Jan Skłodowski – „Druskieniki. Kurort przedwojennej Polski” – recenzja i ocena
Jan Skłodowski – „Druskieniki. Kurort przedwojennej Polski” – recenzja i ocena
Doktor Jan Tadeusz Skłodowski jest fotografikiem, pisarzem, a także podróżnikiem i fascynatem tematyki Kresów Wschodnich. Na swym koncie ma pokaźny dorobek, który przyczynił się do uhonorowania autora odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Przygotowując omawianą publikację o Druskienikach dr Skłodowski wykorzystał pokaźną bazę źródłową, bibliografia jest dość obszerna, zaś przytoczone zostały zarówno materiały ilustracyjne, jak fotografie czy pocztówki (nieraz zdobione reprodukcjami dzieł malarskich), jak i prasa, inne publikacje wydane drukiem, cenniki czy materiały reklamowe, fragmenty wspomnień czy korespondencji, dokumenty urzędowe, materiały kartograficzne czy utwory poetyckie.
Nie wiem, z czym kojarzą się Druskienniki statystycznemu Polakowi, ale mi zawsze, nawet zanim sam odwiedziłem tę miejscowość, kojarzyły się z faktem, że lubił tam odpoczywać marszałek Józef Piłsudski. Rzeczywiście, pobyty marszałka w Druskiennikach oraz nawiązana tam znajomość (która rozwinęła się w domniemany czy rzekomy – chyba trochę za często traktowany jako pewnik – romans) z dr Eugenią Lewicką jest ważnym wątkiem książki, ale pojawia się dopiero na jej ostatnich stronach. Autor ma nam o Druskienikach do przekazaniach znacznie więcej niż sugerowałyby stereotypowe skojarzenia.
Na początku otrzymujemy zatem szczegółowe informacje o położeniu geograficznym Druskienik, panującym tam klimacie, uwarunkowaniom przyrodniczym, oraz najdawniejszych dziejach ziem, na których w przyszłości miało powstać słynne uzdrowisko. Główny tok narracji dotyczy jednak okresu, w którym odkryto walory uzdrowiskowe przedmiotowego miejsca. Choć zainteresowania wzbudziły one już w czasach stanisławowskich i miejscowość przyciągała coraz większa zainteresowanie od początku XIX w., to oficjalnie status uzdrowiska nadał w 1837 r. car Mikołaj I. Należy zaznaczyć, że nie ustępowało ono w niczym najsławniejszym uzdrowiskom europejskim, a pod względem swych walorów druskienicka woda bardzo była zbliżona np. do tej z Wiesbaden.
Autor nie omieszkał omówić uwarunkowań społeczno-etniczno-konfesyjnych miejscowości, dużo uwagi poświęcił też topografii Druskienik oraz najciekawszym i najważniejszym obiektom znajdującym się tam w przeszłości. Równie istotne jest dla niego to, jak funkcjonowały Druskieniki jako uzdrowisko, oraz jak miejscowość ta była postrzegana przez odwiedzających ją, nierzadko sławnych i uzdolnionych, kuracjuszy. Poznajemy zatem obraz Druskienik w prywatnych relacjach, ale także w poezji, w fotografii, w malarstwie, w prasie i przewodnikach turystycznych. Uzdrowisko stało się w Polsce niepodległej znaczącym ośrodkiem, zatem zasadne okazało się opisanie powstałej w nim infrastruktury w postaci licznych hoteli i pensjonatów. Czytelnik poznaje zarówno stosowane metody kuracji, jak i uroki rozkwitającego pod jej pretekstem życia towarzyskiego czy kulturalnego.
Pod względem edytorskim trudno omawianej publikacji cokolwiek zarzucić. Na pewno jest to książka w równej mierze do czytania (główny korpus tekstu), jak i do oglądania (niezwykle bogaty materiał ilustracyjny, na który składają się zarówno fotografie, jak i reprodukcje druków czy dokumentów.
Choć, jak wspominałem, autor w swej narracji cofa się nawet do najdawniejszych dziejów ziemi, na której powstały Druskieniki, to jednak właściwy tok narracji rozpoczyna się w XIX w., zaś jej gros dotyczy okresu II Rzeczypospolitej. Nie powinno to dziwić, skoro jak sugeruje sam tytuł, tematem książki są Druskieniki jako kurort Polski przedwojennej. Cezurą zamykającą tok wywodów jest zatem rok 1939. Jest to zrozumiałe i racjonalne, choć muszę przyznać, że skoro nie przeszkadzało chwilowe cofnięcie się do dawniejszych dziejów, to trochę brakowała mi informacji o dalszych losach omawianego miejsca, a także o jego stanie obecnym. Być może jest to skutek osobistej ciekawości. Kiedy kilkanaście lat temu bywałem na Litwie, odwiedziłem i Druskieniki, którym jednak sporo brakowało jeszcze do przedwojennej świetności i nie stanowiły dla mnie atrakcji porównywalnej z Wilnem czy Zamkiem w Trokach. Ciekaw byłem, jak wyglądają obecnie. Ale widocznie będę musiał przekonać się osobiście.
Praca Jana Skłodowskiego, choć niewątpliwie może dostarczyć dużo przyjemności z jej odbioru, nie jest lekturą „do poduszki”. Na pewno nie przekona się do niej ktoś, kto nie ma tematyki „kresowej” w sercu. Myślę, że należałoby polecić ją przede wszystkim amatorom historii lokalnej i osobom zainteresowanym dziejami tytułowej miejscowości, szczególnie w aspekcie uzdrowiskowym. Ale sądzę też, że obok omawianej publikacji nie powinni przejść obojętnie także czytelnicy zainteresowani II Rzeczpospolitą. Wszak Druskieniki stanowiły w jej życiu społecznym swoisty fenomen. I autorowi udało się dość precyzyjnie uchwycić jego specyfikę i istotę.