„Kiedy wybije ostatnia godzina”, czyli staropolskie przesądy związane z chwilą śmierci

opublikowano: 2023-06-21, 19:01
wszelkie prawa zastrzeżone
Zmarłemu kładziono monety na oczach, a w domu zasłaniano wszystkie lustra i zatrzymywano zegary. Trup stanowił pewne tabu, więc należało odnosić się do niego w sposób zrytualizowany. Jakie praktyki stosowano, aby obłaskawić duszę zmarłego? Czy którąś z nich znasz?
reklama
„Walka dobrych i złych aniołów o duszę dziecka” autorstwa Williama Blake'a

Chwila śmierci była momentem ostatniej inicjacji. Umierający człowiek wkraczał na obcą ścieżkę świata nadnaturalnego. Nie było to tylko wyzwanie dla duszy zmarłego, ale i dla wszystkich, których pozostawił. Śmierć zmieniała perspektywę i konfrontowała jednostkę z niepojętą dla umysłu wiecznością, ale i zmieniała codzienność otoczenia zmarłego. W czasach nowożytnych denat do czasu pogrzebu przebywał w swoim domu. Nie był już członkiem rodziny, a obcym bytem, którego należało się obawiać i respektować. Obecność zmarłego wymagała od domowników szeregu zmian, które miały pomóc duszy odejść do wieczności, a jednocześnie zachować rodzinę i sąsiadów przy życiu. Wiele z tych zabiegów przetrwało w ludowym folklorze do początków XX wieku, a niektóre z nich możemy spotkać i dzisiaj.

Chwila śmierci: walka z demonami i samym sobą

Dobra śmierć to śmierć spokojna, we własnym łożu i w otoczeniu najbliższych. Zgodnie ze staropolskimi podręcznikami sztuki dobrego umierania (ars bene moriendi) w chwili śmierci dusza umierającego człowieka była poddawana próbie psychomachii, czyli sądowi, który przybierał formę batalii między siłami dobra i zła. W tej newralgicznej chwili obowiązkiem domowników było czuwanie przy śmiertelnym łożu, aby konający nie pozostał sam na polu bitwy. Co jednak, gdy śmierć nie przychodziła z łatwością? Wierzono, że przeciągająca się agonia stanowi karę za grzechy lub wynik rzuconego zaklęcia. Śmierć mogła nie nadejść także z powodu niedokończonych spraw, dlatego podręczniki dobrego umierania przypominały, aby konający pożegnał się z najbliższymi i pojednał z wrogami, prosił o przebaczenie i samemu wybaczył, jeżeli chował urazę.  

W przypadku, gdy domknięcie doczesnych spraw nie ukróciło agonalnych cierpień, w powinności rodziny było ułatwienie dogorywającemu odejścia do wieczności i ulżenie w procesie odrywania się jego duszy od ciała. Umierającemu należało zapewnić spokój. W chwili konania godziło się milczeć. Zabroniony był zwłaszcza gorzki lament, gdyż dusza nie mogła spokojnie opuścić ciała i przywoływana rozpaczą powracała, co było dla niej wyczerpujące.

Alegoria duszy w wyobrażeniu Luigiego Schiavonetti

Człowiek był tylko człowiekiem i czasami przed odejściem do miejsca wiecznego szczęścia powstrzymywały go dobra materialne, poczucie obowiązku lub najzwyklejsza tęsknota. Aby ulżyć jego cierpieniu należało odciąć go od źródła strapień. W przypadku umierającej gospodyni separowano ją od sprzętów gospodarczych i izby, w której dotychczas urzędowała. W ten sposób miała skupić się na godnym odchodzeniu z tego świata, a nie na nieznośnych myślach, że nikt nie zdoła zastąpić jej miejsca. Skąpcom ukrywano skrzynię z pieniędzmi, a gdy umierało dziecko, wyprowadzano jego matkę z pokoju, aby „pragnieniem zatrzymania go nie przedłużała jego cierpień”. Z tych samych pobudek wyprowadzano dzieci, gdy umierała w cierpieniach matka.

reklama

W wypadku, gdy tradycyjne metody zawodziły sięgano po modlitwę i przebłagiwano Boga, aby ukrócił cierpienia konającego. Kropiono ciało umierającego wodą święconą, aby przegnać złe duchy i dopomóc aniołom w ich walce o duszę. Niekiedy wkładano pod poduszkę Biblię i śpiewnik kościelny, jednak najskuteczniejszym remedium była gromnica. W trakcie ciężkiej śmierci wkładano zapaloną gromnicę konającemu w dłonie. Ten zabieg polecał Rytuał Rzymski z 1614 roku, ale geneza zbawiennych właściwości płomienia świecy mogła sięgać czasów pogańskich. W końcu ogień rozjaśniał drogę w zaświaty. Dewocjonalia łączono także z przedmiotami świeckimi, którym przypisywano symboliczne znaczenie. Jednym z nich był dzwonek konającego. Jego dźwięk miał ułatwiać odejście z tego świata.

Agonię łagodziło wyjmowanie spod głowy poduszki z pierzem. Kurze pióra w powszechnej ludowej świadomości uchodziły za przeszkodę, która utrudniała odejście z tego świata i przedłużała agonię. Inna teoria tłumaczyła gwałtowne wyrwanie poduszki spod głowy umierającego jako zerwanie więzów, które łączyły go z światem doczesnym.

Czuwanie przy trumnie w wizji Marianne Stokes

Następnie ciało dogorywającego układano na podłodze wyścielonej słomą, nawiązując tym samym do starego przysłowia: „Na słomie człowiek się rodzi, na słomie umiera”. Obyczaj był przeżytkiem z czasów pogańskich, kiedy dominowała wiara w podziemne zaświaty. Zabobon ten można interpretować również jako mechanizm magii sympatycznej, kiedy „podobne wywołuje podobne”. Zwyczaj ściągania ze śmiertelnego łoża i układania człowieka na ziemi był symbolicznym zabiegiem, który miał na celu ukrócenie cierpienia choremu. Kierunek w dół, czyli ku ziemi oznacza coś niepomyślnego, a w tym wypadku był niejako symboliczno-magicznym aktem oddawania umierającego ziemi. Rytuał miał więc „uziemić” konającego, czyli zbliżyć go do ziemi, do której niebawem trafi. Być może miało to ułatwić duszy chorego rychłe przejście w inny świat, aby uwolnić od niej otoczenie.

Gdy nadejdzie godzina śmierci

Lud postrzegał duszę jako istotę materialną o złej i szkodliwej naturze, dlatego stosowano środki zaradcze, które miały ją zneutralizować i pomóc odejść z tego świata. Pierwszą czynnością po zgonie było zamknięcie oczu i ust. W wierzeniach ludowych źrenica jawiła się jako otwór, przez który z ciała wydobywa się dusza, dlatego należało natychmiast zasłonić oczy nieboszczyka. W innym wypadku jego martwy wzrok mógł sprowadzić śmierć na krewnych i sąsiadów. Czynność ta chroniła także dom przed powrotem zjawy. Czasami, dla zwiększenia protekcji, na powieki nakładano monety, które nie pozwalały już więcej otworzyć oczu zmarłemu. Pieniądze pełniły również rolę okupu, który miał uchronić żyjących przed śmiercią. Wiara w „zabójczy wzrok trupa” wywodziła swą genezę z ludowych przesądów o urokach i złych oczach.

POLECAMY

Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!

Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!

reklama

Drugim otworem, którym mogła ulecieć dusza były usta. Zamykano je wraz z ostatnim tchnieniem, gdyż inaczej nieboszczyk zawołałby do siebie kolejnych członków rodziny. Obawiano się także przemiany denata w upiora-przeżuwacza, który sprowadzi nieszczęście na rodzinę lub nawet całą społeczność. Podwiązywano mu więc chustą szczękę lub podkładano pod brodę śpiewnik.

W chwili śmierci zakrywano wszystkie zwierciadła. Ten zabieg, który przetrwał do czasów współczesnych, wykonywano w przeświadczeniu, że obraz lub cień człowieka odbijający się w zwierciadle, wodzie lub szybie należy utożsamiać z duszą ludzką. Z tej przyczyny człowiek odbity w lustrze bywał łączony ze swoją duszą, a stąd powstawała obawa, że owa dusza zostanie uniesiona przez ducha zmarłego. Na tej samej zasadzie osłaniano okna. Zwierciadło mogło wiązać duszę z miejscem i utrudniać jej odejście ze świata żywych. Poza tym w lustrze można było dostrzec zjawę. Sama świadomość obecności trupa i jego duszy w chałupie była wystarczająco przerażająca, dlatego nikt nie chciał narażać się na dodatkowe stresogenne bodźce. Istniał też strach przed sobowtórem i jego zgubnym znaczeniem. Zatem zwierciadła należało zakrywać, gdyż w razie odbicia zwłok w tafli byłoby w domu już dwóch nieboszczyków. Odbicie trupa w lustrze oznaczało także drugą śmierć – wśród domowników.

„Śmierć” Jacka Malczewskiego

W momencie, kiedy śmierć nastąpiła w nocy, budzono wszystkich domowników wraz z dziećmi, gdyż sen wyobrażano sobie jako jeden ze stanów śmierci. Podobnie jak dusza zmarłego, tak i dusza człowieka w trakcie snu błądziła poza ciałem. Obawiano się, że istnieje możliwość spotkania się tych dwóch dusz i pociągnięcia jednej za drugą. Dopóki ciało zmarłego znajdowało się w domu, jego mieszkańcy nie spali, co było wyrazem szacunku i strachu.

Do stosunkowo późnych rytuałów ochronnych należało zatrzymanie zegara w chwili śmierci. Zegar miał wybijać godziny życia, więc w czasie zgonu należało go zatrzymać. Niewykonanie tej czynności zagrażało życiu całej rodziny, ponieważ od tej chwili zegar wymierzał czas dla zmarłego. W końcu zgodnie z ludowym powiedzeniem „zegar trzeba zatrzymać wtedy, podobnie jak wówczas staje zegar życia”.

reklama

Wraz z chwilą śmierci starano się ułatwić duszy rychłe „wyjście z domu”. Najczęściej otwierano na oścież drzwi i okna, aby dusza mogła swobodnie ulecieć. Zgodnie z przekonaniem, że „dusza umieszcza się na górnej części trumny i opuszcza ten padół swej ziemskiej pielgrzymki dopiero przy zasypywaniu zwłok” na ziemiach polskich ten zwyczaj najczęściej praktykowano dopiero w dniu pogrzebu, kiedy to wyprowadzano ciało z domu. Pożegnanie z miejscem dotychczasowego pobytu mogło być dla duszy trudnym doświadczeniem, dlatego należało dać jej czas na pożegnanie. W przypadku śmierci gospodarza otwierano także furtki do wszystkich zabudowań gospodarczych, aby mógł on raz jeszcze przejść po obejściu i pożegnać się ze swym dobytkiem. Innym popularnym zabiegiem było wyciąganie deski z pułapu lub zrywanie kawałka strzechy z dachu. Przesąd ten wiązał się z magią Alkmeny, czyli magiczną mocą zamykania i otwierania.

Przygotowanie zmarłego do ostatniej drogi

Wraz ze zgonem nadchodził czas, aby wyprawić nieboszczyka w zaświaty. Za sprawą szeregu praktyk i rytuałów, żyjący mieli za zadanie przygotować ciało i duszę do dalszej drogi, czyli przede wszystkim zabezpieczyć zmarłego przed złymi mocami. Nie zapominając przy tym o zapewnieniu komfortu denatowi i dokładne wypełnienie jego ostatniej woli, aby nie szkodził żyjącym.  

Jedną z pierwszych czynności podejmowanych po zgonie, było umycie nieboszczyka. Był to bardzo ważny, wręcz symboliczny rytuał. Woda po raz ostatni obmywała jego ciało z występków doczesności. Czasem, aby nadać wodzie bardziej sakralne znaczenie, dodawano zioła (np. barwinek, rutę, bylicę, paproć i rozchodnik) poświęcone w dzień Matki Boskiej Zielnej. Po tej ostatniej ablucji woda nie nadawała się już do ponownego użytku. Trzeba było ją wylać na rozstaju dróg lub pod krzakiem czarnego bzu. W trakcie obmywania ciała nie należało się zbytnio przyglądać zwłokom, aby nie wzbudzić wstydu u zmarłego.

„Trumna chłopska” Aleksandra Gierymskiego

W przypadku, gdy następowało stężenie pośmiertne wołało się zmarłego po imieniu, aby ustąpił i pozwolił się przyodziać. Rozmowa z nieboszczykiem i modlitwa za jego duszę w trakcie przygotowań były dobrze postrzegane, a nawet pożądane. Obowiązek przygotowania denata w podróż na tamten świat przypadał najczęściej osobom starszym.

Podstawę stroju obrzędowego tworzyła prosta biała, lniana koszula. Stanowiła ona uniwersalne grobowe odzienie dla obszaru całej Rzeczpospolitej, tylko była znana pod różnymi nazwami: śmiertelnica, zgło, czehieł, kitel. Zdarzało się, iż na śmiertelną koszule nakładano inne elementy garderoby. W zależności od regionu, przyodziewano zmarłego w jego najlepsze, odświętne odzienie lub wręcz przeciwnie – w ubrania, które przybierał na co dzień.

POLECAMY

Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!

Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!

reklama

Na zwyczaj szycia śmiertelnicy nałożony był szereg reguł, których trzeba było bezwzględnie przestrzegać, bo nieprzyjemności spotykające zmarłego oddziaływały na środowisko, w jakim wówczas się znajdował. Powinno się uważać, aby nie zrobić węzła na nitce, gdyż wraz z supłem wiązały się grzechy zmarłego, które mogły pozbawić go szansy na wieczny spokój. Na dodatek wierzono, że dusza do dnia pogrzebu odczuwała zewnętrzne bodźce, podobnie jak żyjący człowiek, dlatego węzły mogły ją uciskać i sprawiać dyskomfort. Z kolei, gdy zmarły pozostawił wśród żyjących małżonka, supeł na koszuli mógł związać ich już na wieczność i nie pozwolić drugiej połówce na powtórny ożenek. Najlepszym rozwiązaniem było więc włożenie igły do grobu, aby zmarły mógł sam dokończyć rozpoczętą pracę. Ponadto pilnowano, aby nie pochować nieboszczyka w dziurawym kitlu, gdyż mógł spowodować „dziury” w rodzinie.

Przy śmiertelnicy wiązano wstążki, a każdy kolor był zależny od wieku zmarłego. Osobom starszym przywiązywano krajki w kolorze czerni i błękitu, natomiast u młodzieży i dzieci dominowała czerwień i zieleń. Niezbędnym elementem było również nakrycie głowy zgodne ze stanem cywilnym nieboszczyka. Mężczyznom zakładano płócienne nakrycie w rodzaju szlafmycy, zwane „duchenką”. Kobiety zamężne przyodziewano w białe czepce, na które dodatkowo nakładano chusty, zaś panny chowano w wiankach. Latem wykonywano je z polnego ziela i kwiatów, natomiast zimą z kolorowych bibułek, tasiemek i zasuszonych roślin. Symbolice wianka przypisywano niejedno znaczenie i trudno wyodrębnić tę najwłaściwszą interpretację. Generalnie miał stanowić nagrodę za zachowane dziewictwo, ale i zadośćuczynienie za wesele, którego zmarłej nie było dane doświadczyć. Mógł też oznaczać zaślubiny z Bogiem.

Wieniec na obrazie Johana Laurentza Jensena

Na ziemiach polskich tylko w nielicznych zachodnich regionach wyposażano zmarłych w obuwie. Zazwyczaj wkładano im na nogi płócienne skarpetki. Białorusini zaś chowali bliskich boso, aby zapobiec ich powrotom. Był to więc zabieg apotropaiczny.

Przerwanie codziennego rytmu

Obecność zmarłego w domostwie zmieniała perspektywę codzienności. Był to stan nienaturalny, do którego domownicy byli zobligowani się przygotować. Śmierć wymuszała zmiany w funkcjonowaniu domostwa i gospodarstwa, a każda czynność była wykonywana z myślą o komforcie nieboszczyka.

reklama

Śmierć zmienia człowieka. Nie był on już ukochanym członkiem rodziny, przyjacielem, sąsiadem. Śmierć narzucała tabu, a więc zwłoki były uważane za coś obcego i szkodliwego dla otoczenia. Zgon domownika oznaczał przerwanie wszelkich wykonywanych prac zarówno w domu, jak i w gospodarstwie, gdyż wierzono, że obecność ciała zmarłego niekorzystnie oddziałuje na płodność i zabija rozwój w przyrodzie. Z tego powodu każda czynność i tak zakończyłaby się niepowodzeniem, dlatego nie warto było jej nawet rozpoczynać. Wygaszano też ogień, ponieważ trup plamił świętość płomienia ogniska domowego. Ponadto należało wylać całą wodę, która znajdowała się w domu, gdyż dusza mogła w niej się zanurzyć i ją zanieczyścić. Analogiczna obawa istniała w stosunku do przedmiotów poświęconych, którym martwe ciało mogło odebrać moc.

Innym czynnikiem uniemożliwiającym podejmowanie jakichkolwiek działań była obecność duszy zmarłego, która według wierzeń znajdowała się w domostwie do czasu wyniesienia trumny. Wówczas nie mielono zboża w obawie, że duch znajduje się w żarnie, nie zmiatano izby, aby z kurzem nie wymieść delikatnej duszy przodka. Z podobnej przyczyny w tym czasie również nie tkano. Ze względu na szkodliwe działanie zwłok nie gotowano posiłków w domu, w którym znajdował się trup. W końcu pożywienie mogło zostać przez niego zatrute.

Puste noce

Noce spędzano na pobożnych śpiewach i modlitwach ku czci zmarłego. Obyczaj ten nazywano „pustymi nocami” i do dziś praktykuje się go na kaszubskich wsiach. Noc to czas strachów i duchów, dlatego krewni i znajomi zbierali się w domu denata, aby spędzić z nim ostatnie chwile i w pewien sposób oswoić zarówno go, jak i całą społeczność z nowym stanem rzeczy.

„Pusta noc” autorstwa Hieronima Skurpskiego, rok 1957, prawa zastrzeżone

Przy trumnie ustawiano świece, których ogień miał chronić zmarłego i jego otoczenie przed niebezpieczeństwami nocy. W trakcie czuwania obserwowano ich płomień. Kiedy unosił się prosto, oznaczało to, że dusza spokojnie odchodzi, jeżeli jednak płomień skakał był to sygnał, że duch ma kłopot z opuszczeniem ciała. Być może potrzebowała więcej światła, zatem stawiano więcej świec, aby ułatwić mu drogę do nieba.

Pożegnanie

Najczęściej po okresie trzech dni następował dzień rozstania. Rodzina i sąsiedzi podchodzili do otwartej trumny i żegnali nieboszczyka. Najbliżsi całowali go w czoło lub rękę, a pozostali dotykali jego dłoni z pozdrowieniem: „Zostań z Bogiem”. Następnie trumnę zamykano i przygotowywano do ostatniej podróży. Zmarłego z domostwa należało wynieść nogami do przodu, aby nie zechciał już powrócić i nękać żywych. Domownicy w tym momencie wywracali stołki, na których chwilę wcześniej zalegała trumna. Czasami dla prewencji przewracano także inne sprzęty w domu lub całkowicie zmieniano ułożenie przedmiotów w izbie, wierząc, że ten zabieg zniechęci do powrotów zdezorientowaną duszę. Ostatnim rytuałem pożegnania zmarłego z domem było trzykrotne uderzenie trumny o próg. Teraz zmarły był już gotów, aby odejść do wieczności.

POLECAMY

Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!

Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!

Bibliografia

  • Ariès Philippe, Człowiek i śmierć, Państwowy Instytut Wydawniczy,Warszawa 1992.
  • Berwiński Ryszard Wincenty, Studia o gusłach, czarach, zabobonach i przesądach ludowych, T. 2., wyd. Ludwika Merzbacha, Poznań 1862.
  • Bogucka Maria, Staropolskie obyczaje w XVI–XVII wieku, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1994.
  • Bystroń Jan Stanisław, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI–XVIII. T. II, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976.
  • Delumeau Jean, Strach w kulturze Zachodu XIV–XVIII w. Oblężony gród, Oficyna Wydawnicza „Volumen”, Warszawa 2011.
  • Dzieduszycki Wojciech, Wiara w świat demonów. Potencjalne możliwości oddziaływania na zwyczaje funeralne w przeszłości, [w:] Czarownice. Funeralia lednickie 2, wyd. 2, pod. red. J. Wrzesiński, Poznań 2008, s. 9–16.
  • Fischer Adam, Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego, wyd. Ossolineum, Lwów 1921.
  • Kerrigan Michael, Historia śmierci. Zwyczaje i rytuały pogrzebowe od starożytności do czasów współczesnych, wyd. Bellona, Warszawa 2009.
  • Labudda Alfons, Liturgia pogrzebu w Polsce do wydania rytuału piotrkowskiego (1631), wyd. Akademii Teologii Katolickiej, Warszawa 1983.
  • Plucińska Aldona Jadwiga, Polskie zwyczaje rodzinne, Księży Młyn Dom Wydawniczy, Łódź 2014.
  • Rok Bogdan, Człowiek wobec śmierci w kulturze staropolskiej (Historia, T.CXIX), Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego,Wrocław 1995.
  • Vovelle Michel, Śmierć w cywilizacji Zachodu. Od roku 1300 po współczesność, Wydawnictwo Słowo/obraz Terytoria, Gdańsk 2008.
  • Wesela, chrzciny i pogrzeby w XVI–XVIII wieku. Kultura życia i śmierci, pod red. H. Suchojada, Wydawnictwo Naukowe Semper, Warszawa 2001.

Redakcja: Jakub Jagodziński

reklama
Komentarze
o autorze
Natalia Stawarz
Doktorantka w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ukończyła również historię na tej samej uczelni. Interesuje się historią i kulturą Dalekiego Wschodu, zwłaszcza Japonii. W zakres jej zainteresowań wchodzi również historia kultury duchowej oraz historia XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem okresu dwudziestolecia międzywojennego. W wolnych chwilach poświęca czas na literaturę, seriale i naukę japońskiego.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone