Michalina Wisłocka nauczyła Polaków jak się kochać

opublikowano: 2024-03-30, 18:40
wszelkie prawa zastrzeżone
Jej „Sztuka kochania” była solą w oku komunistycznej władzy, a jednak rozeszła się w 7 milionach egzemplarzy. Stała się najchętniej kupowaną książką w PRL-u, przebijając w tym względzie Trylogię Sienkiewicza, Pana Tadeusza czy... Biblię!
reklama
Michalina Wisłocka, kadr fotografii umieszczonej na nagrobku Wisłockiej na Cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie, fot. Mateusz Opasiński
«Kochanie» to piękne polskie słowo, które w moim odczuciu określa ciepły, serdeczny, pełen przyjaźni i harmonii seksualnej kontakt dwojga bliskich sobie ludzi

– podkreślała Michalina Wisłocka we wstępie do swego dzieła życia Sztuki kochania.

Książka była solą w oku komunistycznej władzy, a jednak rozeszła się w 7 milionach egzemplarzy. Stała się najchętniej kupowaną książką w PRL-u, przebiła w tym względzie Trylogię, Pana Tadeusza czy Biblię.

W jednej z nielicznych oficjalnie pochlebnych opinii odnoszących się do książki prof. Andrzej Jaczewski pisał:

Autorka widzi w erotyce wielką szansę człowieka – szansę na szczęście, na radość życia i udane pożycie małżeńskie. Podaje cały arsenał sposobów i metod rozszerzania doznań, wzbogacania pieszczot, zalotów – w ogóle kontaktów dwojga ludzi, którzy się kochają. Tak właśnie – kochają, bo autorka wyraźnie mówi, że tylko ludzie, których wiąże coś więcej niż pożądanie i kontakt seksualny, przeżywają pełnię erotyki.

Ale Michalina Wisłocka to nie tylko Sztuka kochania. To także bogate życie osobiste, skandaliczny trójkąt miłosny oraz trudne rodzicielstwo kobiety, która wpłynęła na życie uczuciowo-erotyczne Polaków.

„Wielka dbałość o dobre i patriotyczne wychowanie potomstwa”

Dębscy herbu Prawdzic i Żylińscy herbu Ciołek to przodkowie Michaliny Wisłockiej po kądzieli.

W Złotej księdze szlachty polskiej Tadeusza Żychlińskiego czytamy, że „Dębscy ród swój wywodzą z województwa krakowskiego, gdzie ich rodzinnym gniazdem była wieś Dębska Wola. W połowie XVI wieku dopiero przenieśli się Dębscy w płockie, gdzie nabywszy posiadłość ziemską, na pamiątkę swego pochodzenia – osadę Dębsk ufundowali”.

Protoplastą płockiej gałęzi rodu był niejaki Paweł, występujący w 1550 r. jako dziedzic Dębska, o którym pisze Żychliński: „pobórca jeneralny województwa płockiego, mąż poważny, żyjący za panowania obu Zygmuntów” (Zygmunta I Starego i jego syna Zygmunta II Augusta).

„[…] dominowała w rodzie Dębskich – wielka dbałość o dobre i patriotyczne wychowanie potomstwa” – opowiadała o swoich przodkach sama lekarka. Toteż wśród przedstawicieli tego rodu nie brakuje rycerzy, dostojników Rzeczypospolitej i walczących o wolność ojczyzny. Wśród nich Wisłocka wyróżnia przodka Wojciecha, wielkiego wojskiego z nominacji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. On to – jak opisuje kobieta – „pozostawiwszy włości na Podolu, ucieczką się salwował, aby nie wciągnięto go do Targowicy, zbierał natomiast ofiary dziesiątego grosza na wojska Kościuszki”.

Ów Wojciech był dziadkiem Józefy Dębskiej, prababki Michaliny. Józefa wyszła za mąż za Kajetana Żylińskiego i tak ślub złączył dwie familie: Dębskich-Prawdziców i Żylińskich-Ciołków.

Ciołek, słowo mające dziś wyłącznie negatywny wydźwięk, to jeden z najstarszych i najbardziej szacownych znaków w dawnej Rzeczypospolitej (pieczętował się nim m.in. król Stanisław August Poniatowski). Zbigniew Leszczyc przytacza następującą historię herbu:

reklama
W aktach radomskich z 1411 r. znajduje się opis herbu pod nazwą Biała. Gdy zawołanie to poszło w zapomnienie, oznaczono herb wedle godła, umieszczonego w tarczy t.j. ciołka czyli cielęcia. Herb podobny został wprowadzony z Włoch. Robert Vitellius z Rzymu, który pieczętował się Ciołkiem, był arcybiskupem gnieźnieńskim w 972 r. i umarł 996 r. Brat jego również przybył do Polski, osiadł na stałe i nazwisko swoje Vitellius przetłomaczył na Ciołek; jest on zatem protoplastą rodziny Ciołków.

Józefa Dębska – opowiada z dumą autorka Sztuki kochania – „była bardzo wytworną i świadomą damą”. Uwielbiała podróże, lubiła odwiedzać bliskich. Z domu była majętna, w posagu wniosła wieś Sławogórę, lecz „dużą część majątków przebalowała, bo też stale była w rozjazdach i wizytach”. Brak jednak w jej charakterze cech sentymentalnych czy nieśmiałości, „była podobno despotyczna i twardą ręką trzymała dzieci i domowników”.

Z kolei jej mąż Kajetan Żyliński – opisuje Wisłocka – „był zgoła innym człowiekiem, społecznikiem wielkiej miary. Uwłaszczył swoich chłopów na kilka lat przed dekretem uwłaszczeniowym […]. Współczując głęboko nędzy wędrownych handlarzy żydowskich […] zorganizował spółdzielnię dla najbiedniejszych Żydów”. Mężczyzna najpierw stracił połowę majątku wskutek uwłaszczenia, a następnie większość inwentarza zabrali mu Kozacy w czasie powstania styczniowego (ukrywał w dworze powstańców), tak iż w końcu „zostały z majątku smutne szczątki”. Ludzie pamiętali jednak o dobroci Kajetana. Gdy umarł, żegnało go, jak punktuje Michalina, oczarowana rodzinnymi opowieściami, „całe ziemiaństwo z bliższej i dalszej okolicy oraz tłumy biednych Żydów i chłopów uwłaszczonych”.

Józefa urodziła mężowi ośmioro dzieci. Jednym z nich był Ignacy, dziadek seksuolożki. W młodości uczył się on na szewca, ale oficjalnie wykonywał zawód zarządcy majątków ziemskich. Powracał do szewskiego fachu tylko wtedy, kiedy trzeba było wnukom naprawić sandałki.

Wisłocka wspominała w publikacji o swoim dzieciństwie Malinka, Bratek i Jaś, że „dziadek Ignacy Żyliński był bardzo przystojny i elegancki”, a w innym akapicie dodawała, iż także „kochliwy”. Miał szalone powodzenie u płci przeciwnej mimo braku majętności. Mógł wybierać w bogatych pannach, lecz zakochał się w skromnej guwernantce imieniem Kazimiera. Pewnego razu mężczyzna podjechał pod dwór, w którym kobieta uczyła dzieci gospodarza języka francuskiego, i się oświadczył. Musiało to być niezwykłe zauroczenie, bowiem – jak opowiada lekarka – „gdyby się ożenił z którąś z panien, dostałby solidny posag, ale on wolał miłość, więc zostali we dwójkę, biedni jak myszy kościelne”. Na szczęście dzięki pomocy rodziny Ignacy dostał etat rządcy w majątku Krzywonoś. Tam urodziły się jego córki: Janina, Anna i Zosia.

Materiał jest fragmentem książki „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej” Małgorzaty Król. Zainteresował Cię fragment? Sprawdź książkę poniżej:

Polecamy e-book Małgorzaty Król pt. „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”:

„Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
215
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-65-5
reklama

Żyliński pracował później u innych ziemian, aż w końcu osiadł z małżonką i pociechami w Łodzi. Niestety przeprowadzka do rzemieślniczego, dymiącego z kominów fabryk miasta była niekorzystna dla chorującej na płuca Kazimiery. Zmarła ona wkrótce po przyjeździe w wieku 45 lat.

Anna, matka naszej doktorki, odziedziczyła po ojcu kochliwość. W młodości zakochała się na zabój we Władysławie Graffsteinie. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że był on jej kuzynem – synem jej ciotki. Tak więc ani rodzina, ani prawo nie pozwalały na ten związek. Kilka miesięcy po zakończeniu tej znajomości kobieta stanęła przed ołtarzem z Janem Tymoteuszem Braunem, o którego pochodzeniu wiemy tyle, że był wnukiem górala z Bawarii, a synem łódzkiego imigranta. „Jestem niebogaty” – wyznał szczerze wybrance, lecz podbił jej serce romantycznymi wierszami, w których tytułował ją „królewną”.

Czy Anna zapomniała jednak o starej miłości, skoro swego pierworodnego nazwała imieniem pierwszego ukochanego – Włodzio?

„Ach, jak wielka jest siła kochania”

Pierwsza dama polskiej seksuologii – jak czasem nazywa się Michalinę Wisłocką – przyszła na świat 1 lipca 1921 r. W rodzinie nazywano ją Malinką, a jej braciszka Andrzeja – Bratkiem. Był jeszcze Jan, później wybitny sumerolog, na którego wołano zdrobniale Jaś. Pierworodny Włodek zmarł na czerwonkę kilka dni po urodzeniu, Malinka zatem wychowywała się tylko z dwoma braćmi.

Rodzina mieszkała w budynku szkoły „nieotynkowanym, z czerwonej, podgniłej i nadgryzionej zębami czasu cegły”. Ojciec dziewczynki, Jan Tymoteusz, był kierownikiem placówki – pierwszej powszechnej szkoły w Łodzi. Matka była nauczycielką języka polskiego, ale z czasem poświęciła się wyłącznie wychowywaniu dzieci.

Michalina pisała, że rodzicielka „była cudowną matką i niewątpliwie macierzyństwo stanowiło największy sens jej życia”. W przeciwieństwie do Anny córka miała w sobie niewiele delikatności, subtelności czy innych damskich cech. Była typem chłopczycy i w dzieciństwie, i w młodości, i aż do końca życia. „Byłam bardzo męska, pedantyczna, precyzyjna, bezbłędna w organizacji moich kolejnych pracowni, ponadto nigdy nie włączałam się w babskie plotki i intrygi” – mówiła sama o sobie.

Tablica upamiętniająca Michalinę Wisłocką, znajdująca się na kamienicy przy ul. Piekarskiej 5 w Warszawie, gdzie wiele lat mieszkała seksuolożka, fot. Adrian Grycuk

Lekarka od najmłodszych lat wyróżniała się na tle rówieśników. Nie tylko miała zeza (co później, po wielu latach noszenia niedobranych okularów, zostało wreszcie wyleczone), lecz także zachowywała się inaczej. Spuszczała wzrok przy ludziach, wykazywała trudności w pisaniu, czytaniu i stosowaniu zasad ortografii, stroniła od kontaktów towarzyskich. Problemy te odziedziczyła po matce, potem przekazała je w genach córce i wnuczce. Wówczas o takich osobach mówiono, że są dziwne, dziś diagnozuje się tę przypadłość jako zespół Aspergera. Niestety zdarza się, że i współcześnie osoby cierpiące na tę dolegliwość są stygmatyzowane, choć wiadomo, iż choroba nie przeszkadza w rozwoju, karierze, a nawet dokonaniu wielkich rzeczy.

reklama

Jednym z objawów zespołu Aspergera bywa niekontrolowana szczerość u dzieci. Występował on także u Michaliny. „Koleżanki w większości mnie nie lubiły […], zawsze miałam złośliwy i cięty język” – twierdziła seksuolożka.

Co więcej, oprócz tych wszystkich problemów Wisłocka zmagała się w dzieciństwie również z zaburzeniami ortostatycznymi. „Była wysoka jak na swój wiek, nawet bardzo, i wątła, dlatego nie mogła za dużo stać, gdyż dochodziło do zaburzeń ciśnień krwi, odpływała z mózgu w nogi, pojawiały się gwiazdy przed oczami, szum w uszach i traciła przytomność” – opisuje jej biografka Violetta Ozminkowski. Ta przypadłość jednak chyba najmniej jej zawadzała. Posługiwała się nią czasem, żeby nie iść do szkoły czy zwrócić uwagę matki.

W 1926 r. Jan Braun ukończył studia biologiczne w Warszawie i na stałe powrócił do Łodzi. Został wtedy mianowany kierownikiem Szkoły Powszechnej nr 30 im. św. Stanisława Kostki. Rodzina ponownie przeprowadziła się do szkolnego budynku, ale warunki w tej szkole, w porównaniu do „chatki niebogatej”, jak lekarka określiła poprzedni dom, były o niebo lepsze. W nowym mieszkaniu znajdowała się łazienka z wanną, umywalką i ubikacją ze spuszczaną wodą, piec do grzania wody, kuchnia z podwójnym oknem, dwa kolorowe pokoje, a po roku dołączył telefon na korbkę.

Po skończeniu szkoły podstawowej im. św. Stanisława Kostki, Michalina uczęszczała do prywatnego gimnazjum w Łodzi, którego dyrektorem był Tadeusz Czapczyński. „Nie tylko praca i nauka – i miłość także jest na świecie” – pisała jako uczennica gimnazjum. I zdarzyła jej się miłość – wielka, jedyna taka na całe życie.

W 1933 r. poznała Stanisława Wuttkego, który później zmienił nazwisko na Wisłocki. „Wiek partnerów też nie odgrywa większej roli” – zaznaczała lekarka we wstępie kolejnej części wspomnień pt. Miłość na całe życie. Miała wówczas zaledwie 12 lat, on był starszy, lecz nadal niepełnoletni – liczył 17 lat. „Zakochałam się od pierwszego wejrzenia” – obwieszczała seksuolożka. Młodzieniec zaimponował dziewczynce wyglądem i zainteresowaniami. Był od niej dużo wyższy i miał falującą, popielatą blond czuprynę. Lubił lektury, parę połączyła zatem wspólna pasja do książek. „Krew tętni w mym sercu, które bije ciągle na jeden ton: Stach, Stasio, Sta-sie-czek. Tak, on i tylko on teraz dla mnie istnieje” – opisywała.

Materiał jest fragmentem książki „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej” Małgorzaty Król. Zainteresował Cię fragment? Sprawdź książkę poniżej:

Polecamy e-book Małgorzaty Król pt. „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”:

„Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
215
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-65-5
reklama

Z początkiem 1937 r. Wisłocki wyjechał do Warszawy. Od tej pory zakochanym zostały płomienne listy, romantyczne spotkania co jakiś czas i ogromna tęsknota. Lecz okazało się, iż to rozstanie posłużyło ich miłości. „Ach, jak wielka jest siła kochania” – napisała nastolatka w wierszu Pożegnanie.

14 lipca 1938 r. Misiulka i Stach wzięli ślub w ruinach klasztoru w Sulejowie. To taki ich własny ślub. „Cichutkie słowa przysięgi przed Chrystusem na ołtarzu. Włożyliśmy obrączki […]. Cudnie grały wieczorem polne koniki w zbożu, a księżyc wielki i srebrny świecił do nas przez sosny. Nikt o tym nie wie. To nasza słodka tajemnica” – wspominała Michalina. Życie codzienne diametralnie się nie zmieniło. Dziewczyna dalej się uczyła w łódzkim gimnazjum, a Stanisław studiował w Warszawie. Nadal osobno spędzane noce, romantyczne listy i czułe spotkania. Ale podczas wizyt u rodziny do stołu zasiadali już jako małżonkowie.

Oficjalny ślub, który zgodnie z prawem uczyni ich mężem i żoną, wezmą 13 września 1939 r. pod gradem bomb zrzucanych na Łódź z niemieckich samolotów.

Michalina, Wanda i Stach

„Strasznie to śmieszne być mężatką i chodzić do szkoły” – notuje Wisłocka w pamiętniku. Po pierwszych wrześniowych dniach grozy przyszła względna stabilizacja, więc dziewczyna może kontynuować edukację. Jednakże stabilizacja nie trwa długo. Rodzina odczuwa nowe, okupacyjne porządki.

17 listopada 1939 r. Janowi, który był nauczycielem, obcięli o połowę pensję. Dwa tygodnie później Braunowie musieli opuścić mieszkanie. Ale najgorsze było dopiero przed nimi. 11 grudnia rodzina została wysiedlona z miasta. Dołączył do nich Stanisław Wisłocki. Nie był on na liście przesiedleńczej, co więcej, miał wielu niemieckich krewnych, którzy zapewniliby mu dostatnie życie, lecz zdecydował się podążyć za żoną. Wszyscy zostali przetransportowani do Radogoszcza (obecnie część Łodzi). Tam skierowano ich do obozu jenieckiego stworzonego w budynku dawnej fabryki. Malinka ze Stachem spali na jednej pryczy.

W Radogoszczy Michalina z rodziną spędzili tylko jedną noc. Następnego dnia po przyjeździe przemieszczono jeńców na dworzec, gdzie bliscy musieli się rozdzielić. Mężczyzn i kobiety ulokowano w różnych wagonach. W końcu ruszył pociąg, „oddzielając na zawsze spokojne dzieciństwo od niepewnej wojennej przyszłości”.

Przemarznięci i przestraszeni wysiedleńcy trafili do Krakowa. Zostali zakwaterowani w prywatnych domach: Michalina z mężem osobno, jej rodzice i bracia osobno. Każde z nich dostało niewielką sumę pieniędzy i kartki na obiady w otwartej kuchni zakonnej. Michalina od tych „zakonnych” potraw wciąż wymiotowała, w związku z czym Stanisław wielkim wysiłkiem wystarał się dla ukochanej o kartki na obiady w innym miejscu.

reklama

Wkrótce wojenna zawierucha na długo rozdzieliła Wisłocką z bliskimi. Na początku 1940 r. Braunowie wyemigrowali do małopolskiej wsi Narama, gdzie Jan objął stanowisko nauczyciela, natomiast Wisłoccy wyjechali do Warszawy i zamieszkali z matką mężczyzny.

Szybko się okazało, iż codzienne życie przerasta „pierwszą damę polskiej seksuologii”. Kobieta nie potrafiła ani gotować, ani prasować, ani cerować – nie umiała wykonywać żadnego z podstawowych obowiązków ówczesnej gospodyni. To sprawiło, że Michalina nie za dobrze rozumiała się z teściową.

Wisłoccy żyli biednie. Mogli polepszyć swoją sytuację, lecz Stach zachował się jak patriota. Pewnego dnia odwiedził go krewny ze strony ojca (pochodzenia niemieckiego) z propozycją podpisania volkslisty, jednak mężczyzna stanowczo ją odrzucił. Widać przeważyło wychowanie matki, Polki z rodziny Szostaków, która uczyła syna kochać ojczyznę.

Wkrótce do domu Wisłockich zapukali Niemcy. Michalina i Stanisław znaleźli się na liście do wywózki na roboty do Rzeszy. Traf chciał, że nie było ich wtedy w mieszkaniu. A kiedy dowiedzieli się, że szukali ich hitlerowcy, spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i uciekli do Naramy pod Krakowem, do rodziny kobiety. Do stolicy powrócili w październiku 1941 r.

Do momentu wybuchu powstania warszawskiego Michalina i Stanisław pracowali w Państwowym Instytucie Higieny w dziale tyfusu plamistego. Wraz z nimi była zatrudniona Wanda, przyjaciółka Malinki z lat dziecięcych, piękna, o alabastrowych policzkach, która w 1942 r. zamieszkała z małżonkami w Warszawie. Kobiety były karmicielkami wszy, mężczyzna jako wykształcony biolog dostał posadę fachowca bakteriologa. Z czasem wszyscy zarazili się tyfusem, ale najciężej przechodziła go Michalina. Cudem przeżyła, lecz najbardziej martwiła się o swojego Stacha. W liście do Wandy prosiła przyjaciółkę, by ta zajęła się jej mężem. Kobieta spełniła tę prośbę, choć nie tak jak to sobie Malina wyobrażała.

Wanda nawiązała z Wisłockim namiętny romans. Kiedy Michalina się o tym dowiedziała, szalała z zazdrości, mimo że jej małżeństwo i tak nie było udane. „Mój ojciec był nieczułym, zimnym człowiekiem. Miał encyklopedyczną wiedzę na każdy temat, był bardzo oczytany i inteligentny, ale nie umiał kochać” – zaświadczała córka Michaliny Krystyna Bielewicz. Za to Michalina darzyła męża ślepym uczuciem. „Kochałam Stacha bardzo, lecz mój związek z Wandą był na tyle głęboki, że skłonna byłam bez zastanowienia podzielić się mężem, obdarzyć ją jakąś jego częścią” – wyznała autorka Sztuki kochania. I tak zrodził się ten dziwny jak na dzisiejsze, a co dopiero ówczesne, czasy trójkąt. Ów trójkąt miał charakter głównie erotyczny: cała trójka mieszkała razem, a kobiety naprzemiennie uprawiały seks z Wisłockim.

Materiał jest fragmentem książki „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej” Małgorzaty Król. Zainteresował Cię fragment? Sprawdź książkę poniżej:

Polecamy e-book Małgorzaty Król pt. „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”:

„Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
215
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-65-5
reklama
Wejście do Parku miłości im. dr Michaliny Wisłockiej w Lubniewicach, fot. Jerzystrzelecki

W styczniu 1945 r. Michalina, Wanda i Stach wyjechali do Lublina, gdzie otrzymali pracę w tamtejszym Zakładzie Higieny. Wanda zdała małą maturę, Michalina też chciała się kształcić. We wrześniu 1946 r. cała trójka przeniosła się do Łodzi, gdzie kobieta zaczęła studia medyczne, równocześnie uczęszczając na kursy maturalne.

W połowie 1946 r. Wanda zaszła w ciążę ze Stanisławem. W tym samym czasie i Michalina dowiedziała się, że jest w stanie błogosławionym. W gorszej sytuacji była Wanda, oficjalnie panna. Michalina postanowiła więc, że z mężem adoptują dziecko przyjaciółki. „Urodzisz nam Krzysia” – mówiła. I urodziła. A Michalina urodziła Krystynę. Tak chłopczyk, jak i dziewczynka zostali zarejestrowani w urzędzie jako bliźnięta z małżeństwa Michaliny i Stanisława Wisłockich.

Pojawienie się „bliźniaków” skomplikowało pożycie Wisłockich. Stanisław wciąż miał do żony pretensje. Michalina najczęściej zostawiała córkę pod opieką Wandy, gdyż studiowała na Akademii Medycznej. Była jak Maria Skłodowska-Curie – lubiła to porównanie – bo tak jak polska chemiczka uciekała od domowych obowiązków. Stach nie omieszkał również wypomnieć małżonce, iż podobnie jak laureatka Nagrody Nobla nie umie gotować.

Sąsiedzi nie przypuszczali, jakie relacje są między tą trójką. Nikogo jednak nie dziwiło, że Wanda mieszka z Wisłockimi. Po wojnie brakowało lokali, szczególnie w stolicy, była to zatem sytuacja powszechnie spotykana. „Wobec rodziny Wanda występowała jako przyjaciółka mamy, która w Warszawie nie ma gdzie mieszkać i której mama pomaga przy studiach” – tłumaczyła po latach córka seksuolożki Krystyna Bielewicz.

W 1953 r. Michalina zdobyła upragniony tytuł lekarza i rozpoczęła praktykę na oddziale ginekologiczno-położniczym. Została zatrudniona na stanowisku cytologa. Bardzo zaangażowała się w badania, wiele godzin spędzała przy mikroskopie. Pewnego dnia udało jej się zdiagnozować gruźlicę u niemiesiączkującej pacjentki. Była niezmiernie dumna z tego osiągnięcia. Nie bała się wyzwań, jak próba dokształcenia wiejskich kobiet w zakresie antykoncepcji, przez którą naraziła się na ataki z różnych stron. Miejscowi felczerzy, księża i inni dostojni notable okrzyknęli młodą lekarkę „gorszycielką”, była zastraszana. Nie pomagały jej i same wiejskie gospodynie; zdarzyło się, że została obrzucona przez nie jajkami.

Lekarka pragnęła łączyć karierę naukową z rodziną, choć było jej niezwykle ciężko. Nawet kiedy w 1954 r. dostała etat w klinice w Białymstoku, co jakiś czas wracała do Warszawy na kilka dni. Nie chciała jednak zaniedbywać pracy, bo tam, w przeciwieństwie do domu, mogła liczyć na słowa uznania. Stanisław już od dawna wyraźnie wybrał Wandę, czego ostatecznie pożałował. Kochanka odeszła do innego, a małżonka, po wielu latach upokarzania i zdradzania, postanowiła się rozwieść.

reklama

Warto dodać, iż Michalina także nie dochowywała wierności, choć w porównaniu ze Stachem, który urządzał orgie i sypiał z przypadkowo napotkanymi kobietami, jej romanse nie były tak ciekawe. Jak okrutnym, pozbawionym moralności człowiekiem był Stanisław pokazuje fakt, że przy rozstaniu wyrzekł się spłodzonych dzieci, obcesowo oświadczając: „Żeby żadne z was nie ważyło się do mnie ani dzwonić, ani ze mną kontaktować! Ja od dzisiaj dzieci już nie mam!”.

Wanda przy wyprowadzce zabrała ze sobą ośmioletniego Krzysia. Chłopiec, który nadal uważał Michalinę za matkę, zamieszkał z Wandą i poślubionym przez nią Janem, elektronikiem. Podczas jednej z kłótni kobieta wykrzyczała czternastolatkowi, że to ona go urodziła. Młodzieniec był załamany, poczuł, że stracił już nie tylko ojca, ale i matkę. To, co stało się później, niewątpliwie było konsekwencją szokującej wiadomości. Krystyna Bielewicz opowiadała:

„Zaczął jeszcze więcej pić, nie pracował, w jego domu była melina, staczał się, miał szemranych przyjaciół. Wanda mu woziła jedzenie, żeby nie umarł z głodu. W końcu bardzo ciężko zachorował, dostał udaru mózgu. Był częściowo sparaliżowany, jeździł na wózku. Wzięłam go do siebie do domu, przez 15 lat się nim zajmowałam”.

W ciągu trwającego kilkanaście lat związku ze Stanisławem Michalina dorobiła się jedynie nerwicy i choroby serca. Po rozwodzie została przy nazwisku Wisłocka. Postawiła sobie za cel nauczenie kobiet prawdziwej miłości. Takiej, której nie zaznała ani ze Stanisławem, ani z innymi mężczyznami, z którymi była później związana, z reguły krótko.

Sztuka kochania

W 1957 r. „gorszycielka” wraz z prof. Bohdanem Bednarskim założyła Towarzystwo Świadomego Macierzyństwa. Powołanie tej instytucji, która zresztą ideałami nawiązywała do przedwojennej Poradni Świadomego Macierzyństwa, zainicjowanej m.in. przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego, było działaniem budzącym kontrowersje. „Nie podobało się Kościołowi, władzy” – przypominała po latach Michalina na łamach „Gazety Wyborczej”. Lekarzom cel przyświecał jeden: pomóc kobietom, pomóc bezdzietnym małżeństwom.

Niestrudzona Wisłocka, niezniechęcona obelgami (nawet takimi, że jest „Hitlerem mordującym polskie dzieci”), atakami z różnych stron (jak wspominała jej córka: „O dziwo, to nie księża, ale lekarze ginekolodzy byli jej nieprzychylni”), wykonywała mozolną pracę. Z cierpliwością tłumaczyła pacjentkom kobiecą fizjonomię, jak dochodzi do zapłodnienia albo w jaki sposób go uniknąć. Lekarka podkreślała przy tym, że seks nie jest obowiązkiem i kobiety nie muszą, niczym niewolnice, ulegać mężowi, gdy ten żąda stosunku. Zapewne dla wielu z nich była to pierwsza rozmowa o fizjologii, intymności, bliskości, w tamtych czasach bowiem kwestie seksualne stanowiły w domach temat tabu.

Materiał jest fragmentem książki „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej” Małgorzaty Król. Zainteresował Cię fragment? Sprawdź książkę poniżej:

Polecamy e-book Małgorzaty Król pt. „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”:

„Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
215
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-65-5
reklama

Najczęstszym problemem, z jakim dziewczyny przychodziły do Wisłockiej, była obawa przed zajściem w ciążę. Ginekolożka podsuwała im najczęściej środki antykoncepcyjne. Ale powiedzmy wyraźnie: nie była w tej sferze lekkomyślna. Nie chciała sprawić problemów żadnej z pacjentek, dlatego testowała antykoncepcję na sobie i polecała jedynie sprawdzone środki. Była zwolenniczką metody polegającej na nakładaniu „kapturka” na szyjkę macicy. Wobec pigułek prezentowała stanowisko sceptyczne – jej zdaniem nie były dostatecznie przebadane. Ogólnie rzecz biorąc, Michalina była agitatorką za zabezpieczaniem się, gdyż sama usunęła trzy ciąże, o czym Krystyna Bielewicz powiedziała Violetcie Ozminkowski: „Dlatego całe życie tak walczyła o antykoncepcję, bo wiedziała, jak trudne i bolesne są to decyzje dla kobiety”.

Co ciekawe, pacjentki nieraz przyprowadzały do Wisłockiej swoje sympatie. A ginekolożka pouczała chłopców, że seks to odpowiedzialność, że warto używać prezerwatywy.

Z takimi problemami mierzyła się Michalina Wisłockarównież w poradni dla młodzieży, prowadzonej w latach 70. ubiegłego stulecia w Warszawie razem z wielkim sprzymierzeńcem swojej aktywności prof. Andrzejem Jaczewskim. Trafiały do nich przestraszone nastolatki, które wcześnie zdecydowały się na współżycie i bały się zajść w ciążę. Gdy zapłodnienie faktycznie nastąpiło, zasadniczo zostawała jedynie pomoc psychologiczna.

Jednym z pól działań Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa było leczenie niepłodności. Wisłocka propagowała metodę stymulacji szyjki macicy prądem. Ta pionierska jak na ówczesne czasy metoda miała wysoki wskaźnik skuteczności, aczkolwiek pewnego razu w jej wyniku pacjentka dostała zapaści, co sprawiło, że seksuolożka z niej zrezygnowała.

Wisłocka zwracała też uwagę na jeszcze jeden rodzaj miłości: rodzicielskiej. Więź między matką a nienarodzonym dzieckiem była, zdaniem lekarki, wyjątkowa: „Po stronie matki leży cały ciężar miłości, dziecko natomiast zajmuje pozycję biorcy, który bez miłości i warunków fizycznych, jakie mu stwarza organizm matki, nie mógłby rozwijać się i żyć”. Seksuolożka zaznaczała, że prócz wszystkich biologicznych witamin dziecko potrzebuje od matki „witaminy M” – miłości.

Efektem „piętnastu lat pracy lekarskiej, naukowej oraz społeczno-publicystycznej” jest książka Sztuka kochania. Oficjalnie została wydana w 1976 r., wcześniej jej odbitki były nielegalnie sprzedawane na bazarach. Dzieło Michaliny z miejsca stało się bestsellerem. Dlaczego Sztuka kochania była tak popularna? Aby to zrozumieć, należy uświadomić sobie ówczesne realia. Po pierwsze, nie było wielu podręczników traktujących o zagadnieniach seksualnych. W telewizji czy radiu też się o tym nie mówiło. Może w specjalistycznych czasopismach dałoby się znaleźć wątki dotyczące tego zagadnienia – ale kto po nie sięgał? A że potrzeba takiej wiedzy była ogromna, świadczą słowa Wisłockiej: „przez wiele lat nagromadziłam setki karteczek z pytaniami uczestników wykładów i dyskusji w klubach różnych organizacji społecznych, w domach akademickich, na uczelniach i w szkołach”.

reklama

Dodajmy też: Sztuka kochania nie jest „polską kamasutrą”, mimo iż znajdziemy w niej opisy pozycji urozmaicających ars amandi. Jednak w mojej ocenie książka osiągnęła szczyt popularności, ponieważ „pierwsza dama polskiej seksuologii” w przystępny sposób objaśniała różnorakie dylematy związane z obliczem miłości: rodzenie się uczuciowości, popęd płciowy, oddziaływanie zmysłów, związek i nawiązanie bliskości, narodziny rozkoszy, powstanie orgazmu, zapobieganie monotonii w związku, metody zapobiegania ciąży (tak naturalne, kalendarz małżeński, jak i antykoncepcja) czy ciąża a seks i intymność pary. W Sztuce kochania ujmuje mnie również to, że jej autorka przywołała nie tylko osiągnięcia innych naukowców, lecz także wzbogaciła ją fragmentami biblijnej Pieśni nad pieśniami czy arabskiego Ogrodu rozkoszy. W drugim z wymienionych traktatów, pochodzącym z XIII w., szejk Nefzawi pisał:

Kobieta jest jak owoc, który nie wyda z siebie słodyczy, dopóki nie utrzesz go w rękach. Czyżbyś nie wiedział, że ambra, jeśli się jej nie obraca w dłoniach i nie rozgrzewa, skryje w sobie zawarty aromat? Tak samo jest z kobietą.

„Miłość nie zna wieku”

W 1970 r. Michalina otrzymuje stopień naukowy doktora po obronie rozprawy poświęconej zagadnieniom cytohormonalnym. Było to uwieńczenie kilkunastu lat jej praktyki ginekologicznej, którą rozpoczęła w połowie lat 50. W Towarzystwie Świadomego Macierzyństwa zajmowała się leczeniem niepłodności. Pobierała od swoich pacjentek cytologię i wykonywała wymaz cytohormonalny. Na podstawie wyników badań formułowała odpowiednie wnioski. Wszystkie przemyślenia znalazły się w jej pracy doktorskiej, którą ukończyła w 1962 r. (w tymże roku odbyła też kurs z seksuologii). Niestety recenzenci ocenili, że wyniki jej pracy opierają się na archaicznych metodach badań. W konsekwencji rozwój naukowy ginekolożki na jakiś czas został przerwany.

Dopiero w 1964 r. ambitną kobietę przyjął pod opiekę prof. Tadeusz Bulski. Poznał się na jej talencie, lecz dokończenie doktoratu uniemożliwiła jego nagła śmierć w 1966 r. Michalina ponownie musiała szukać protektora. Ale ani w Warszawie, ani w Białymstoku (gdzie niegdyś pracowała) nikt nie chciał zaopiekować się charakterną lekarką. Słyszano o jej nietuzinkowym usposobieniu – z jednej strony była romantyczna, melancholijna, z drugiej emocjonalna i wybuchowa. W końcu w 1970 r. Wisłocka wyjechała do Wrocławia, gdzie dzięki protekcji znajomej otworzyła przewód doktorski.

Materiał jest fragmentem książki „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej” Małgorzaty Król. Zainteresował Cię fragment? Sprawdź książkę poniżej:

Polecamy e-book Małgorzaty Król pt. „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”:

„Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
215
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-65-5

Przez następne siedem lat kobieta była zatrudniona w stołecznej Pracowni Cytodiagnostycznej Towarzystwa Planowania Rodziny. Przez instytucję przewijały się tabuny ludzi, a Michalina była w swoim żywiole. Violetta Ozminkowski, autorka książki Sztuka kochania gorszycielki przywołuje spostrzeżenie innej osoby:

Poradnia […] była oblegana przez tłumy kobiet i mężczyzn przekonanych, że tylko tam mogą uzyskać bezstronne i kompetentne informacje z zakresu antykoncepcji. Wkrótce pacjenci zorientowali się, że wizyta u doktor Wisłockiej to nie tylko pomoc w rozwiązaniu wstydliwych problemów, ale – co istotne – kompleksowe poradnictwo medyczne uzupełniane osobistymi doświadczeniami i zdrowym rozsądkiem pani doktor. Ludzie łaknęli informacji, które ułatwiały funkcjonowanie w rodzinie oraz poprawiały kondycję seksualną obojga partnerów. Praca w poradniach przyniosła na przestrzeni lat ogromną satysfakcję.

Tym bardziej przykry jest fakt, o którym również wspomina Ozminkowski. Tuż przed przejściem Wisłockiej na wcześniejszą emeryturę w 1976 r. władze obniżyły zarobki lekarzy do minimum, co kobieta mogła odebrać jako deprecjację jej wiedzy i zaangażowania.

Kolejne 30 lat życia nie zostało zbyt szczegółowo opisane w biografiach seksuolożki. Zapewne nie jest to tak barwna część życia lekarki. Michalina bowiem mieszkała sama, zajmowała małe mieszkanie na warszawskiej Starówce. Nie miała żadnego partnera, a dawne romanse były jedynie trudnym wspomnieniem. Miała za to gosposię, która się nią opiekowała. Wpadał jej były bliski współpracownik i przyjaciel prof. Andrzej Jaczewski, który po jej śmierci ze smutkiem przyznał: „tak bogato czcimy pamięć ludzi, którzy odeszli w niedostatku. Mam wyrzuty sumienia: mogliśmy i powinniśmy zadbać, by Michalina Wisłocka nie chorowała latami, nie żyła w niedostatku […], ale nie pomyśleliśmy wtedy o tym. Żal”.

Odwiedzał ją również inny profesor, Zbigniew Izdebski. Często opowiadał on swoim studentom o niezwykłej seksuolożce, niektórzy pod jego kierunkiem pisali o niej prace dyplomowe. Przychodziła i córka Krystyna, która w 1968 r. wyszła za mąż za Andrzeja Bielewicza. Przyprowadzała wnuki, by poznały babcię.

Grób Michaliny Wisłockiej na Cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie, fot. Mateusz Opasiński

Wisłocka, choć pogarszały się jej wzrok i słuch, nadal była aktywna. Prowadziła dyskusje ze studentami, udzielała wywiadów. I pisała. W 1988 r. wydano Sztukę kochania. W dwadzieścia lat później. Tytuł nawiązuje oczywiście do bestsellera seksuolożki, ale nie stanowi kontynuacji dzieła, gdyż traktuje o innych problemach. Jak pisze we wstępie do publikacji Andrzej Jaczewski:

To już nie „książka kucharska” – jak się kochać. Jest to książka głębokich przemyśleń człowieka doświadczonego, który myślał i obserwował życie dłużej niż dwadzieścia lat […]. A obserwatorem Wisłocka jest znakomitym. I pole widzenia ma też duże – bo to i życie z zewnątrz, i – rzec można – pod kołdrą… Nie jest to już broszura przeznaczona do nastolatek, które boją się zajść w ciążę. Brak w niej „momentów”, opisów technik seksualnych, wzbogaconych dwudziestoletnimi studiami. Odpowiedź na wątpliwości znajdą w niej przede wszystkim osoby dojrzałe, doświadczone we współżyciu. Sama autorka zaznacza, że Sztuka kochania. W dwadzieścia lat później [rzuca] promień światła na smugę cienia w drugiej połowie ludzkiego życia.

Książka z 1988 r. nie wywołała takiej wrzawy i sensacji jak pierwsza Sztuka kochania. Ale to właśnie zasługa lekarki, bo o seksie zaczęło się już rozmawiać, pisać, tworzyć…

W 1985 r. umarł Stanisław Wisłocki. Po jakimś czasie Michalina dowiedziała się także o śmierci byłych kochanków. Rysiek zmarł na raka płuc, Jerzy na zawał, Włodek też. Ale ona żyła, i do końca pozostała kochliwa. Jej ostatnim zauroczeniem był dużo młodszy doktor. „Umierająca kobieta, która leży w szpitalu, zadurza się w czterdziestoletnim lekarzu. Dodatkowo bała się, że jest o nią zazdrosna młoda lekarka” – wspominała Violetta Ozminkowski. Ale przecież, jak twierdziła Wisłocka, „miłość nie zna wieku. Wieje jak wiatr i można się zakochać, nawet umierając”.

Pierwsza dama polskiej seksuologii odeszła 5 lutego 2005 r. Przebywała wtedy w szpitalu na warszawskim Solcu. Długoletnia choroba serca i nieprawidłowa aktywność nerek zabrały z tego świata kobietę, która zapoczątkowała w Polsce otwarty dialog w kwestiach seksu.

A Sztuka kochania, mimo iż poradników miłosnych mamy współcześnie multum, nadal pozostaje fenomenem. To zjawisko tłumaczy przyjaciel Wisłockiej, prof. Zbigniew Izdebski:

Jesteśmy dzisiaj inni, żyjemy inaczej, inne są nasze potrzeby i możliwości ich zaspokojenia. A jednak […] to książka wciąż aktualna. Chociaż spełniła swoją rolę, zmieniając głęboko seksualną świadomość i życie uczuciowe Polaków, pomagając im znaleźć język otwartego mówienia o miłości i seksualności, należy ją polecać również kolejnym pokoleniom czytelników. Nie tylko jako fascynujący dokument epoki, w której powstawała, ale jako wspaniałą lekcję miłości, głębokiej, otwartej na potrzeby własne i potrzeby partnera, przygotowanej na dojrzewanie i zmianę, zdolnej przezwyciężać problemy. Miłości, bez której nie smakuje najlepszy nawet seks.

Materiał jest fragmentem książki „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej” Małgorzaty Król. Zainteresował Cię fragment? Sprawdź książkę poniżej:

Polecamy e-book Małgorzaty Król pt. „Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”:

„Polscy Hipokratesi. Najświetniejsi lekarze Rzeczypospolitej”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
215
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-65-5
reklama
Komentarze
o autorze
Małgorzata Król
Absolwentka administracji na Uniwersytecie Technologiczno-Humanistycznym w Radomiu. Uczestniczka konferencji i sympozjów naukowych; publikowała m.in. w czasopismach: „Civitas et lex”, „Studia Ełckie”, „Acta Iuris Stetinensis”. Wydała książki „Zwyczajne, święte kobiety” oraz „Chłopcy malowani. Najsłynniejsi polscy kawalerzyści”. Interesuje się historią, hagiografią oraz literaturą biograficzną. W wolnych chwilach lubi obejrzeć dobrą komedię romantyczną lub stary serial.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone