Kościół katolicki pod niemiecką okupacją. Przypadek Bytomia, Gliwic i Zabrza
Ten tekst jest fragmentem książki „Lecz ja wiem: wybawca mój żyje. Ksiądz Antoni Korczok (1891-1941). Życie, posługa, męczeństwo” pod red. ks. Piotra Góreckiego, Sebastiana Rosenbauma, Bogusława Tracza.
Zagadnienie tytułowe w kontekście trzech powyższych miejscowości nie było jak dotąd przedmiotem monograficznego opracowania, także w odniesieniu do każdego z poszczególnych miast oraz powiatów bytomskiego i gliwickiego. Miasta Bytom, Gliwice i Zabrze w okresie międzywojennym wiele łączyło: stanowiły po podziale Górnego Śląska w 1922 r. jedyny pozostały przy Niemczech cypel górnośląskiego okręgu przemysłowego. Bardzo ludne (w 1939 r. łącznie 344 tys. mieszkańców), zamieszkałe przez ludność w zdecydowanej mierze katolicką, z dużym odsetkiem robotników, posiadające również znaczną społeczność polskojęzyczną (i zorganizowaną mniejszość polską), ze względu na pograniczny charakter szczególnie po 1933 r. konceptualizowane były jako „bastion niemczyzny na wschodzie”, stając się swoistym laboratorium narodowościowej i wyznaniowej polityki narodowych socjalistów. Niniejszy szkic ma na celu zwrócenie uwagi na niektóre aspekty polityki kościelnej nazistowskiego aparatu władzy na tym obszarze w okresie 1933–1945.
Od pierwszych miesięcy po przejęciu władzy w Niemczech przez ruch narodowosocjalistyczny Kościół katolicki na Górnym Śląsku postrzegany był przez pryzmat jego związków ze środowiskami polskimi (względnie polskojęzycznymi). W raporcie centrali Służby Bezpieczeństwa (SD) SS za maj–czerwiec 1934 r. odniesiono się do sytuacji „ruchu polskiego” na Górnym Śląsku, utożsamiając go z „ruchem katolickim”. „Siatka propolskich kapłanów oplata kraj”, pisano. Podobnie we wcześniejszym raporcie (za luty tego roku) twierdzono, że 95 proc. kapłanów katolickich w tym regionie „jest polska albo przychylna Centrum”. Za polskiego duchownego uznano nawet ks. Carla Ulitzkę, do 1933 r. lidera górnośląskiej Katolickiej Partii Ludowej/Partii Centrum, znanego z proniemieckich poglądów.
Mechanizm tej opinii utożsamiającej polskość z katolicyzmem jest dość łatwy do wytłumaczenia. Dla aparatu policyjnego III Rzeszy polskojęzyczne nabożeństwa, do 1939 r. stanowiące część posługi duszpasterskiej Kościoła na niemieckim Górnym Śląsku (popierane także przez ks. Ulitzkę), obiektywnie wzmacniały polską identyfikację mieszkańców. Kapłani sprawujący nabożeństwa po polsku zasługiwali więc eo ipso na uznanie za propolskich. Z faktycznymi postawami politycznymi i narodowościowymi konkretnych księży opinia centrali SD niekoniecznie miała wiele wspólnego. Lokalne struktury policyjne częstokroć spoglądały na te sytuacje w sposób bardziej zniuansowany. W lipcu 1937 r. z komisariatu Gestapo w Zabrzu pisano o jednym z zabrzańskich proboszczów, ks. Antonie Thomeczku: „bardziej skłania się on ku polskości niźli niemieckości. W kręgach mniejszości polskiej jest postrzegany jako polski duszpasterz. Jednakże nie można mu ponad wszelką wątpliwość udowodnić, że jest Polakiem, bowiem przy okazji takiego rozstrzygnięcia na pierwszym planie jest zawsze religia, która według poglądu Kościoła katolickiego nie czyni różnic ze względu na narodowość”.
W pierwszych miesiącach po przejęciu władzy przez nazistów w Niemczech duszpasterstwo polskie rozwijało się raczej bez przeszkód – także ze względu na obowiązującą w regionie do 1937 r. konwencję górnośląską (genewską), gwarantującą ochronę praw mniejszości narodowych i językowych. Antypolski dyskurs rozwijał co prawda podporządkowany partii nazistowskiej Związek Niemiecki Wschód (Bund Deutscher Osten), jednak jego działania nie miały charakteru administracyjnego, tylko propagandowy i edukacyjny. Podczas szkolenia BDO dla nauczycieli w Bochum w kwietniu 1935 r. śląski gauleiter NSDAP Joseph Wagner rzucił hasło uczynienia ze Śląska „bastionu niemczyzny” na wschodzie Rzeszy, czego elementem miało być wyrugowanie polszczyzny z przestrzeni publicznej. Z partii nazistowskiej i z BDO wychodziły więc impulsy uderzające w duszpasterstwo polskojęzyczne, ale do roku 1935 nie przekładały się one na praktykę funkcjonowania parafii. W dużej miejskiej parafii Wszystkich Świętych w Gliwicach, a więc w mieście zamieszkałym głównie przez ludność niemieckojęzyczną, w latach 1934–1935 odbywały się polska pielgrzymka ślubowana na Górę św. Anny i polskie nieszpory (dopiero w sierpniu 1934 r. wprowadzono też nieszpory niemieckojęzyczne), działały polskie Kongregacja Mariańska Panien i Towarzystwo Serca Jezusowego. W czasie czterdziestogodzinnego nabożeństwa w 1935 r. jedna z jego części przeznaczona była dla polskich parafian i organizacji, wygłoszono też kazanie po polsku i udzielono w tym języku uroczystego błogosławieństwa, a wreszcie odśpiewano Święty Boże. Oczywiście nie trzeba dodawać, że przez cały ten okres odprawiano również msze św. z kazaniami w języku polskim. Jeszcze mocniej język polski zakorzeniony był w duszpasterstwie sąsiedniego Zabrza, szczególnie w takich dzielnicach jak Zaborze, Dorotka, Biskupice i Maciejów. Z ankiety na temat języka domowego, przeprowadzonej w 1937 r. przez BDO, wynikało, że w mieście tym w języku polskim komunikowano się w 10,3 tys. rodzin. Trzy lata wcześniej działały tam 42 organizacje mniejszości polskiej, ze Związkiem Polaków w Niemczech na czele, skupiające ok. 2 tys. członków. Istniały 3 biblioteki, 2 chóry, 5 zespołów sportowych, 3 zastępy harcerskie, 3 związki zawodowe i inne. Aż 27 z 48 niedzielnych mszy św. odprawiano po polsku (1934 r.). Dla BDO kościoły katolickie były miejscami uprawiania propagandy (propolskiej) i „narodowo-politycznej obojętności”.
W 1937 r. BDO przystąpił do zorganizowanej akcji rugowania polszczyzny z kościołów. Zainicjowano zbieranie podpisów za zwiększeniem nabożeństw w języku niemieckim, zyskując poparcie 30 008 rodzin w samym Zabrzu (tylko 213 rodzin domagało się dalej języka polskiego). Na zebraniu na plebanii w parafii św. Jana Chrzciciela w Biskupicach w dniu 17 maja 1937 r. kapłani dekanatu zabrzańskiego zaprotestowali przeciwko tej akcji; podobnie protest do ministra spraw wewnętrznych Rzeszy przesłali działacze ZPwN. Już 7 marca 1937 r., podczas obchodów Wiary Ojców w Zabrzu – imprezy mniejszości polskiej – zebrani zaapelowali do abp. Adolfa kard. Bertrama o opiekę nad polskim duszpasterstwem, protestując przeciwko naciskom wywieranym przez „pewne nieodpowiedzialne czynniki”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Lecz ja wiem: wybawca mój żyje. Ksiądz Antoni Korczok (1891-1941). Życie, posługa, męczeństwo” pod red. ks. Piotra Góreckiego, Sebastiana Rosenbauma, Bogusława Tracza bezpośrednio pod tym linkiem!
Mniejszość polska w swoim proteście powoływała się na art. 29 konkordatu zawartego 20 lipca 1933 r. między Rzeszą Niemiecką a Stolicą Apostolską (Reichskonkordat). Istotnie, ten dokument zdawał się gwarantować prawa Kościoła do publicznego wykonywania swej misji, w tym duszpasterstwa w innym języku niż niemiecki. Zawierając liczne gwarancje dla posługi duchowej, życia organizacyjnego i oświaty, odbierany był jako kościelny sukces, oferował bowiem swego rodzaju międzynarodową ochronę Kościołowi. Jego skutkiem ubocznym była jednak likwidacja tzw. politycznego katolicyzmu – Partii Centrum i otaczających ją świeckich organizacji katolickich, cieszących się niekiedy ogromnymi wpływami. W efekcie nastąpiła swoista klerykalizacja Kościoła, wskutek której prawo bytu posiadały odtąd jedynie związki i stowarzyszenia przykościelne oraz parafialne, podległe władzy duchownej. Koniec lat trzydziestych i kolejna dekada miały się okazać czasem postępującego ograniczania przestrzeni działania Kościoła i pomniejszania jego pozycji w społeczeństwie.
Zawarcie konkordatu było wydarzeniem istotnym przede wszystkim dla nowego kanclerza, Adolfa Hitlera, stanowiło bowiem pierwszy akt dyplomatycznego uznania dla władzy nazistowskiej. Dla Kościoła oznaczało jednak „pakt z diabłem”: przecież do tej pory instytucja ta jednoznacznie potępiała ideologię narodowego socjalizmu. Także książę arcybiskup wrocławski kard. Bertram już w 1930 r. przestrzegał przed nazizmem, a w kwietniu 1933 r. krytykował „błędne nauki”, „nową Ewangelię, nową germańską albo nordycką religię, nową naukę moralności”, podkreślając, że „Chrystus nigdy nie planował narodowego Kościoła”. Także w kolejnych latach publicznie, w kazaniach i listach pasterskich, krytykował „odrzucenie chrześcijaństwa i władztwo rosenbergowskiego mitu”. Nie zmienia to faktu, że Bertram zajmował zawsze pozycje lojalistyczne wobec władz państwowych, nie stroniąc od składania życzeń urodzinowych Führerowi. Skądinąd już w marcu 1933 r. biskupi niemieccy wycofali dotychczasowe zastrzeżenia wobec NSDAP, otwierając drogę do podpisania konkordatu 20 lipca 1933 r.
W początkowej fazie nowych rządów także na lokalnym poziomie Kościół wciąż uczestniczył w publicznych ceremoniach państwowych – np. 1 maja 1933 r. Narodowe Święto Pracy w Zabrzu obchodzono z wielką pompą w Parku Hutniczym. Jednym z elementów imprezy było nabożeństwo odprawione przez ojców kamilianów. W zaprzysiężeniu nowych władz miejskich Gliwic wiosną 1933 r. brali udział również przedstawiciele miejscowego kleru, m.in. ks. Josef Jaglo z parafii św. św. Apostołów Piotra i Pawła), mimo że usunięcie poprzedniego, wybranego demokratycznie nadburmistrza Georga Geislera z katolickiej Partii Centrum w marcu 1933 r., nastąpiło w atmosferze politycznej nagonki i swoistego zamachu stanu. Jednak początkowo główne ostrze rozprawy z przeciwnikami politycznymi NSDAP wymierzyła w środowiska lewicowe, a nie w kościelne. Aresztowano działaczy Komunistycznej Partii Niemiec i rozbijano socjaldemokratyczne związki zawodowe. Na mocy tzw. ustawy o pełnomocnictwach (Ermächtigungsgesetz) z 23 marca 1933 r. otwarła się droga do budowy jawnej dyktatury i likwidacji wszelkich nienazistowskich organizacji politycznych, związkowych i innych, do czego doszło stopniowo między majem a lipcem tego roku.
[…]
Poważnym zagrożeniem dla społecznej pozycji Kościoła katolickiego była silna ekspansja władz narodowosocjalistycznych w sferę pomocy socjalnej dla społeczeństwa. Główny ciężar działalności dobroczynnej starano się skoncentrować w organizacji Nationalsozialistischer Volkswohlfahrt (NSV), osłabiając tym samym rangę tradycyjnie udzielającego się w tej dziedzinie katolickiego Caritasu. NSV nie tylko realizowała zbiórki na rzecz najuboższych, ale też skutecznie dążyła do przejmowania z rąk kościelnych żłobków i przedszkoli. Dlatego co najmniej od 1935 r. w kościołach Gliwic i Zabrza podkreślano, że dobroczynną organizacją katolików jest Caritas, zachęcano do wstępowania do niego i aktywności w jego szeregach. Podkreślając, że rząd Rzeszy pochwala i popiera Caritas, argumentowano, że potrzebne jest „zachowanie naszych katolickich instytucji dobroczynnych, jak przedszkola i żłobki”. Było to zgodne z wytycznymi synodu archidiecezji wrocławskiej z tegoż, 1935 r., kiedy to wskazano priorytety pracy Caritasu: młodzież, dzieci, matki. Wzywano do zakładania, względnie utrzymania ochronek, domów opieki, poradni małżeńskich, organizowania wypoczynku dla najmłodszych. Intensywnie szkolono i przygotowywano do takiej pracy laikat. Zgromadzenia zakonne traciły też ochronki i żłobki działające przy zakładach pracy. W 1941 r. dyrekcja kopalni Hohenzollerngrube w Szombierkach koło Bytomia odebrała miejscowym elżbietankom przedszkole, powołując się na fakt, że placówki takie nie mogą mieć charakteru wyznaniowego.
Rozpoczęła się też batalia o szkolnictwo. Większość szkół górnośląskich szczebla podstawowego miało charakter wyznaniowy (katolickie szkoły ludowe). NSDAP i jej organizacje członowe, przede wszystkim nauczycielska Nationalsozialistischer Lehrerbund (NSLB), rozpoczęły kampanię na rzecz tzw. niemieckiej szkoły wspólnotowej (Deutsche Gemeinschaftsschule), a więc o charakterze świeckim. Kontekstem tej walki były procesy o nadużycia seksualne i finansowe kleru, które toczyły się w formule procesów pokazowych w Niemczech, poczynając od 1935 r. Zdaniem niektórych duchownych wiodący udział w propagowaniu ideologii nazistowskiej w szkołach mieli sami nauczyciele. Proboszcz parafii Chrystusa Króla w Stolarzowicach w powiecie bytomskim ks. Johannes Wycisk wskazywał, że rektorzy czterech szkół ludowych działających w jego parafii „w pełni poddali się narodowemu socjalizmowi i pracowali dla niego, […] [a] podlegający im nauczyciele musieli dać posłuch ich zarządzeniom”. „Większość nauczycieli uległa nowemu systemowi, stając się jego najpilniejszymi orędownikami”, w efekcie czego „szkoły stały się twierdzami nazizmu”. Ci, którzy się wzdragali albo byli „skompromitowani” jako dawniejsi działacze Partii Centrum, zostali usunięci ze szkół.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Lecz ja wiem: wybawca mój żyje. Ksiądz Antoni Korczok (1891-1941). Życie, posługa, męczeństwo” pod red. ks. Piotra Góreckiego, Sebastiana Rosenbauma, Bogusława Tracza bezpośrednio pod tym linkiem!
Stopniowo cofano duchownym zgody na pracę w placówkach szkolnych – już z początkiem 1938 r. dotknęło to m.in. kapłanów z Gliwic (parafie św. św. Apostołów Piotra i Pawła, Sośnica, Wójtowa Wieś), przystąpiono też wówczas do wygaszania placówek edukacyjnych prowadzonych przez zakony. Ostatecznie wprowadzenie szkół wspólnotowych nastąpiło po wybuchu wojny, poczynając od października 1939 r., względnie wraz z nowym rokiem szkolnym, tj. od kwietnia 1940 r. W tym też czasie w niektórych parafiach przystąpiono do usuwania krzyży i innych elementów symboliki chrześcijańskiej; proces ten rozciągnął się na kolejny, 1941 rok.
Przeciw koncepcji szkół wspólnotowych wystąpili duchowni. W czerwcu 1937 r. ks. Oskar Golombek, proboszcz parafii św. Andrzeja w Zabrzu, stwierdził w kazaniu, że „szkoła wspólnotowa szkodzi religii katolickiej i dobrym obyczajom”. W zabrzańskiej NSDAP odnotowano, że Golombek, odrzucając nową, narodowosocjalistyczną koncepcję oświatową, argumentuje, że „młodzież może być wychowywana jedynie przez rodziców i Kościół”. Krytykował też ofensywę nazistowskich organizacji młodzieżowych (Hitlerjugend). W związku z pozbawianiem duchownych możliwości katechizacji w szkołach konieczne stało się przeniesienie zajęć z dziećmi i młodzieżą do kościołów lub salek katechetycznych w parafii (w Gliwicach taką funkcję spełniał m.in. ośrodek św. Jerzego – St. Georgsheim – przy plebanii Wszystkich Świętych). Dla dzieci i młodzieży starano się przygotować bogatą ofertę – specjalne nabożeństwa, rekolekcje, tygodnie religijne, wykłady itd. – na tyle, na ile było to dopuszczane przez władze. Z biegiem lat warunki lokalowe prowadzenia katechezy pogarszały się, przynajmniej w niektórych parafiach, np. św. Anny w Zabrzu. Po usunięciu religii ze szkół zajęcia przeniesiono do kościoła i domu parafialnego, jednak ten z czasem został zajęty przez władze świeckie – odtąd katechezy udzielano w piwnicy, na plebanii i w dwóch mieszkaniach prywatnych. Nieobowiązkowe, pozaszkolne lekcje religii nie cieszyły się wielką frekwencją. W parafii św. Andrzeja w Zabrzu udział w katechizacji zmniejszył się o 50 proc. Ksiądz Wycisk ze Stolarzowic odnotował, że dzieci z nowych osiedli Kreuzberg i Helenenhof niemal w ogóle w nich nie uczestniczyły. Proboszcz ubolewał, że rodzice nie walczyli o szkołę wyznaniową, nie przeciwstawiali się „zdziczeniu” młodzieży, szkolonej w specyficzny sposób w ramach Hitlerjugend.
Ten sam duszpasterz konstatował postępujące zmiany obyczajowe: „Materializm, potrzeby materialne, zdominowały życie rodzinne. Duch religijny w rodzinach podupadał coraz bardziej. Z powodu pracy w kopalniach nie świętowało się niedziel. Dużo zarobić – oto główny cel, pójść do kościoła – sprawa zaledwie poboczna”. Proboszcz uważał, że narodowy socjalizm odnosił znaczne sukcesy: organizacje hitlerowskie rozwijały się i przyciągały do siebie ludzi, nastąpił natomiast okres „upadku katolickiego ducha”. Te krytyczne opinie poniekąd potwierdzają też inne zjawiska, np. kryzys powołań w łonie Kościoła. W 1935 r. liczba kandydatów do kapłaństwa w archidiecezji wrocławskiej wyniosła 475 osób, a w 1939 r. było ich zaledwie 283.
Funkcjonariusze nazistowscy coraz mocniej manifestowali dystans wobec Kościoła. W 1936 r. Richard Preiss, kreisleiter NSDAP w powiecie toszecko-gliwickim, miał mówić publicznie, że „Kościół nic go nie obchodzi”, bo „on ma własną religię”. Rosła liczba apostazji działaczy partyjnych – w 1941 r. z Kościoła wystąpił nadburmistrz Gliwic Josef Meyer. Już u końca lat trzydziestych niektórzy lokalni działacze partii nazistowskiej podejmowali inicjatywy wymierzone w publiczne manifestowania katolickich obyczajów. Kreisleiter NSDAP w Zabrzu Alfred Jonas próbował zlikwidować obchody górniczego święta – Barbórki – ze względu na konteksty religijne. Co ciekawe, jego zapędy temperowali wówczas m.in. wspomniany Meyer, jak również kierownictwo partii we Wrocławiu. Podczas wizyty abp. Bertrama w Gliwicach w maju 1938 r. nie był obecny żaden z przedstawicieli władz miasta, nadto nie pozwolono na wywieszenie flag kościelnych ani państwowych. Zaczęły się mnożyć wystąpienia z Kościoła i przyjęcie formuły „bogowierstwa” (gottgläubig), względnie przejście do propagowanego na nowo starokatolicyzmu i związanego z nim Ruchu Katolicko-Narodowokościelnego. W latach 1933–1945 w ludnej gliwickiej parafii Wszystkich Świętych apostazji dokonało 607 osób, przy czym część z nich odeszła do związku wyznaniowego Badaczy Pisma Świętego (późniejsi Świadkowie Jehowy). Skala odejść od Kościoła nie była zbyt duża i można to przenieść także na inne wspólnoty parafialne. Warto zauważyć, że na terenie dziesięciu gliwickich parafii katolickich, liczących w 1936 r. 99 tys. wiernych katolickiego wyznania było zaledwie 446 starokatolików, 442 wyznawców Niemieckiego Ruchu Wiary (Deutsche Glaubensbewegung), 394 wolnomyślicieli i 25 bezwyznaniowców. Nawet jeśli później apostazje osiągnęły nieco większą skalę, to nigdy nie były zbyt spektakularne. Ogółem tylko w latach 1933–1940 w archidiecezji wrocławskiej aktu apostazji (z różnych przyczyn) dokonało 40 tys. wiernych, tj. 1,72 proc. wszystkich diecezjan.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Lecz ja wiem: wybawca mój żyje. Ksiądz Antoni Korczok (1891-1941). Życie, posługa, męczeństwo” pod red. ks. Piotra Góreckiego, Sebastiana Rosenbauma, Bogusława Tracza bezpośrednio pod tym linkiem!
Na zaostrzenie stosunku nazistowskiego aparatu władzy do Kościoła katolickiego wpłynęła potępiająca rasizm i nazizm encyklika papieża Piusa XI Mit brennender Sorge z 14 marca 1937 r., jednak w każdej z omawianych powyżej spraw (szkolnictwo, aktywność społeczna, ceremonie publiczne, duszpasterstwo polskojęzyczne) najważniejszą cezurą był wrzesień 1939 r. Kampania przeciw Polsce i kolejne miesiące i lata wojny oznaczały szybkie i gwałtowne pogłębienie polityki antykościelnej państwa. Już przed wojną wstrzymano nabożeństwa polskojęzyczne – 27 czerwca 1939 r. abp Bertram pod naciskiem władz zmuszony był zawiesić ich odprawianie, także dlatego, by nie dawać pretekstu do ekscesów antypolskich. Kardynał interweniował u śląskiego gauleitera NSDAP Josepha Wagnera, ale bez skutku. Skądinąd w niektórych parafiach omawianego rejonu ostatnie msze św. po polsku zniesiono już wiosną 1939 r. W kolejnych latach oczywiście już do nich nie wrócono. Skończyło się nauczanie religii w szkołach – przynajmniej w Zabrzu nadburmistrz Max Fillusch z dniem 18 marca 1940 r. zakazał udostępniania placówek szkolnych na cele katechetyczne. W 1940 r. zlikwidowano katolickie Marien-Lyzeum w Gliwicach, w 1941 r. odebrano Kościołowi konwikt arcybiskupi Albertinum (szkołę przygotowawczą dla kandydatów do kapłaństwa) w tymże mieście, podobnie jak inny konwikt w sąsiednim Bytomiu.
W następnym roku nie doszło do tradycyjnej wielkiej pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców na Górę św. Anny – jako uzasadnienie odmowy jej organizacji władze podały konieczność zapewnienia płynnego ruchu na drogach w związku z atakiem Niemiec 22 czerwca 1941 r. na Związek Sowiecki. Kardynał Bertram wezwał pielgrzymów do udziału w wieczornym nabożeństwie we własnych parafiach. W kolejnych latach również nie organizowano pielgrzymek, a władze, jak już wspomniano, usunęły ojców franciszkanów z klasztoru na Górze św. Anny. Jednocześnie w 1941 r. zakazano procesji przez miasto w Boże Ciało, pozwalając tylko na skromne przejścia procesyjne wokół kościołów. Duchowni oficjalnie protestowali przeciwko tym decyzjom, jak np. ks. Eduard Sobek z parafii Wszystkich Świętych, jednak nie przyniosło to efektu. Wojna paraliżowała też codzienne praktyczne funkcjonowanie parafii: w jej trakcie w wielu wspólnotach nie odbyły się wybory do zarządów kościelnych (rad parafialnych), a wielu członków nie mogło uczestniczyć w ich pracach w związku z sugestią władz, by osoby publiczne (które często zasiadały w radach) nie angażowały się w życie parafialne. Dla przykładu w zabrzańskiej parafii św. Andrzeja spośród 28 członków zarządu kościelnego w jego zebraniach uczestniczyło zaledwie 10 osób.
Najbardziej drastycznym przejawem polityki antykościelnej władz nazistowskich były aresztowania duchownych i usuwanie ich z parafii. Ten pierwszy przypadek dotknął m.in. ks. Antoniego Korczoka, o którym obszernie mowa w tym tomie. Mechanizm potęgowania represji przyspieszył po wybuchu wojny, kiedy sięgnięto po metody policyjne. Zwykle jednak aresztowania czy nakazy opuszczenia parafii (prowincji) były pochodną gromadzonych przez wcześniejsze lata przykładów antyhitlerowskiej postawy kapłanów. Tak było w przypadku ks. Paula Janika z parafii św. Jadwigi w Zaborzu (dzielnica Zabrza). Kapłan ten już w 1934 r. podczas kazania skrytykował wymowę Der Mythus des 20. Jahrhunderts Alfreda Rosenberga, „z chrześcijańskiego punktu widzenia całkowicie odrzucił” tę pracę. Podczas jednej z kolejnych mszy św. skrytykował antysemityzm nazistów, stwierdził też, że „w dzisiejszych Niemczech wznosi się modły do innego Boga, na miejsce krzyża Chrystusa postawiono inny krzyż”. Dla NSDAP od tego momentu stało się jasne, że Janik jest zdeklarowanym przeciwnikiem jej ideologii, ponadto szybko dostrzeżono jego dobre kontakty ze środowiskami mniejszości polskiej oraz poparcie dla nabożeństw polskojęzycznych. Materiały obciążające gromadzili działacze partyjni, członkowie BDO, HJ, ale też Służba Bezpieczeństwa SS. W 1941 r. wszczęto przeciwko niemu postępowanie karne i rozporządzeniem RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) z 29 maja 1941 r. otrzymał od dnia 16 czerwca tego roku zakaz pobytu na całym obszarze na wschód od Odry, nade wszystko w obydwu prowincjach – śląskiej i górnośląskiej. Planowano ponadto jego osadzenie w obozie koncentracyjnym jako, jak pisano, „szkodnika”, który „winien być trzymany z dala od wspólnoty narodowej”.
Ciężko chory ks. Janik powrócił do swej parafii prawie trzy lata później, by umrzeć i zostać pochowanym w Zaborzu. Jego powrót był nielegalny, a policja inwigilowała osoby, które uczestniczyły w jego pogrzebie. Wkrótce potem doszło do aresztowania wikarego z tej samej parafii, ks. Maksa Zipfela. W kazaniu nawiązał on do prześladowań ks. Janika, ponadto zaatakował jako tchórzy i koniunkturalistów byłych parafian, którzy zdecydowali się na wystąpienie z Kościoła w czasie narastających po 1939 r. represji. Otrzymał za to karę pół roku więzienia. Do tego momentu, tj. do 1941 r., z górnośląskiej części archidiecezji wrocławskiej usunięto 20 kapłanów, do 1943 r. aresztowano 35 z nich, a inne szykany dotknęły ogółem 108 kapłanów.
Wcielenia księży do Wehrmachtu nie zawsze można traktować jako represję polityczną, na pewno jednak były one znaczącym ciosem dla posługi duszpasterskiej Kościoła. Do grudnia 1943 r. w Wehrmachcie znalazło się 212 księży świeckich, nadto 71 alumnów górnośląskiej części archidiecezji wrocławskiej; jeszcze więcej poborowych było wśród zakonników. W wojnie zginęło co najmniej 50 kapłanów świeckich, a spośród zakonników samych tylko franciszkanów poległo 97.