Kazimierz Sosnkowski – zapomniany ojciec niepodległości
Urodzony 19 listopada 1885 roku Kazimierz Sosnkowski był niejako skazany na żołnierski mundur – jego pradziadek, zgodnie z przekazem rodzinnym, miał być uczestnikiem powstania kościuszkowskiego, zaś kampanie stryjecznego dziadka (weterana wojen napoleońskich i powstańca listopadowego) zaowocowały krzyżem Virtuti Militari.
Kazimierz Sosnkowski: od architekta do bojowca
Zanim jednak przyszły Szef związał się na dobre i złe z wojskiem, jego uwagę pochłaniała... architektura – studia w tym kierunku przerwało zamknięcie Politechniki Warszawskiej w 1905 roku. W tym okresie widzimy już Sosnkowskiego w szeregach Polskiej Partii Socjalistycznej, z tym, że magnesem przyciągającym młodzieńca do partii okazały się nie tyle hasła proletariackie, co narodowe, zwłaszcza fakt, że była to, jak wspominał, „wówczas jedyna siła, która organizowała z bronią w ręku walkę o Niepodległość”.
Poprzez partię zetknął się z Józefem Piłsudskim, którego po raz pierwszy zobaczył na VIII Zjeździe PPS w lutym 1906 roku. Spotkanie z przywódcą polskich socjalistów okazało się zwrotem w życiu Sosnkowskiego – jak stwierdzał po latach, „duch jego przemówień porwał mnie. Ich urok polegał na niezwykłej sugestywności słowa”. Fascynacja była obustronna, gdyż późniejszy Marszałek docenił zdolności wojskowe i organizacyjne niespełna 21-latka i szybko awansował go na zastępcę, a jakiś czas później Komendanta Okręgu Warszawskiego Organizacji Bojowej PPS. Sosnkowski znalazł się w ogniu walki PPS-owców z caratem i umiejętnie ten ogień podsycał, przygotowując m.in. „krwawą środę”, czyli serię zamachów na przedstawicieli zaborczych władz, zorganizowaną 15 sierpnia 1906 roku. Rewolucja miała się jednak ku końcowi...
Szef Komendanta
Sosnkowski myślał jeszcze o karierze architekta (studia we Lwowie przerwał wybuch I wojny światowej), ale coraz więcej czasu poświęcał literaturze wojskowej. Odbywał także szkolenia z zakresu wojskowości, przybierające niekiedy osobliwy charakter – Władysław Sikorski miał wykładać jemu, Piłsudskiemu i innym irredentystom taktykę piechoty przy użyciu... zapałek. Powrót do Organizacji Bojowej był niemożliwy i tę „starą kartę” zastąpiła w 1908 roku nowa: założony przez Sosnkowskiego tajny Związek Walki Czynnej.
ZWC stał się zalążkiem ogólnopolskiego ruchu wojskowego i pod kierunkiem młodego konspiratora szybko rozwinął działalność. Sosnkowski w pełni identyfikował się z antyrosyjską koncepcją Piłsudskiego i przewidywał, że kadry Związku w przyszłości wystąpią jako polska siła zbrojna przeciw caratowi. Na razie adepci przechodzili regularne przeszkolenie, obejmujące m.in. wykłady z historii, geografii militarnej, naukę o fortyfikacjach i ćwiczenia praktyczne z bronią. Dzięki powstaniu Związku Strzeleckiego i Towarzystwa „Strzelec” przygotowania zyskały jawny charakter, a w 1914 roku na członkach ruchu strzeleckiego Piłsudski oparł Pierwszą Kompanię Kadrową.
W tym czasie Sosnkowski stał się nie tylko „sumieniem szaleństw” Komendanta, ale też jego prawą ręką. Przeszedł niemal cały szlak bojowy I Brygady Legionów Polskich, i jak wspominał Bogusław Miedziński, „najpierw jest Komendant, potem Szef, potem długo, długo nic, a potem Śmigły”. W okresach nieobecności Piłsudskiego Sosnkowski pozostawał jego zastępcą, a w zakresie jego kompetencji leżały kwestie operacyjne, awansowe, wychowawcze, sądownicze i organizacyjne. Pracowitość i skrupulatność Szefa po raz kolejny dały o sobie znać, gdy regulował m.in. minimalną ilość amunicji na żołnierza, domagał się od podkomendnych regularnego konserwowania broni, a za nieznajomość nazw okolicznych miejscowości groził degradacją podoficerom i młodszym oficerom. Współkształtował również linię polityczną obozu piłsudczykowskiego, uczestnicząc m.in. w rozmowach z Naczelnym Komitetem Narodowym. Wspólna droga zawiodła Komendanta i jego Szefa do więzienia w Magdeburgu, gdzie spędzali długie godziny na spacerach i grze w szachy. Tymczasem nadchodził kres I wojny światowej.
Na czele Wojska Polskiego
Najczęściej w kontekście budowy odrodzonego Wojska Polskiego wymienia się Piłsudskiego, rzadziej zaś gen. Tadeusza Rozwadowskiego, który z ramienia Rady Regencyjnej objął stanowisko Szefa Sztabu Generalnego i powołał do życia zalążki kawalerii, marynarki wojennej czy straży granicznej. Proces budowy armii trwał jednak o wiele dłużej niż dwa tygodnie szefowania przez Rozwadowskiego sztabowi. Z kolei Piłsudski, poza pierwszymi miesiącami wolnej Polski, zajmował się głównie operacjami na froncie i wojskową polityką personalną.
Miano twórcy Wojska Polskiego przypada w tej sytuacji właśnie Sosnkowskiemu, na którego barkach spoczęła cała polityka obronna państwa poza obszarem działań wojennych. Od marca 1919 roku Szef, choć formalnie tylko wiceminister spraw wojskowych, koordynował proces mobilizacji i wyszkolenia żołnierzy, w jego gestii leżały także sprawy przemysłu wojennego, aprowizacji i logistyki. Piłsudski wciąż domagał się od niego odżywionych, umundurowanych, dobrze wyćwiczonych i wyposażonych żołnierzy. Jak pisze biografka Sosnkowskiego Maria Pestkowska, „czynił on ogromne wysiłki, czasem […] akrobaty, by znaleźć i uzyskać niezbędną broń, zdobyć kredyty lub wyłuskać jakieś fundusze z biedniutkiej polskiej kasy”. Najważniejszą kwestią było zwiększenie liczebności armii. O skali wysiłków MSWojsk i wiceministra (a od sierpnia 1920 roku ministra) niech świadczy jedna liczba: 1 000 000. Niemal tylu żołnierzy, w szczytowym okresie, liczyła polska armia – nie byłoby to możliwe bez mrówczej pracy Sosnkowskiego.
Położył on także niemałe zasługi w przygotowaniach do bitwy warszawskiej – do dyspozycji Naczelnego Wodza skierował na przełomie lipca i sierpnia 1920 m.in. 170 tysięcy nowych żołnierzy, 70 nowych baterii artylerii i 200 dział na uzupełnienia starych. Z jego inicjatywy przygotowano i uchwalono wiele ustaw zasadniczych dla funkcjonowania armii. Warto pamiętać również o wysiłkach Szefa na rzecz integracji polskich żołnierzy, pochodzących z trzech zaborczych armii, Polskiej Organizacji Wojskowej i Legionów. Jeśli wojsko dowodzone przez Piłsudskiego przyrównać do miecza, którym wyrąbywano polskie granice, to ów miecz został wykuty właśnie przez Szefa.
Polecamy e-book: Paweł Rzewuski – „Wielcy zapomniani dwudziestolecia”
Poza zagadnieniami wojskowymi generał angażował się w sprawy polityki zagranicznej, często powiązane z tymi pierwszymi. To z nim kontaktowali się członkowie Francuskiej Misji Wojskowej (w 1921 roku Sosnkowski doprowadził do podpisania polsko-francuskiej konwencji wojskowej), on też prowadził rozmowy z Borysem Sawinkowem na temat sformowania rosyjskich oddziałów u boku WP, walczących z bolszewikami. Sosnkowski bronił także polityki wschodniej Piłsudskiego w Sejmie, torpedując przedwczesne plany rozmów pokojowych z Rosją Sowiecką.
Przed i po przewrocie majowym
Ambicją generała w pierwszych latach II RP było doprowadzenie do trwałej współpracy między czołowymi partiami, a zwłaszcza między Piłsudskim i Romanem Dmowskim. Niestety, koncepcja rządu jedności narodowej została zrealizowana tylko na krótko w postaci pierwszego gabinetu Wincentego Witosa. W późniejszym okresie Szef działał na rzecz stworzenia w Sejmie trwałej koalicji, która stanowiłaby zaporę dla radykałów z lewicy i prawicy. Choć sam był przedstawicielem centroprawicowego skrzydła obozu belwederskiego, gotów był zaakceptować różne konfiguracje polityczne. Ważne były dwa warunki: po pierwsze uznanie powrotu Piłsudskiego do armii i jego roli jako autorytetu wojskowo-dyplomatycznego, po drugie zaś prowadzenie długofalowej polityki wojskowej i trzymanie armii z dala od bieżących rozgrywek partyjnych. Mimo kryzysu młodej demokracji Szef był przy tym zdania, że zmiany władzy w Polsce powinny następować na drodze demokratycznej.
Próby mediacji między endecją i Piłsudskim spaliły na panewce, a 12 maja 1926 roku Marszałek zdecydował się na bardzo ryzykowny krok. Demonstracja przeciw rządowi Witosa zmieniła się bowiem w zamach stanu, który naraził Polskę na wojnę domową i obcą interwencję. Szef zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, a jego prawdopodobny sposób myślenia tak rekonstruował Krzysztof Jaszczuk: „Armia polska, mająca bronić niepodległości Ojczyzny, wciągnięta została w konflikt polityczny, którego konsekwencje trudno było przewidzieć […]. Odpowiedzialnym za to był człowiek, który uczył go, że najważniejszą sprawą jest interes państwa i jego bezpieczeństwo”. Sosnkowski zdecydował się na próbę samobójczą, ale nie był to przejaw hamletyzmu (zarzucanego mu później wielokrotnie), a raczej krzyk rozpaczy o zaniechanie rozlewu bratniej krwi. Doszło do tego, dzięki odpowiedzialności obu stron konfliktu, po czterech dniach...
Generał przeżył, ale demonstracyjne opowiedzenie się przeciw zamachowi sprawiło, że Piłsudski odsunął go od wszelkiej polityki. Szef powrócił na scenę polityczną dopiero po śmierci Komendanta jako jeden z dwóch kandydatów na Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Został nim jednak Edward Śmigły-Rydz, a Sosnkowski pozostawał sceptyczny wobec polityki prowadzonej przez niego i Ignacego Mościckiego. W 1936 roku zgłosił Śmigłemu chęć objęcia stanowiska premiera, proponując unormowanie stosunków z opozycją, dewaluację złotego i zacieśnienie relacji z Francją. Oferta przeszła jednak bez echa, podobnie jak nawoływania Sosnkowskiego po kryzysie czechosłowackim o porozumienie z partiami opozycyjnymi i powołanie Rządu Obrony Narodowej. Niestety, władze sanacyjne wolały trzymać w więzieniu Korfantego i bajdurzyć jak Mościcki, że „Witos […] w niepodległej Polsce nie zrobił niczego dobrego dla Polski i chłopów”.
Znów w polityce
Kampania wrześniowa rozpoczęła się dla Sosnkowskiego tak naprawdę 10 września 1939 roku, gdy otrzymał dowództwo Frontu Południowego (Armie „Karpaty/Małopolska” i „Kraków”). Front w znacznej mierze istniał tylko z nazwy – Szefowi brakowało środków łączności, odwodów, transportu i lotnictwa. Generał zdecydował się więc na objęcie dowodzenia resztkami Armii „Karpaty”, na czele których odniósł taktyczny sukces – rozbicie elementów pułku SS „Germania”. Opuszczenie Lwowa, w którym znajdowała się kwatera dowództwa Frontu, było błędem, ale i tak Szef zapisał jedną z pozytywniejszych kart w historii Września.
Poważniejszy błąd Sosnkowski popełnił już we Francji, gdy nie przyjął, oferowanego przez Władysława Raczkiewicza, stanowiska prezydenta. Jako głowa państwa miałby bowiem bez wątpienia większe możliwości nacisku na premiera Władysława Sikorskiego. Zadowolił się tylko tytułem następcy prezydenta, ponadto wszedł do rządu jako minister bez teki i został Komendantem Głównym Związku Walki Zbrojnej – poprzednika Armii Krajowej.
Tworząc ZWZ od podstaw, generał po raz kolejny sprawdził się jako organizator. Osobiście opracował status zbrojnego ramienia Polski Podziemnej, pod jego kierownictwem przygotowano szereg instrukcji regulujących funkcjonowanie wojskowej konspiracji. Jak stwierdza biograf Szefa, dokumenty te wyznaczyły cele i przyszłe kierunki działań ZWZ. W wytycznych dla „Rakonia” (Stefana Roweckiego) generał zalecał, aby ZWZ jednoczył inne podziemne organizacje wojskowe i ograniczał akcje zbrojne przeciw okupantom do minimum, czekając na ich osłabienie. Niestety, „polskie piekiełko” przeniosło się nad Sekwanę i generałowi wyrósł poważny wróg wewnętrzny – Stanisław Kot.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Ten działacz ruchu ludowego i wieloletni współpracownik Sikorskiego w grudniu 1939 roku wszedł do rządu i szybko objął kontrolę nad cywilnym pionem Polskiego Państwa Podziemnego. Pion wojskowy był w rękach Sosnkowskiego i zgrzyty między politykami były nieuniknione. Kot okazał się jednak nieprzejednanym wrogiem piłsudczyków i chcąc przejąć kontrolę nad ZWZ, posuwał się do oszczerstw – według niego Sosnkowski tworzył armię „sanacyjną”, służącą interesom dawnego reżimu. Natomiast Szef już w statucie Związku zawarł zapis o jego ponadpartyjności i wielokrotnie zwracał uwagę Roweckiemu, aby o przynależności do Związku decydowała jedynie fachowość. Tarcia na linii Sosnkowski-Kot trwały półtora roku i zakończyły się zwolnieniem Szefa ze stanowiska Komendanta Głównego ZWZ.
Stał za tym Sikorski, który choć oficjalnie współpracował z Sosnkowskim, przyzwalał na harce Kota i innych anty-piłsudczyków. Chwilowe zbliżenie między generałami nastąpiło w czerwcu 1940 roku, gdy Sosnkowski ratował resztki polskiego wojska i personelu cywilnego we Francji przed nadciągającym Wehrmachtem. Z oficerami sztabu Naczelnego Wodza generał opracował wówczas zarys planu ewakuacji Polaków i z ramienia Sikorskiego koordynował akcję ewakuacyjną.
Od „londyńskiego Sulejówka” do funkcji Naczelnego Wodza
Szybko stosunki między dawnymi legionistami uległy ochłodzeniu, a koniec współpracy nastąpił na tle umowy Sikorski-Majski. Sosnkowski uważał, że brak zapisu o uznaniu granic sprzed 1939 roku niweluje plusy umowy i zostanie w przyszłości wykorzystany przez Stalina przeciw Polsce. Niestety, Sikorski uległ presji Brytyjczyków i podpisał dokument, a próby skonstruowania przez Sosnkowskiego nowego gabinetu spełzły na niczym. Kolejne dwa lata Szef spędził w opozycji i choć Sikorski proponował mu różne stanowiska (m.in. dyplomaty w Brazylii i delegata rządu w... Chinach), generał wybierał „londyński Sulejówek”. Prośby o przydział wojskowy (generał lepiej niż w gabinetach czuł się na froncie) pozostały bez odzewu i Szef wyszedł z politycznego cienia dopiero po katastrofie gibraltarskiej w lipcu 1943 roku.
Śmierć Sikorskiego sprawiła, że konieczne stało się wyłonienie nowego premiera i Naczelnego Wodza. Tym drugim został Sosnkowski, a szefostwo rządu objął Stanisław Mikołajczyk – kolejny tropiciel sanacji i zwolennik kompromisu z ZSRR, co od początku nie wróżyło dobrze współpracy z generałem. Sosnkowski doskonale zdawał sobie bowiem sprawę, że Stalin dąży do sowietyzacji Polski i uważał, że w tej sytuacji należy zachować nieustępliwość w sprawie granicy wschodniej i wyczekiwać lepszej koniunktury międzynarodowej, czyli przyszłej wojny między zachodnimi aliantami i ZSRR. Jako nieodrodny uczeń Komendanta starał się też wykorzystać emigracyjne wojsko w grze politycznej o Polskę – uzależniał wysłanie Samodzielnej Brygady Spadochronowej na zachodni front od gwarancji późniejszego jej transportu do kraju. Niestety, jak stwierdził Ireneusz Wojewódzki, „w 1917 roku Piłsudski mógł uchodzić za wodza, który porwie za sobą miliony, […] w 1944 roku Sosnkowski był zaś jedynie coraz uciążliwszym gościem wyspiarzy”.
Generał konsekwentnie stał na stanowisku, że polsko-sowiecką współpracę wojskową (w tym powstanie przeciw Rzeszy) musi poprzedzić nawiązanie stosunków dyplomatycznych. Jako że dyplomacja to gra na wielu fortepianach, Szef namawiał Raczkiewicza do zdymisjonowania rządu Mikołajczyka i wysłał do kraju swojego emisariusza, gen. Leopolda Okulickiego. Ten ostatni krok okazał się błędem – „Kobra”, wbrew wytycznym generała, namawiał Komendę Główną AK do rozpoczęcia powstania.
Czy jednak Sosnkowski mógł zapobiec warszawskiemu zrywowi? Najpoważniejsi biografowie Szefa – Ireneusz Wojewódzki i Jerzy Kirszak – uważają, że kategoryczne zakazanie przez Sosnkowskiego powstania naruszałoby kompetencje rządu. Naczelny Wódz miał związane ręce i mógł co najwyżej wysyłać sugestie w tej sprawie, co zresztą czynił, wielokrotnie apelując o „oszczędzanie biologicznej substancji narodu”. Ponadto, rozkaz o zakazie powstania zostałby prawdopodobnie zignorowany przez KG AK, jak stało się to przy okazji „Instrukcji dla Kraju” z 26 października 1943 roku. Dyskusję o ewentualnym wydaniu przez Sosnkowskiego rozkazu zabraniającego powstania należałoby więc podsumować krótko i gorzko: a co by to dało?
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:
Przymusowy emigrant
Godzina „W” zastała generała we Włoszech. Nagły wyjazd Mikołajczyka do Moskwy (26 lipca) sprawił, że Naczelny Wódz postanowił poczekać nad Adriatykiem na rozwój wydarzeń. Niebezzasadnie – istniało bowiem ryzyko, że premier może wejść w koalicję z komunistami lub zgodzić się na linię Curzona jako wschodnią granicę Polski. W takiej sytuacji Sosnkowski nie wykluczał sprowokowania antyrządowego buntu polskiej armii, ale ostatecznie wrócił nad Tamizę. Rozpaczliwe starania o pomoc dla Warszawy nie dały rezultatu i 1 września 1944 roku Szef wydał dramatyczny rozkaz, w którym oskarżał aliantów o bierność wobec tragedii powstania i żądał dostaw broni oraz amunicji. Jak stwierdził Paweł Wieczorkiewicz: „w podobnym tonie nie przemawiał do świata żaden polityk polski od czasów Piłsudskiego i Becka”.
Za swą bezkompromisowość Sosnkowski zapłacił dymisją i emigracją do Kanady, w której miał spędzić ostatnie ćwierćwiecze życia. Pobyt za oceanem nie okazał się sielanką – były minister przez wiele lat pracował fizycznie na swojej farmie, oddalonej o 100 km od Montrealu. Dopiero na początku lat 50. podjął szerszą działalność polityczną – jako „Kazimierz Jednoczyciel” próbował godzić zwaśnione środowiska polskiej emigracji. Dzięki niemu przedstawiciele większości emigracyjnych stronnictw podpisali tzw. Akt Zjednoczenia (14 marca 1954 roku), ale sprzeciw zgłosił prezydent August Zaleski. Odmówił on wyznaczenia Sosnkowskiego swoim następcą, a Londyn stał się areną walki między obozami prezydenckim i zjednoczeniowym.
Tymczasem były Naczelny Wódz propagował, w licznych odczytach, a także prywatnych rozmowach, swój program polityczny. Według Sosnkowskiego emigracja powinna była konsekwentnie domagać się uznania polskich granic: zachodniej na Odrze i Nysie oraz wschodniej według traktatu ryskiego. Oczekując na wybuch III wojny światowej, polscy uchodźcy powinni też odtwarzać emigracyjną armię, żądać wycofania sowieckich garnizonów z PRL i wolnych wyborów nad Wisłą. Był to program maksymalistyczny, ale wybrany świadomie, jako symbol polskiej niezłomności. Szef głosił go aż do śmierci 11 października 1969 roku.
Kazimierz Sosnkowski przeszedł do historii jako wojskowy i polityk, ale skalą zainteresowań mógłby zawstydzić ludzi Renesansu. Tłumaczył m.in. utwory Goethego, Szekspira i Baudelaire’a, pełnił funkcję przewodniczącego Polskiego Związku Szachowego i Komitetu Dni Chopinowskich w Polsce, z jego inicjatywy Mazurek Dąbrowskiego stał się polskim hymnem... Jego rola, jako ministra spraw wojskowych w pierwszych latach II RP jest nie do przecenienia, a w okresie II wojny światowej okazał się jednym z najbardziej niezłomnych polskich polityków. Generał widział siebie w wolnej i demokratycznej Polsce jako prezydenta pozostającego arbitrem między lewicą i prawicą. Niestety, III RP narodziła się dopiero w 1989 roku...
Bibliografia:
- Cenckiewicz Sławomir, Tego nie możesz przegapić! „Alfabet” Cenckiewicza, czyli… [w:] telewizjarepublika.pl, [dostęp: 11 kwietnia 2019 roku] <[http://telewizjarepublika.pl/tego-nie-mozesz-przegapic-oto-alfabet-cenckiewicza-czyli-strona-3,44201.html]>;
- Garlicki Andrzej, Piękne lata trzydzieste, Prószyński i S-ka, Warszawa 2008;
- Jaszczuk Krzysztof, Koniec współpracy. Geneza konfliktu Sosnkowski-Piłsudski, „Przegląd Historyczny”, nr 3-4, 1991, s. 449-468;
- Kirszak Jerzy, Generał zawsze wierny. Kazimierz Sosnkowski, „Polska Zbrojna. Historia”, nr 2 (6), 2018, s. 14-23;
- Kirszak Jerzy, Profesorowi Lechowi Wyszczelskiemu w odpowiedzi, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, nr 2, 2011, s. 207-222.
- Kirszak Jerzy, Współtwórca niepodległości. Kazimierz Sosnkowski do 1918 roku [w:] Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918–1989 [dostęp: 11 kwietnia 2019 roku] <[http://www.polska1918-89.pl/pdf/wspoltworca-niepodleglosci,5192.pdf]>;
- Pestkowska Maria, Kazimierz Sosnkowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1995;
- Podhorecki Piotr, Kazimierz Sosnkowski – dowódca polowy I Brygady Legionów Polskich [w:] „Nie wierząc nam, że chcieć to móc…”. Legiony i ich wpływ na sprawę polską w latach 1914-1918, pod red. Zbigniewa Girzyńskiego i Jarosława Kłaczkowa, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2018, s. 91-150;
- Wieczorkiewicz Paweł, Historia polityczna Polski 1935-1945, Zysk i S-ka, Poznań 2014;
- Wojewódzki Ireneusz, Kazimierz Sosnkowski podczas II wojny światowej. Książę niezłomny czy Hamlet w mundurze?, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2009.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz