Kompleks Rzeczpospolitej

opublikowano: 2013-11-22, 18:05
wolna licencja
Kompleks Rzeczpospolitej ma się w polskiej świadomości bardzo dobrze. Widać to nie tylko w dyskursie publicznym, ale także programach szkolnych i zbiorowej świadomości historycznej. Ten upadek tkwi w nas nie pozwalając pokochać ani demokracji, ani samych siebie. Może z epoką staropolską warto się na nowo oswajać?
reklama

Zobacz też: Staropolski parlamentaryzm - jak funkcjonował ustrój I RP?

Poruszany w ostatnich dniach na łamach naszego portalu temat wywiadu i książki Jana Sowy „Fantomowe ciało króla” nie jest jedynie jednostkową próbą oceny badań jednego z naukowców. Z pewnym żalem dostrzegłem, że – być może trochę również w winy sformułowań wyrosłych na poczuciu autentycznego wzburzenia – kwestia oceny rozważań krakowskiego socjologa zatrzymała się w niektórych komentarzach wyłącznie na kwestii jego wykształcenia. Próba polemiki odebrana została jako kolejna odsłona walki pomiędzy historykami, a socjologami o prawo do wypowiadania się na temat rzeczywistości. Oczywiście być może pokazuje to realny problem istniejący w obrębie rodzimej nauki, ale wzajemne animozje – jakkolwiek uzasadnione – nie powinny przysłaniać kwestii istotniejszej.

Obserwując debatę publiczna, odnoszę bowiem wrażenie, że istnieje dylemat o wiele ważniejszy, dotykający nieumiejętności rozmawiania o czasach staropolskich i interpretacji ich dziejów. Nie jest to zresztą jedynie zagadnienie kuriozalnych uproszczeń jakich wiele istnieje w naszej świadomości historycznej, ale zupełnego braku dyskusji o Rzeczpospolitej i próby dostosowania narracji o niej do czasów nam współczesnych. Nie ulega wątpliwości, że sposób patrzenia na nią skażony jest zarówno XIX-wieczną refleksją nad upadkiem, jak i późniejszymi opracowaniami stworzonymi w okresie PRL. Choć zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku nie da się podważyć kolosalnego znaczenia ówcześnie prowadzonych badań dla poznania epoki staropolskiej, to przecież nie można pomijać perspektywy emocji i czy ideologii jakie temu towarzyszyły. Można było tym samym oczekiwać, że po 1989 roku zarówno świat nauki, jak i kreatorzy debaty publicznej wrócą do dyskusji o naszej przeszłości, korzystając z faktu, że może się odbywać w sposób nieskrępowany i możliwie szeroki. Pokolenia wchodzące w nowy etap naszej historii nie musiały wszak już rozpaczać po utracie niepodległości i szukać w sobie winy za niezmywalną hańbę, a także wpisywać się w wymagania jednolitej interpretacji ideologicznej. Pole do rozmowy było ogromne.

Czy Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem urojonym? (Jan Matejko, Potęga Rzeczypospolitej u zenitu. Złota wolność. Elekcja R.P. 1573. , 1889, domena publiczna)

Uwagę na to zwrócił już Janusz Tazbir, który w eseju „Bez stosów”, z bólem zauważył, że o ile w Polsce debatę historyczną rozgrzewały tematy współczesne, o tyle we Francji potrafiono namiętnie dyskutować o czterechsetnej rocznicy wydania edyktu nantejskiego. Znany historyk pisał:

Łatwo jest zrozumieć dumę z jaką rodacy Henryka IV obchodzą czterechsetlecie jego wydania. O wiele trudniej pojąć przyczyny, dla których nie tylko francuskie media, ale i tamtejszy świat naukowy starają się przedstawić edykt nantejski jako pierwszy tej wagi akt tolerancji i to w skali całego kontynentu

Rzeczpospolita i jej dzieje funkcjonowały gdzieś na uboczu, w zaciszu korytarzy uniwersyteckich, gdzie kolejni adepci Klio zajmowali się rozważaniami nad mniej lub bardziej świetlaną przeszłością naszej państwowości. Nie była to zresztą praca na próżno. Bogactwo badań nad epoką nowożytną w latach 90-tych i pierwszej dekadzie XXI wieku, nie pozwala przejść obok nich obojętnie. Ich fundament stanowi nie tylko wnikliwe badanie źródeł, ale przede wszystkim wyraźne zerwanie z emocjami i uproszczonymi interpretacjami, co pozwoliło odkryć nowe aspekty funkcjonowania ówczesnego państwa. Sęk w tym, że niewiele z tych osiągnięć trafiło do publicznej debaty pozostawiając ją w ręku ludzi szermujących mitami.

reklama

Mówieniu o Rzeczpospolitej towarzyszy bowiem ciągłe poczucie wstydu, które wymusza postawę ostrożną i nie wychodzącą poza dotychczasowe schematy myślowe, a niekiedy niestety spycha jakiekolwiek rozmowy do naukowych katakumb. Wstydzimy się epoki staropolskiej bo zakończyła się klęską. Nienawidzimy jej bo jest – jak może się wydawać – nośnikiem wszystkich negatywnych cech narodowych, które rzekomo ujawniać mają, że nie jesteśmy zdolni ani do stworzenia własnego państwa, ani do jego obrony. Na dodatek niechęć ta zbudowała w nas przekonanie o niedorzeczności demokracji i dochodzenia do kompromisu. Nie może być inaczej skoro od czasów szkoły podstawowej dowiadujemy się, że jednomyślność jest zła, a próby dochodzenia do niej mogą być objawem patologii. O takich czasach lepiej nie mówić, lepiej nie celebrować, lepiej ograniczyć do kilku zwycięskich bitew, chwały husarii i sarmackiej rubaszności.

Sejm Czteroletni (domena publiczna)

W 2013 roku ze świecą można było szukać upamiętnienia konfederacji warszawskiej pomimo, że od jej spisania minęło 440 lat. Głucho było też w okrągłej rocznicy pierwszej wolnej elekcji, głośno zaś o 150 latach od wybuchu powstania styczniowego. Nie kwestionując potrzeby przypomnienia o narodowym zrywie, trudno jednocześnie zrozumieć dlaczego o wspomnianych wcześniej dwóch ważnych rocznicach zupełnie zapomniano, zwłaszcza, że mogłyby one doskonale wpisywać się w edukację obywatelską i przypominać o oryginalnym w skali światowej dziedzictwie naszego narodu. Sytuacja z 1998 roku powtórzyła się, pokazując jak trudno jest nam być dumnym z historii I Rzeczpospolitej, a jeszcze trudniej o niej dyskutować.

Tymczasem współczesność potrzebuje nowego otwarcia w kwestii spojrzenia na jej dzieje. Chodzi bowiem nie tylko o 300 lat naszej historii, ale też budowanie własnej tożsamości, której kłopotem jest opisany wcześniej kompleks. Poczucie porażki tkwi jednak w nas zbyt mocno. Szansa na otwartą dyskusję o Rzeczpospolitej pojawi się już w przyszłym roku. W lipcu minie 445 lat od podpisania unii lubelskiej, która zakończyła proces tworzenia się państwa polsko-litewskiego. To kolejna doskonała okazja do rozmowy o epoce staropolskiej i odkrywania jej na nowo, a także wpisywania jej dziejów we współczesny kontekst – chociażby budowania demokracji czy kontaktów z krajami Europy Wschodniej. Blisko 450 lat jest chyba wystarczającym czasem, aby spróbować zredefiniować jej miejsce w naszej historii bez romantycznych, sienkiewiczowskich, czy stańczykowskich okularów. Materiałów do takiej rozmowy jest sporo, o ile ktoś zechce wyjąć je z zacisza uniwersyteckich bibliotek i archiwów. Aby się jednak tak stało należy sobie uzmysłowić, że nie powinno mówić się o Rzeczpospolitej jako tworze z czasów zaprzeszłych, który nas nie dotyczy, lub jest jedynie baśnią. Bez współczesnej konfrontacji z kompleksem upadku nie zbudujemy nigdy nowoczesnego państwa, nie odkryjemy swojej tożsamości, nie wyjdziemy z frustracji, która nie pozwala nam uwierzyć, że jesteśmy cokolwiek warci. Tegoroczną okazję na dyskusję o przeszłości straciliśmy, za rok pojawi się znowu. Nie można jej zmarnować.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Zobacz też:

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone