Magda Szcześniak – „Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce” – recenzja i ocena
Magda Szcześniak – „Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce” – recenzja i ocena
Praktycznie każdy ma w swojej rodzinie krewnych, którzy wiele dekad temu doświadczyli awansu społecznego. W ogromnej większości było to przejście z klasy chłopskiej do robotniczej. Natomiast zdecydowanie mniejszy odsetek dotyczy Polaków, którzy nie tylko wyrwali się z nędzy chłopskiej, ale zrobili kariery, które wyniosły ich na stanowiska profesorów, ministrów, dyrektorów, lekarzy itd. Magda Szcześniak na podstawie pamiętników, publikacji prasowych, badań socjologicznych, literatury, filmów dokumentalnych i fabularnych ukazuje nam różne aspekty awansu społecznego oraz jak wpłynął on na ludzi będących niegdyś bohaterami socrealistycznego dyskursu.
Na początek autorka w dość długim wstępie wyjaśnia kwestie przeorganizowania społecznego, a także pisze o ścieżkach awansu życiowego, jaki nastąpił po zakończeniu II wojny światowej. Najistotniejszym punktem publikacji jest ukazanie emocji jakie towarzyszyły ludziom, którzy pierwszy raz doświadczyli wyjazdu za wiejskie rogatki. A te emocje wiązały się z totalnym szokiem kulturowym. Przyjeżdżający do miast z najodleglejszych wiosek, szybko musieli nauczyć się tak prozaicznych czynności – jak korzystanie z toalety, kuchenki gazowej, zapalania światła czy choćby umiejętnego poruszania się w miejskim gąszczu. Badaczka trafnie opisuje, że przyjezdni nabywali „nową skórę” a zrzucali „wielowiekową skórę chłopską”. Tym samym każdy z nich stawał się „człowiekiem”.
„Poruszeni” dzielą się na dwie części. W pierwszej widzimy awans społeczny oczami beneficjentów ówczesnego systemu. Ich losy toczyły się wyznaczonym torem: początkowe zagubienie i niezrozumienie kultury robotniczej. Charakterystyczny lęk oraz chłopska nieśmiałość, szybko ustępowały na rzecz pewności, odwadze, ambicji. Robotnicy wkraczali w sferę „współzawodnictwa” w celu podwyższania norm produkcyjnych. A wytypowani do dalszego kształcenia, mogli liczyć na wspinanie się po szczeblach hierarchii pracowniczej. Proces ten był wielokrotnie przedstawiany w socrealistycznych produkcyjniakach filmowych, które szczegółowo omawia Magda Szcześniak. Wystarczy wspomnieć „typowe” ujęcia: główny bohater pracuje przy maszynach, w trakcie nauki sporządza notatki, ogląda globus, rozwiązuje zadania na tablicy. Zmienia się również wygląd robotniczych nowicjuszek – chustka na głowie i kosz w ręku zostały zastąpione przez krótszą fryzurę, miejskie ubranie czy elegancką walizkę. Generalnie w dokumentach awans ujęty jest jako reguła – podkreśla Szcześniak. Państwo dostarcza infrastruktury edukacyjnej a zdobywanie wiedzy jest siłą charakteru ludzi wywodzących się ze wsi. Swoją drogą, to gdy ogląda się powojenne kroniki filmowe, można odnieść wrażenie, że wszyscy się uczą i najczęściej nie są to dzieci – celnie zauważa autorka „Poruszonych”.
Interesującym aspektem pracy wydanej przez „Krytykę Polityczną” jest zreferowanie awansu społecznego przez pryzmat „pamiętników” prowadzone przez ludzi wywodzących się ze środowisk wiejskich. Między 1961 a 1975 rokiem, ogłoszono około tysiąca konkursów pamiętnikarskich, które miały pokazać „Młode pokolenie wsi Polski Ludowej”. Konkursy cieszyły się sporą popularnością. Ludzie mieli potrzebę podzielenia się swoimi doświadczeniami oraz zwrócenia uwagi na problemy realnego socjalizmu. Można śmiało powiedzieć, że z pamiętników wyłania się szczerość autorów względem opisywanych zdarzeń. Jedni przepraszają za swoje błędy. Drudzy wykazują wątpliwości podczas pisania: Wiem przecież, że to, co napiszę niewiele jest warte i nie ma co porównywać. Bo ludzie mają naprawdę wielkie przeżycia. U innych pamiętniki powstają w ukryciu: „Wolę pisać wtedy, jak nikogo nie ma w domu i nikt nie widzi”; „Nikt z obecnych nawet się nie dowie, że coś podobnego mogę napisać”; „Żona dowiedziawszy się o moich literackich poczynaniach, przewraca mi wnętrzności […] ty bałwanie, chcesz, żeby cały kraj cię poznał? O wstydzie! Gdzie ja podzieję oczy – nieszczęsna! Dobrze mi mówili, żebym nie szła za takiego, co książki czyta, bo to chłop stracony”. Ale ogólnie rzecz biorąc to wyczuwa się wśród prac satysfakcję i dumę z pisania.
Autorzy w swoich osobistych zapiskach uwypuklają niemożność nauki i zabawy w okresie przedwojennym, upływanie dzieciństwa podczas ciężkiej pracy, ulgę towarzyszącą ucieczce ze wsi, radość z życia w innych warunkach. Wręcz podkreślają, że często sukces zawodowy w mieście, przypisują cechom charakteru nabytym w okresie trudnego dorastania na wsi, takim jak dyscyplina, samozaparcie, zdolność do wyrzeczeń, wysoka motywacja. Jednak drugą stroną medalu w osiągniętym poziome, są bolesne doświadczenia z ocenianiem ich pochodzenia – „pcha się jak z PGR”, „widać, że to z wiochy”, „chamki ze wsi”, „e, gnojarze, kiedy robicie doktoraty z fekalii”. Pogardliwe docinki świetnie zostały podsumowane w takich słowa przez jednego z piszących: Patrzę na […] tę pychę, wyższość człowieka nad człowiekiem. Władza ludowa uczy i nakazuje szanować człowieka pracy, a ta nasza inteligencja nie stosuje się do tego, a przecież ich wychowuje prasa, kino, teatr.
W drugiej części książki Magda Szcześniak spogląda na tzw. inteligencję pracującą, czyli tych, którzy wykonywali pracę umysłową, ale wywodzili się z rodzin chłopskich lub robotniczych. Swoją analizę przedstawia na przykładzie dzieł filmowych i literackich. Autorkę interesują najbardziej relacje między przedstawicielami inteligencji pochodzącymi ze środowisk chłopskich i robotniczych, a tymi, którzy nie doświadczyli awansu społecznego. Ukazane są dwa motywy – pierwszy dotyczy powrotu na wieś – na stałe lub na jakiś czas. Zaś drugi kreśli obraz ludzi pełniących stanowiska kierownicze. W obu przypadkach widzimy ich konflikty wewnętrzne i zewnętrzne w zderzeniu z socjalistyczną biurokracją. Dzięki lekturze „Poruszonych” zauważymy, że różnice między osobami powracającymi a pozostawionymi na wsi rodzinami, materializują się. A przejawia się to w sposobie mówienia, ubioru, światopoglądzie – jak podaje Szcześniak.
Wiele stron autorka poświęciła serialowi „Dyrektorzy”, który niegdyś bił rekordy popularności. Reżyserem tego kultowego dzieła był Zbigniew Chmielewski, będący również autorem innego hitu drugiej połowy lat siedemdziesiątych pt. „Daleko od szosy”, nadal zresztą chętnie emitowanego w przeciwieństwie do „Dyrektorów”. Serial opowiadał o losach fikcyjnego zakładu produkcyjnego Fabel w latach 1957–1972. Według krytyków, twórcom udało się uchwycić w przekonujący sposób jeden z najistotniejszych problemów ówczesnego systemu – sposobu funkcjonowania gospodarki centralnie planowanej oraz relacji społecznych wpływających na wydarzenia rozgrywające się wokół. Arcydzieł filmowych pokazujących kierowniczą stronę Polski Ludowej było więcej: „Blizna” czy „Krótki dzień pracy” Krzysztofa Kieślowskiego. Wpisuje się w to także „Czterdziestolatek” Jerzego Gruzy, który w krzywym zwierciadle pokazywał inteligencję pracującą. Osobiście zachęcam do obejrzenia wspomnianych „Dyrektorów” i przekonania się, że obecnie jest to niedoceniana produkcja telewizyjna. A wracając do meritum, to najważniejszą kwestią „dyrektorskiego kina” było wyczucie przez kadrę zarządzającą – nastrojów załogi i okolicznych mieszkańców. Brak wyczucia kończył się porażką. Ciekawostką może być to, że w kulturze socjalistycznej to właśnie dyrektor był postacią tragiczną. Dlaczego? Szyderczą odpowiedź znajdziemy w „Czterdziestolatku”. Mianowicie w jednym z odcinków lekarz stwierdza: Ten pan jest dyrektorem? No to nie ma co badać, pisz zawał. Anegdot, historyjek, czy zaskakujących uwag o socjalistycznym dyrektorze z połowy lat siedemdziesiątych w „Poruszonych” jest znacznie więcej. Zwłaszcza, że ci gierkowscy dyrygenci w zakładach pracy mieli już (jako tako) odpowiednie kwalifikacje zawodowe, gdy porównamy ich do poprzedników z czasów pierwszej dekady PRL.
W książce nie mogło zabraknąć krytycznych ocen dotyczących awansu społecznego. Socjalistyczną politykę, a dokładniej konsekwencje nieudanego awansu, nieudolność systemu, hierarchiczność społeczną krytykują ci, którzy tzw. Polskę Ludową budowali. Niewątpliwie widmo porażki socjalistycznego przodownictwa pracy można zobaczyć w „Człowieku z marmuru” Andrzeja Wajdy. Jednak murarski przodownik Mateusz Birkut nie był główną postacią filmu, a młoda studentka szkoły filmowej – Agnieszka. Natomiast skupienie się na portrecie jednego bohatera dokładnie ujęte zostało w dokumentach „Murarz” Krzysztofa Kieślowskiego, „Wizyta” Marcela Łozińskiego, „Opowieść o człowieku, który wyrobił 552% normy” Wojciecha Wiszniewskiego. Głównym zamysłem powyższych projekcji było stwierdzenie, że awans społeczny był głęboko niedoskonały i miał często poważne konsekwencje dla postaci w nich występujących. Każdy z tych filmów można bez trudu obejrzeć w sieci i samemu zastanowić się nad przesłaniami, jakie z nich płyną. Od razu zaobserwujemy prawdziwość w zachowaniu bohaterów, a sposób, w jaki wypowiadają swoje słowa, budzi ogromne zaciekawianie.
Aby w pełni zrozumieć kwestie moralne, osobowościowe, sposób kręcenia dokumentów – obowiązkowo zachęcam obejrzeć piętnastominutowy dokument „Gadające głowy” Kieślowskiego, w którym najzwyklejsi zjadacze chleba – od niemowlaka do stuletniej staruszki, mówią kim są i czego by chcieli. Wtedy zobaczymy, że kwintesencją ówczesnych dokumentów był realny człowiek. Dzisiaj w mediach społecznościowych ten „realny człowiek” zniknął na korzyść ludzi, których osobowość jest sztuczna i pusta. Piękne było to, że inteligencja z lat siedemdziesiątych XX wieku, upominała się o tych, których awans nie zakończył się sukcesem. Obecnie zaś ci, którzy uważają się za elity intelektualne, często nie chcą mieć nic wspólnego z ludźmi mniej zarabiającymi, z małych miasteczek, wyznającymi tradycyjne wartości.
Ostatni rozdział poświęcony jest ewolucji stosunków miłosnych w PRL. W socrealizmie kobiety były pozbawione kobiecej seksualności, a miłość była potrzebą drugorzędną. W filmach „Przygoda na Mariensztacie”, „Pierwsze dni”, „Pierwszy start” Magda Szcześniak przypomina, że wszyscy są oddani sprawie budowy socjalizmu, a relacje zawodowe nawiązywane są jedynie z osobami o tej samej pozycji zawodowej. Badania pokazują, że wśród małżeństw mieszkających w peerelowskiej wsi – ponad 91% stanowiły związki osób urodzonych w środowisku wiejskim. Związki międzyklasowe się zdarzały, ale zawierane były w przestrzeni miejskiej. W „Poruszonych” autorka przedstawia kilka ciekawych przykładów: małżeństwo osoby z wyższym wykształceniem z absolwentką czterech klas szkoły podstawowej: Ja mam studia wyższe. Zacząłem się zastanawiać, jak powinienem postępować, aby nie wytworzyła się między nami przepaść, Wybrałem drogę podniesienia poziomu intelektualnego żony przez samokształcenie, które zręcznie inspirowałem, pobudzałem. Jedna z kobiet posiadająca tytuł magistra, wyszła za mężczyznę po podstawówce. Wywołało to niezadowolenie najbliższych, ale dla dwojga nie miało to znaczenia, gdyż się po prostu kochali. Najczęściej związki między wykształcanymi kobietami a mężczyznami „bez szkoły”, kończyły się niepowodzeniem. Podobnie rozpadały się małżeństwa ze względu na różnice majątkowe. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych związki między kobietami z wyższym wykształceniem, w dodatku pochodzenia inteligenckiego a wiejskimi mężczyznami po podstawówce, były niezwykle rzadkie. Takim odmiennym przykładem relacji między mężczyzną klasy niższej a kobietą z klasy wyższej jest miłość Leszka i Ani w serialu „Daleko od szosy”, który poświęcony jest kwestii awansu społecznego wiejskiego chłopaka.
„Poruszeni” to interesująca pozycja stanowiąca przyczynek do wielogodzinnych rozmów o historii ludzi z krwi i kości, którzy urodzili się w czasach, gdy nie było wygód, a toczyła się nieustanna walka o zachowanie godności człowieka. Bohaterów książki Magdy Szcześniak nie należy potępiać, wyśmiewać, krytykować. Wystarczy ich wysłuchać. A znajdziemy to na przykładzie przebadanych przez autorkę pamiętników czy opisanych dziełach polskiej kinematografii, które warto nadrobić. Lektura obowiązkowa.