Markiz de Sade: filozofia perwersją przykryta
Markiz de Sade – zobacz też: Zwykłe życie markiza de Sade
Donatien-Alphonse-François de Sade: markiz, pisarz, skandalista, zwolennik nieszablonowego modelu rodziny oraz filozof. Oczywiście, można by napisać kolejną opowieść o jego sławnych erotycznych podbojach, orgiach w których brał udział czy pikantnych historiach o ojcach zdeprawowanych dziewcząt, którzy strzelali do markiza w przypływie szaleństwa.
Oczywiście, postać ta kojarzy się głownie z opisami perwersji, o których nie ma potrzeby pisać, szczególnie, że niemała część z nich podpada pod stosowne paragrafy w kodeksach karnych.
De Sade jako filozof zalicza się do zyskującego na popularności libertynizmu. Nie był oczywiście twórcą ruchu skrajnych wolnościowców, dążących do wyzwolenia się ze wszelakich więzów społecznych. Na pewno jednak był jego wiernym (o ile nie najwierniejszym) wyznawcą.
Markiz de Sade był dzieckiem swoich czasów – wielkiego Oświecenia, które odrzuciło dawne przesądy i skierowało się ku nowym torom. Ponownie w centrum rozważań myśliciele postawili człowieka. Dawne religijne poglądy i więzy stworzone w okresie kontrreformacji zastąpiono nowymi ideami ludzkiego rozumu. Szła więc wówczas przez dzieje kawalkada myślicieli: niezastąpionego wroga katolicyzmu i całkiem szczerego przyjaciela jezuitów Woltera, ojca Kubusia fatalisty, próbującego uchwycić świat w zgrzebne definicje encyklopedysty Diderota, żonglującego sprzecznymi ideami sensualizmu i lojalizmu wobec Kościoła, wierzącego w proste rozwiązania de Condillaca czy w końcu zakochanego w szlachetnym dzikusie i korespondującego namiętne ze Stanisławem Leszczyńskim Jana Jakuba Rousseau. Gdzieś obok nich przemykał późny syn Oświecenia markiz de Sade, który wykładaną przez nich filozofię starał się dopasować do własnej, nieco perwersyjne natury.
W centrum jego rozważań był rzecz jasna człowiek, przy czym nie można dawać znaku równości między pojęciami „człowiek” i „kobieta”, bowiem na miano tego pierwszego zasługiwał tylko mężczyzna. Markiz był libertynem, a nie liberałem czy postępowcem. Płeć piękna nie miała według niego zbyt wielu praw, szczególnie, że miała być środkiem do celu.
Tym bowiem, do czego dąży mężczyzna, miało być szczęście. Nie było ono jednak drobnomieszczańskie, uwięzione w czterech ścianach między obrazami, niedzielnym obiadem i szczęśliwym pożyciem małżeńskim pełnym wierności i szacunku. Takie szczęście to fikcja, którą wytwarzają ludzie aby załgać samych siebie. Prawdziwa pełnia życia tkwić miała w otwarciu się na naturę. Jednemu podpowiada ona, że seks nie leży w horyzoncie jego zainteresowań, innemu zaś, że realizować może się tylko w wymyślnych orgiach pełnych najdziwniejszych fantazji. Prowadzi to do postawy permisywnej, to znaczy takiej, która akceptuje bezgranicznie wszystkie zachowania u innych. Chcesz z kobietą – dobrze. Chcesz z chłopcem – też. Chcesz jeszcze inaczej – Twój wybór.
Myliłby się jednak ten, kto uważa, że markiz twierdził, że poddawanie się dewiacjom jest wynikiem wyboru ludzi. Człowiek był według niego ofiarą natury, która dla każdego trzyma w zanadrzu inny czynnik determinujący. Szczęście odnajdzie jedynie wtedy, kiedy zda sobie sprawę z tego, jaka jest jego prawdziwa natura i czego potrzebuje. Człowiek nie ma więc wpływu na swoją naturę – jest marionetką w jej, co tu wiele mówić, bezwzględnych rękach. Jak stwierdził de Sade: „Czyliż człowiek jest panem swoich upodobań? Trzeba litować się nad tymi, którzy mają gusty niecodzienne, ale nie trzeba ich nigdy znieważać. Ich wina jest winą natury”.
Normy kulturowe byłyby więc kagańcem, który pęta naturę. Markiz wskazywał ponadto, że istnieją kultury w których rzeczy uznawane w katolickiej Francji za dewiacje uchodzą za rzecz normalną. Stał więc bardzo wyraźnie na stanowisku relatywistycznym w stosunku do porządków ustanowionych przez kulturę, uważając jednak zarazem, że natury nie można zrelatywizować, gdyż ma ona charakter absolutny.
Jak przystało na myśliciela oświeceniowego, markiz odrzucał wiarę i wolał oprzeć się na ludzkim umyśle:
A więc, jeśli dowiedziono, że człowiek zawdzięcza swoje istnienie tylko stałym planom natury; jeśli wykazano, że istnieje na tym globie ziemskim tak dawno jak sam glob i że podobnie jak dąb, jak lew, jak minerały znajdujące się we wnętrzu ziemi, jest koniecznym wytworem tego globu nikomu nie zawdzięczając swego istnienia; jeśli dowiedziono, że ten Bóg, którego głupcy uważają za autora i jedynego producenta wszystkiego co widzimy (…)
Człowiek jest w siłach natury, ale decyzję o tym co z tym zrobi podejmuje dzięki rozumowej refleksji a nie popędowi. Dewiacje są więc wytworem natury, ale zgoda na nie wynika z racjonalizmu i przekonania, że takie rozwiązanie jest lepsze – bo prowadzi do szczęścia człowieka.
Teoretycznie więc każdy miał prawo do realizacji swoich potrzeb, które wynikają z jego natury. W praktyce jednak sprawa wyglądała znacznie bardziej skomplikowanie. Jak słusznie zauważył Marcin Skrzypek w swoim wstępie do Filozofii w buduarze, humanizm markiza załamuje się w tym momencie. Co zrobić w sytuacji, w której potrzeby jednej osoby kłócą się z pragnieniami drugiej? Markiz udziela bezwzględnej odpowiedzi – racja leży po stronie silniejszego.
Jest więc w tym niemała nuta tragizmu, z której markiz zdawał sobie sprawę, a do której nie chciał się w pełni przyznawać. Jego świat jest pełen nierówności płynących z samej natury, a koncepcje jest bardzo daleka od egalitaryzmu. Postać ta jednak wciąż wzbudza zainteresowanie – polscy czytelnicy mogą ją poznać również dzięki wydanej ostatnio powieści Siódme życie markiza de Sade autorstwa Jacquesa Ravenne.
Bibliografia:
- Matuszewski Krzysztof, Sade. Msza okrucieństwa, Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2008.
- Skrzypek Marian, Libertyński podręcznik wychowania seksualnego w duchu absolutnego immoralizmu [w:] Donatien Alphonse François de Sade, Filozofia w buduarze, Szumacher, Kielce 1998.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz