Grzegorz Kuczyński: wagnerowcy to ludzie od brudnej roboty i szemranych interesów Putina
Natalia Pochroń: Niewidzialna armia Putina – tak często nazywa się wagnerowców. Czym właściwie jest ta osławiona Grupa Wagnera? Czy to jeszcze grupa najemników czy już formacja wojskowa?
Grzegorz Kuczyński: Zdecydowanie nie jest to grupa najemnicza. Od 2014 roku, kiedy powołano organizację do życia, jej członkowie rozlokowani są w różnych częściach świata i pełnią różne funkcje – głównie szkoleniowe, ale i stricte militarne – brali udział w wojnie domowej w Libii, w Syrii, walczyli z siłami dżihadystów. Ważną cezurą w ich działalności był wybuch wojny na Ukrainie. Od tego momentu możemy bez wątpliwości nazywać ją formacją zbrojną, walczącą razem z żołnierzami na froncie, realizującą idee przywódcy Kremla i rozkazy rosyjskich dowódców sił wojskowych.
W świetle rosyjskiego prawa działa chyba jednak nielegalnie?
W świetle rosyjskiego prawa taki podmiot, jak Grupa Wagnera, w ogóle nie istnieje. Rzeczywiście, w przeciwieństwie do Zachodu, gdzie prywatne firmy wojskowe (PMC) prężnie się rozwijają i stanowią dochodowy biznes, w Moskwie ich działalność jest zakazana. Konstytucja Federacji Rosyjskiej stanowi wyraźnie, że sprawy bezpieczeństwa i obrony należą wyłącznie do państwa i nie mogą być realizowane przez prywatne firmy wojskowe. Za taką działalność grozi nawet do piętnastu lat więzienia.
Grupa Wagnera nie ma jednak tego problemu, bo z formalnego punktu widzenia nie istnieje. Nie ma konkretnego podmiotu prawnego, który moglibyśmy utożsamiać z tą nazwą. Działa zupełnie inaczej niż zachodnie czy nawet rosyjskie spółki najemnicze – Moran Security Group czy RSB-Group, które są zarejestrowane jak każdy podmiot prawny.
Mimo zakazu prawnego?
Tak, formalnie prawo rosyjskie zabrania działalności prywatnych grup wojskowych, natomiast istnieje w nim kilka luk prawnych, które wykorzystują najemnicy. Jedną z nich jest możliwość rejestracji firm za granicą – takie grupy faktycznie działają w Rosji i na jej terenie werbują swoich członków, natomiast zarejestrowane są w innym kraju i Moskwa prawnie nie ponosi za nie odpowiedzialności. Na takiej zasadzie działają właśnie wspomniane wcześniej grupy – Moran Secourity Group zarejestrowana jest w Belize, RSB-Group na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych.
W Przypadku Grupy Wagnera nie możemy mówić o czymś takim – to jest sieć nieformalnych powiązań wielu spółek powiązanych z Jewgienijem Prigożynem i przez nie finansowanych, hybrydowa formacja działająca pod ogólną, umowną nazwą – Grupa Wagnera. Dlatego też mówi się, że jest niewidzialna – formalnie nie istnieje, nie może być w żaden sposób kojarzona z państwem rosyjskim i Putinem, a jednak działa na jego rzecz i wykonuje jego rozkazy – zwłaszcza te niewygodne, do których prezydent Rosji nie chce lub nie może posyłać regularnych sił zbrojnych.
Dlaczego akurat Grupa Wagnera? Co łączy jej członków z niemieckim kompozytorem?
Przede wszystkim Dmitrij Utkin – były oficer rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU) stojący na czele Grupy Wagnera. Podobno jest wielkim fanem muzyki Richarda Wagnera, ale i w ogóle Niemiec, przede wszystkim tych epoki nazistowskiej. Świadczą o tym przykładowo liczne tatuaże, którymi nie raz się chwalił, nawiązujące do symboliki Trzeciej Rzeszy – chociażby wyeksponowane na szyi godło SS. Podczas walk w Donbasie w 2014 r. nosił nawet hełm stylizowany na niemieckie z czasów drugiej wojny światowej.
Czy to tylko jego prywatne upodobania czy przekładają się na ideologię Grupy Wagnera? Media nie raz donosiły o symbolice Trzeciej Rzeszy wśród jej członków – przejścia między namiotami nazwane „Die Strasse”, „Mein Kampf” znaleziony u jednego z najemników…
Zdarzały się takie przypadki, nie wydaje mi się jednak, żeby wśród wagnerowców jakoś szczególnie popularne były idee neonazistowskie czy nacjonalistyczne. Grupa Wagnera skupia radykałów różnej maści – od wyznawców prasłowiańskich kultów, po potomków Wikingów czy po czarnosecińców. Nie poglądy są jednak najważniejsze – chodzi przede wszystkim o pieniądze i chęć wojowania.
Albo, mówiąc językiem wagnerowców, koncertowania…
Tak, rzeczywiście posługują się dość osobliwym słownictwem. W ich osobistym słowniku Utkin jest kompozytorem, Grupa Wagnera to orkiestra, dowódcy poszczególnych misji to dyrygenci a udział w misjach to koncertowanie. To wszystko, jak i sama nazwa, to przede wszystkim element PR-u. Sama Grupa Wagnera jest w dużej mierze takim projektem wizerunkowym. Wystarczy przywołać chociażby przykład z niedawna – kiedy to „kucharz Putina” (Jewgienij Priogożin) wysłał do Parlamentu Europejskiego „zakrwawiony” nóż sygnowany logiem Grupy Wagnera, ale i inne jego demonstracyjne gesty i słowa. Wszystko to wykorzystywane jest PR-owo. Dzięki temu Grupa Wagnera łatwo zapada w ucho, inaczej się sprzedaje. Trudno nie zwrócić na nią uwagi.
Z pozoru rzeczywiście brzmi to dość zachęcająco. Przytacza Pan w swojej książce taką treść ogłoszenia z rosyjskich mediów społecznościowych: „Chcesz spędzić niezapomniane lato z nowymi przyjaciółmi i przy tym zarobić? Firma turystyczna Wagner Group oferuje wycieczki po Europie, Afryce i Bliskim Wschodzie”. Ostatnio sporo materiałów propagandowych wagnerowców znaleziono na Tik Toku. Co trzeba zrobić, żeby wyruszyć w tą „podróż turystyczną” z Grupą Wagnera?
Ostatnio kryteria członkostwa zostały mocno ograniczone. Na początku musieli to być ludzie z solidnym przygotowaniem wojskowym, do tego zdrowi, niekarani. Od momentu wybuchu wojny na Ukrainie to się zmieniło – wagnerowcy kładą teraz nacisk na ilość, nie na jakość. Mogą sobie na to pozwolić, bo mocno zmieniły się zasady samej rekrutacji.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę „Wagnerowcy. Psy wojny Putina”!
Dawniej, kiedy państwo rosyjskie oficjalnie nie przyznawało się do Grupy Wagnera, proces werbunku przebiegał w bardziej zawoalowany sposób – czy to pocztą pantoflową, czy przez różne firmy powiązane z Prigożynem i działające pod pozorami legalności Zatrudniały one ludzi na kontrakty na przeróżne prace w Syrii czy w którymś kraju afrykańskim. Ich obowiązki nie były określone wprost, bo też nie można było o tym głośno mówić. Ci ludzie oczywiście wiedzieli, do czego są rekrutowani.
Niedawno, kiedy Prigożyn otwarcie przyznał się do tego, że jest związany z wagnerowcami i Grupa Wagnera niejako wyszła z cienia, proces rekrutacji prowadzony jest otwarcie – pojawiają się filmy reklamowe w rosyjskiej telewizji, treści w mediach społecznościowych, plakaty – to jedna droga werbunku. Drugą są środowiska weteranów wojskowych, które w Rosji są dość liczne i dobrze zorganizowane. To chyba najcenniejsza grupa dla wagnerowców – trzeba pamiętać, że pierwotnie to właśnie byli wojskowi zasilali szeregi Grupy Wagnera.
Jak wygląda kwestia szkolenia wagnerowców, skoro grupa skupia w swoich szeregach ludzi z tak diametralnie różnymi umiejętnościami i doświadczeniem?
Przez poprzednie lata Grupa Wagnera stanowiła w zasadzie małą armię złożoną z byłych żołnierzy kontraktowych i zawodowych członków Specnazu (Wojsk Specjalnego Przeznaczenia Federacji Rosyjskiej). Byli to ludzie związani z wojskowym rzemiosłem, ich nie trzeba było uczyć, jak walczyć.
Obecnie ta potrzeba istnieje. Wiadomo o co najmniej dwóch lub trzech ośrodkach szkoleniowych na terenie Rosji – w nich są odbywają się przyspieszone szkolenia. Trwają trzy tygodnie, po tym czasie wagnerowcy są wysyłani na front. Nie jest to więc zbyt solidne przygotowanie do walki. Trzeba jednak pamiętać, że obok tak przygotowanych ludzi w Grupie Wagnera służą również weterani walk na Ukrainie, ale i wcześniej w Syrii czy Libii, ludzie prezentujący dużą wartość wojskową. Oni też wspierają rekrutów swoim doświadczeniem. Oprócz tego wagnerowcy korzystają ze wsparcia rosyjskiej armii.
A jak z uzbrojeniem?
To również uzależnione jest od wojska. Od początku istnienia Grupy Wagnera uzbrojenie zapewnia jej armia rosyjska na mocy nieformalnego porozumienia narzuconego przez Kreml. Regularne siły zbrojne dostarczały jej broń, udostępniały obiekty szkoleniowe, zapewniały logistykę. Tak jest do dziś – wagnerowcy są uzależnienia od tego, co przekaże im rosyjskie wojsko. A to w dużej mierze zdeterminowane jest relacją między Prigożynem a Szojgu. Dobrze było to widać podczas walk w Syrii – w pewnym momencie między politykami doszło do konfliktu, w efekcie czego dostawy broni i sprzętu od armii dla wagnerowców znacząco zmalały, spadła też ich jakość.
Jeśli chodzi o samą formację, ma ona strukturę kompanijną. Podstawę stanowi oczywiście piechota, oprócz tego wagnerowcy dysponują jednak również bronią artyleryjską i pancerną. W czasie walk w Syrii z oddziałami tzw. Państwa Islamskiego mieli w swoich oddziałach kompanię zmechanizowaną, w wojnie z Ukrainą przynajmniej na pewnym etapie walk dysponowali też niewielkimi siłami powietrznymi: śmigłowcami i samolotami. Można więc powiedzieć, że to miniaturowa armia z dość dobrym uzbrojeniem – zaopatrzona w moździerze, haubice, czołgi, bojowe wozy piechoty i pojazdy opancerzone.
Mimo tego w walkach radzi sobie chyba różnie. W Syrii Amerykanie zadali jej pokaźne straty, niewiele lepiej w Libii, gdy trafiła pod ogień tureckich dronów.
To prawda. Początkowo w starciach z nieregularnymi formacjami dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego czy rebeliantów wagnerowcy odnosili pewne sukcesy – ale nie jako samodzielna formacja, lecz grupa współpracująca z reżimem Baszszara al-Asada, armią rosyjską i innymi siłami. Kiedy tego wsparcia zabrakło, sytuacja diametralnie się zmieniła – wagnerowcy zostali zmasakrowani przez lotnictwo amerykańskie, doszło do prawdziwej rzezi.
Podobnie było w Libii. Dopóki wagnerowcy współpracowali z generałem Chalifą Haftarem, dowódcą sił zbrojnych jednego z dwóch zwalczających się politycznych obozów, szło im dość dobrze. Kiedy jednak do walk włączyła się regularna armia turecka, z wyszkolonymi żołnierzami i dobrym uzbrojeniem, wagnerowcy zaczęli ponosić ogromne straty.
Kolejny przykład – dwa lata temu zostali zatrudnieni przez prezydenta Mozambiku do walki z rebeliantami w Bengalu. Ich służba nie potrwała jednak długo – po kilku miesiącach ponieśli tak dotkliwe straty, że musieli zrezygnować. Na Ukrainie też zresztą nie odnoszą większych sukcesów. Chociaż rosyjska propaganda pokazuje, jak dobrze radzą sobie na froncie, rzeczywistość jest zgoła inna. O ile początkowo rzeczywiście odnieśli jakieś sukcesy – głównie w czerwcu – lipcu w obwodzie ługańskim, o tyle teraz dostają tylko cięgi. Mimo oficjalnych komunikatów Grupa Wagnera nie prezentuje jakiejś szczególnej wartości bojowej.
O wagnerowcach stało się szczególnie głośno kilka miesięcy temu – kiedy media obiegła informacja, że otrzymali zadanie zamordowania prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Czy rzeczywiście mieli taki plan?
Nie sądzę. Taką informację podało rosyjskie źródło i przechwyciły ją inne media, bo była dość nośna, zwłaszcza na początku wojny. Moim zdaniem jest jednak mało prawdopodobna z dwóch powodów. Pierwszy i chyba najważniejszy jest taki, że wagnerowcy na pełną skalę włączyli się do walk na Ukrainie dopiero w maju. Nie walczyli od początku wojny, głównie ze względu na konflikt Priogożina z Szojgu. Ten drugi zapewniał Putina, że szybko rzuci Ukrainę na kolana. Był pewien zwycięstwa i nie chciał dzielić się nim z kłopotliwym dla niego Prigożynem.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę „Wagnerowcy. Psy wojny Putina”!
Po drugie – wagnerowcy nie są szkoleni do przeprowadzania tego typu operacji. Gdyby Rosjanie faktycznie chcieli zapolować na Zełenskiego, powierzyliby tę misję najlepszym i najbardziej elitarnym jednostkom, żołnierzom Specnazu, a nie weteranom i najemnikom. Jak już wspomniałem, wagnerowcy nie radzą sobie najlepiej w zwykłych walkach na froncie, a co dopiero z takimi wyspecjalizowanymi operacjami. Tak naprawdę ich aktywność wojskowa sprowadza się do prześladowania i mordowania ludności cywilnej, ale nie tylko.
Tak jak w tzw. obozie filtracyjnym w Ołeniwce…
Tak. W nocy z 28 na 29 lipca doszło tam do wybuchu. W wyniku eksplozji zginęło 53 ukraińskich żołnierzy więzionych przez Rosjan, a 130 zostało rannych. Moskwa oczywiście oskarżyła o to Kijów, zarzucając mu, że użył do tego systemów HIMARS otrzymanych od USA, co jednak szybko obalono. Ukraiński wywiad przekonuje zaś, że atak wykonany został przez Grupę Wagnera na zlecenie Jewgienija Prigożyna. Jak dotąd nie udało się jednoznacznie rozstrzygnąć tego, jak było naprawdę. Wynika to w dużej mierze z tego, że obiekt ten ciągle znajduje się pod kontrolą rosyjską, Ukraińcy nie maja więc możliwości przeprowadzić śledztwa. Nie mam jednak wątpliwości, że prędzej czy później pojawią się dowody na to, że za tym aktem terroryzmu stoją wagnerowcy.
Mają na swoim koncie podobne zbrodnie w innych krajach?
Mają dużo poważniejsze. Są raporty sporządzone przez organizacje praw człowieka chociażby z Republiki Środkowoafrykańskiej czy z Mali, są konkretne doniesienia świadków, mówiących o różnych zbrodniach dokonywanych przez wagnerowców na ludności cywilnej – zbiorowych gwałtach, przetrzymywaniu i torturach w obozach odosobnienia. Już kilka lat temu pojawiały się zdjęcia z egzekucji dokonywanych przez wagnerowców w Syrii. Podobnie w Sudanie – sam fakt, że wspierają juntę wojskową, oznacza ich współudział w zbrodniach na demonstrantach, którzy chcą przywrócenia rządów cywilnych w kraju. Przykładów zbrodni dokonywanych przez wagnerowców jest cała masa. Większość ich ofiar stanowi ludność cywilna.
Czy w związku z niejednoznacznym statusem prawnym Grupy Wagnera jest możliwość pociągnięcia jej do odpowiedzialności karnej?
Największy problem z tym polega na tym, że ciężko byłoby udowodnić szeregowemu wagnerowcowi przynależność do Grupy Wagnera. Można natomiast uderzyć sankcjami w dowódców, osoby, o których wiadomo, że są powiązane z organizacją. Takie sankcje były już nakładane chociażby przez UE na Prigożyna – Amerykanie też zresztą ścigają go za ingerencję w wybory prezydenckie.
Oprócz tego można również uderzać w firmy powiązane z Prigożynem i Grupą Wagnera. Jest ich cała masa – nie tylko w Rosji, ale i w krajach afrykańskich czy na Bliskim Wschodzie. Takie sankcje też już są nakładane. Natomiast niewątpliwie najbardziej pomocne byłoby uznanie Grupy Wagnera za organizację terrorystyczną – to znacznie ułatwiłoby nakładanie różnych restrykcji. Ale tu znowu wracamy do punktu wyjścia – pojawia się problem statutu prawnego grupy i fakt, że takiego podmiotu prawnego oficjalnie nie ma. Pod tym kątem określenie „niewidzialna armia” pasuje tu idealnie.
Przez długi czas Moskwa konsekwentnie odcinała się od wagnerowców, utrzymując, że nie ma z nimi nic wspólnego. Ostatnio sytuacja się zmieniła – nie tylko Jewgienij Prigożyn publicznie przyznał się do związków z Grupą Wagnera, ale i Rosja przestaje zaprzeczać takim powiązaniom. Mało tego – w telewizji pojawiają się materiały propagandowe wagnerowców. Co można oznaczać ta zmiana?
To wiąże się niewątpliwie z próbą mobilizacji społeczeństwa do wojny z Ukrainą, ma pokazywać, że niezależnie od mobilizacji i angażowania żołnierzy zawodowych, są ludzie którzy dobrowolnie chcą walczyć. Ważniejszy jest chyba jednak aspekt polityczny. Prigożyn uznał, że wojna z Ukrainą to dobry moment, by wyjść z cienia i budować swoje polityczne zasoby i pozycję w Rosji. No i w końcu to też niewątpliwie chęć przygotowania podłoża do tworzenia w Rosji prywatnych armii, które miałyby ochraniać Władimira Putina.
Co to oznacza dla Grupy Wagnera?
Na pewno dużo zmienia. Dzięki temu wagnerowcy wyszli z cienia. Z jednej strony to umacnia grupę, z drugiej jednak naraża na pewno ryzyko, zarówno ją, jak i Prigożyna i jego interesy w Libii, Sudanie, Mali, Republice Środkowoafrykańskiej. Jeśli wojna na Ukrainie nie będzie układać się po myśli wagnerowców, mogą zacząć tracić rynki, które zdobyli w ostatnich latach. Nie tylko wojskowe – w grę wchodzi też eksploatacja złóż, pozyskiwanie surowców. To ogromne pieniądze. Prigożyn sporo na tym zarabia, ale i Putin i jego najbliższe otoczenie.
Porażka na pewno nie przejdzie więc bez oddźwięku – tym bardziej że sytuacja już się zmieniła i łatwo powiązać państwo rosyjskie z Grupą Wagnera. Władze już nie zaprzeczają powiązaniom z wagnerowcami. Ba, Prigożyn dostał nawet najwyższe odznaczenie wojskowe w związku z zaangażowaniem w walki. Nie da się dłużej udawać, że Rosję nic nie łączy z wagnerowcami, a to oznacza, że skończył się okres działalności w cieniu i robienia po cichu dużych pieniędzy. Czy uda się je robić głośno? O tym zadecyduje wynik wojny.