Kijów tonie we krwi

opublikowano: 2015-12-19, 14:00 — aktualizowano: 2024-02-18, 06:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Wtorek 18 lutego 2014 r. Rozpoczyna się ostatni, najkrwawszy rozdział Majdanu.
reklama

Rano 20 tysięcy protestujących rusza w stronę parlamentu z żądaniem przywrócenia konstytucji z 2004 roku. Przeciwko demonstrantom władza posyła oddziały milicji. Marsz szybko przeradza się w regularną bitwę – na pałki, kamienie brukowe, koktajle Mołotowa, a także broń palną z gumową amunicją. W starciach giną ludzie. Po południu koordynatorka ochotniczej służby medycznej na Majdanie Olha Bohomolec´ informuje, że trzech uczestników zabito z użyciem broni z ostrą amunicją. Bilans starć to 25 zabitych, w tym kilku milicjantów oraz setki rannych. Władza kieruje do Majdanu ultimatum: jeśli centrum stolicy nie zostanie zwolnione – milicja rozpocznie ostateczny szturm na barykady Majdanu.

JURKO ŻURAWEL (karykaturzysta):

Rano przyjechałem z kolejną partią swoich prac, wystawa moich karykatur na Majdanie wisiała od stycznia, ale dowieszaliśmy nowe rysunki. Dowiedzieliśmy się, że szykuje się „pokojowy marsz”. Już ta nazwa mi się nie spodobała, to trochę jak „pokojowy atak”.

18 lutego 2014

Kijów, 18 lutego 2014. (fot. Jurij Łukanow)

JEWHEN ŻEREBEC´KYJ (ekspert do spraw bezpieczeństwa):

Trochę się spóźniliśmy. Był słoneczny dzień. Naród szedł, śpiewając. A potem się zaczęło – zapłonęły samochody na rogu Szowkowycznej i Instytuckiej. W parku – z jednej strony milicja, z drugiej tituszki. A nasi z tarczami rzucają kamienie, tamci – granaty. Musiałem uspokajać syna, który bez kasku poszedł tam czymś rzucać.

18 lutego

JURIJ ŁUKANOW (dziennikarz):

Około 10.10 szedłem na posiedzenie Rady Najwyższej, gdzie miał być rozpatrywany powrót do konstytucji z 2004 roku. Ta decyzja mogła być bardzo ważna, zasadnicza dla rozwiązania kryzysu, bo właśnie brutalne skasowanie tej konstytucji przez siłę polityczną Wiktora Janukowycza dawało mu duże pełnomocnictwa, możliwość samowoli. Poprzedniego dnia szef Samoobrony, Andrij Parubij, wezwał do pokojowego przejścia pod parlament.

Po wyjściu z metra na Instytucką usłyszałem wybuchy od strony parlamentu. Niemal od razu zobaczyłem dwóch powstańców, którzy prowadzili rannego. Miał chyba jakiś uraz nogi, bo skakał na jednej. „«Berkut» rzuca granaty, a nasi odpowiadają kamieniami” – powiedział.

18 lutego

ANATOLIJ KARABADŻAK (działacz obywatelski):

Rozumiałem, że pokojowa rewolucja przeciwko Janukowyczowi będzie nieskuteczna. I że prędzej czy później trzeba będzie użyć siły. Teraz wreszcie naród pokazuje siłę. Żadnej broni nie mieliśmy, gołe pięści. Potem znaleźliśmy jakieś kije, no i była kostka brukowa. A tarczę zabrałem wewesznikowi.

reklama

18 lutego

Kijów, 18 lutego 2014. (fot. Jurij Łukanow)

ANTON MIKOW (redaktor, działacz obywatelski):

Granat trafił mnie w nogę. To nie był mój pierwszy granat, miałem już z nimi styczność i wiedziałem, że strefa rażenia wynosi jakieś 1,5 metra. Zrozumiałem, że zaraz stracę w lepszym razie – twarz, w gorszym – głowę. Wszystko, co mogłem zrobić, to przycisnąć głowę do klatki piersiowej, zasłonić się hełmem i zakryć oczy ręką. Nie wiem, czy zdążyłem ruszyć ręką – w następnej chwili poczułem, jakby ktoś z całych sił walnął w nią deską. Takie odczucie wybuchu. Zrozumiałem, że widzę – to dobrze, ale nie mam palców, a z ręki została krwawa miazga.

18 lutego

OŁENA HRECZANIUK (wykładowczyni akademicka):

Tuż obok biegnie „Berkut”, strzela z broni pneumatycznej. Wpadam w histerię. Ktoś biegnący obok mówi: „Bierz się w garść! Nie płacz, biegnij, szybko!”. Dobiegamy prawie do stacji metra Arsenalna. Dużo ludzi. Ktoś krzyczy: „Czemu biegniecie? Trzeba się zatrzymać, dawać odpór!”. Chłopcy zaczynają odpychać kobiety, abyśmy uciekały. A oni przesuwają stojące tam samochody, żeby jakoś zatrzymać nadbiegający „Berkut”.

18 lutego

Tekst jest fragmentem publikacji „Ogień Majdanu. Dziennik rewolucji 21 listopada 2013 – 22 lutego 2014”:

cena:
29,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Karta
Liczba stron:
144
Format:
165x235
ISBN:
978-83-64476-41-9

JURIJ ŁUKANOW:

Przy podejściu do zakrętu na ulicę Szowkowyczną […] mnóstwo ludzi rozbijało bruk. Nie tylko powstańcy, w kamuflażu, z tarczami, ale i zwykli ludzie, w codziennych ubraniach. Nawet starsze kobiety. „Sama nie mogę, to choć dzieciom pomogę” – powiedziała jedna. Ludzie ustawiali się w łańcuch i podawali sobie kostkę brukową w stronę miejsca walki. […] Na Instytuckiej „Berkut” wyszedł zza ciężarówek i zaczął atak. […] Robiłem zdjęcia. […] Jeden z „Berkutu” pyta: „Jesteś dziennikarzem?”. „Tak” – odpowiadam. – „To czemu nie masz kasku?” Mówię, że szedłem do parlamentu, a tam się nie chodzi w kaskach. Prosi, bym podszedł do ściany budynku. Leżą tam rzeczy, które zgubili majdanowcy w czasie starcia. Głównie tarcze, kaski, pałki, ochronne okulary. Bierze jeden z kasków i podaje mi – ale w środku jest krew. Mówię, że go nie włożę. Znajduje mi inny kask, wkładam go.

18 lutego

Kijów, 18 lutego 2014. (fot. Jurij Łukanow)

OŁESIA STRATIJENKO (działaczka obywatelska):

Znalazłam się pod ścianą budynku, na dachu którego siedziało wojsko: snajperzy i ci z granatami. Próbowałam przebiec na drugą stronę, ale poleciały granaty – więc z powrotem. Bałam się, że urwie mi rękę. Dzwonię, żeby ktoś mi może rzucił kask albo jakoś mnie wyciągnął. Serhij poszedł do tych z Samoobrony – jeden z nich miał taką dużą milicyjną tarczę – i prosi: „Daj tarczę, trzeba kogoś wyprowadzić”. A ten nie daje, tylko mówi: „Sam wyprowadzę”. Zrozumiałe, że szkoda mu takiej tarczy, nie wiadomo, co się z nią stanie, a tylko on miał taką dobrą. Osłaniając się, zaczyna mnie prowadzić wzdłuż ścian, wzdłuż drzwi, gdzie siedzi „Berkut”. Przechodzimy tamtędy, a on nagle upada z tą tarczą. Nie wiedziałam, jak to jest w czasie walki – że krew leci nie od razu. Na początku nie wiedziałam w ogóle, dlaczego upadł. Próbował się podnieść, ale padł znowu. W ten sposób mnie uratował: zakrywaliśmy się jedną tarczą – zasłaniał mnie i został ranny.

reklama

18 lutego

ANTON MUSIK (student historii, członek Samoobrony):

Przebiegłem kilka metrów i czuję jakby silne uderzenie w plecy. Przewracam się i nie mogę zrozumieć, co się dzieje. Jeszcze zdążyłem wyjąć prawą rękę z tarczy, żeby nie złamali. I zaczynają lać, walić, długo, profesjonalnie – z pięć minut. Złamali mi dwa palce w lewej ręce, dwa żebra, szczękę, przebili ścięgno w nodze. Słyszę: „Wstawaj, psie!”. Wstaję i czuję, że noga nie działa. A on: „Czego siedzisz, wstawaj!”. – „Nie mogę, sami mi to zrobiliście, teraz nie mam jak wstać.” – „To nic, my ci pomożemy.” A potem mówią: „Właź do samochodu, mamy ciebie dość”. Wchodzę i nagle czuję twardy uścisk ręki na nadgarstku. Odwracam się – obok milicyjnej suki stoi Ołeh Tiahnybok, przyszedł nas wyciągać.

18 lutego

WŁADYSŁAW WŁASOW (prawnik):

Jak tylko się schowałem, wpada milicja i zaczyna się. Tak bili. Ludzie wyli jak zwierzęta. Kazali im na kolanach schodzić po schodach. Jeden z naszych mówi: „Nie mogę, jestem cały zakrwawiony, nic nie widzę”, a oni: „Na kolanach, na kolanach!”. I biją dalej. Po półgodzinie ucichło, odetchnąłem. Jeden z nich mówi: „Sprawdźcie ostatni raz i idziemy”. Zapalają latarkę i jednak mnie dostrzegają: „Wyłaź!”. Lecą epitety. Wychodzę. Patrzę, a tam dwóch milicjantów. „Na kolana!” – „Jakie kolana? Nie mogę, mam protezę.” Udało mi się, że nie trafiłem na tę główną masakrę, wtedy byłoby wszystko jedno – z protezą czy nie, wszystkich lali. A tak – zostałem sam i ich dwóch. Jeden mówi: „Bierz go, a ja lecę”. Wychodzimy na schody, a te całe we krwi. Tyle krwi! On mówi: „Idź na podwórze, tam jest brama, przejdziesz na Hruszewskiego i uciekaj”.

18 lutego

reklama
Kijów, 18 lutego 2014. (fot. Jurij Łukanow)

KATERYNA BOLSZAKOWA (działaczka obywatelska, pracowniczka Czerwonego Krzyża):

Granat „Berkutu” trafił mnie w plecy. Szłam praktycznie ostatnia, wyprowadzałam z Instytuckiej 75-letnią kobietę. Na plecach miałam porządny, mocny brezentowy plecak. Został po nim prawy pasek i spalone dno. Jeśli by go nie było, nie było by i mnie. Osłaniając i podtrzymując tę staruszkę, stałam obok ściany, potem pod drzewem na chodniku, a obok biegli berkutowcy i… jakże oni wszystkich bili, kogo tylko mogli sięgnąć. Mężczyzn, kobiety, sanitariuszy, dziennikarzy. Kilka razy podnosili pałki na nas i krzyczeli prosto w twarz: „Zabiję, suko” – a ja im po prostu spokojnie patrzyłam w oczy i czemuś oni opuszczali pałki. Potem jeden z berkutowców z ludzkim spojrzeniem pod osłoną swojej tarczy zaprowadził mnie i tę kobietę do najbliższej bramy. Tam było już ze 30 osób […]. Staruszek leżał tam na ziemi, a dwóch berkutowców biło go pałkami. Jeszcze dwóch mężczyzn było zalanych krwią, z ranami na głowie. Po paru minutach „Berkut” pobiegł na dalsze polowanie. U nas został jeden ze złamaną czaszką i trzech ze wstrząśnieniem mózgu. Morze krwi, nie przesadzam. Do tego uszkodzenia nóg, powybijane palce – bo zasłaniali głowę. Na szczęście druga z dziewczyn z Czerwonego Krzyża uratowała torbę z lekami. Obandażowałyśmy tych, którym ciekła krew, zrobiłyśmy parę zastrzyków i schowałyśmy się w bramie.

18 lutego

WOŁODYMYR POHORIŁYJ (kierownik służby psychologicznej Majdanu):

Na Majdan przyjeżdżałem zawsze po pracy – około 14.00. Szedłem do Domu Związków Zawodowych, gdzie w tym czasie znajdował się nasz główny punkt. Tym razem usłyszałem hałas – prowadzili oficerów z Wojsk Wewnętrznych, których wzięto jako jeńców. Tłum krzyczał, domagając się kary. Rozkazałem zaprowadzić schwytanych do pokoju, żeby nie zaczął się samosąd. My, jak i wszyscy lekarze, mieliśmy być neutralni, pozbawieni uprzedzeń. Przebrano ich w cywilne ubrania i od razu członkowie naszej grupy zaczęli z nimi rozmawiać. […] Byli to łącznościowcy MSW z Zaporoża. Zaszokował mnie ich sposób myślenia. Mówili, że przysięgali wierność prezydentowi i jemu służą, a gdy będzie nowy prezydent – podporządkują się jemu. […] Odpowiedziałem: „Przysięgaliście wierność nie prezydentowi, ale narodowi Ukrainy! A jeśli nowy prezydent się skurwi, my tak samo pójdziemy na Majdany!”.

18 lutego

Tekst jest fragmentem publikacji „Ogień Majdanu. Dziennik rewolucji 21 listopada 2013 – 22 lutego 2014”:

cena:
29,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Karta
Liczba stron:
144
Format:
165x235
ISBN:
978-83-64476-41-9
reklama
Komentarze
o autorze

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone