyku marzyli o mitycznej krainie złota – Eldorado, był pewien nieślubny syn kapitana armii królewskiej oraz chłopki. Zresztą kuzyn Cortésa. Zwał się Francisco Pizarro (1478–1541).
Od 24. roku życia uczestniczył w penetracji północnych wybrzeży Ameryki Południowej, jako jeden z pierwszych białych ujrzał Pacyfik, a w 1524 r. ruszył za zgodą gubernatora na czele 80 awanturników z Panamy na południe, aby sprawdzić pogłoski o wielkim państwie pełnym złota. Do tego państwa dotarł po wielu perypetiach, walkach i głodowaniu dopiero parę lat później, podczas drugiej wyprawy. Ze 160 wojaków zostało przy nim tylko 13, ale ci ujrzeli nareszcie złoto u nadzwyczaj gościnnych mieszkańców Tumbes na granicy Peru.
Gubernator nie chciał słyszeć o trzeciej wyprawie, w Hiszpanii Francisco Pizarro trafił do więzienia za długi, ale w końcu udało mu się dotrzeć na dwór Karola V, zainteresować go kolejnym źródłem dostaw drogocennego kruszcu i zawrzeć 26 lipca 1529 r. z dworem umowę, wedle której miał zorganizować wyprawę i podbić to wielkie, nieznane, a kapiące złotem państwo.