Cztery wesela i proces, czyli jak bawili się Rzymianie? (cz. 2)
Przeczytaj także pierwszą część artykułu o rzymskich rozrywkach.
Rozrywki w tawernie
Starożytni Rzymianie lubili m.in. spędzać czas w tawernach, poświęcając się tam pijaństwu. Do lokali tych wchodzili jedynie plebejusze, dla patrycjuszy bowiem była to rozrywka niegodna ich pozycji społecznej. W miastach działały dziesiątki i setki podobnych przybytków koncentrujących się wokół centrów życia społecznego: łaźni, teatrów, targowisk i forów. Pito tam wino, jedzono, oddawano się także przygodnie spotkanym kobietom (choć i bez tego pracujące w karczmach panie miały opinię prostytutek).
Prostytucja odgrywała zresztą istotną rolę w ówczesnym społeczeństwie. Zajmowały się nią głównie osoby powiązane z ówczesnym odpowiednikiem mafii. Panie lekkich obyczajów gromadziły się przede wszystkim w karczmach o złej reputacji, choć – jak w każdej epoce – z ich usług korzystali panowie ze wszystkich sfer społecznych. Rozwinięta była także prostytucja męska (której przypadki znamy choćby z dziejów Elagabala).
Z wykopalisk w Pompejach znamy obraz rzymskiego domu publicznego (jest to jedyny znany nam taki przybytek), składającego się z dziesięciu pokoi i toalety. W stolicy Impeium jedna z dzielnic, zwana Suburą (pomiędzy wzgórzami wiminalskim a eskwilińskim), słynęła nawet jako teren „czerwonych latarni”.
Ważnym aspektem funkcjonowania karczem było uprawianie tam hazardu, lub ściślej: gier o pieniądze. Najpopularniejszą z nich była gra w kości. Jej wynalezienie, podobnie jak szeregu innych zabaw (np. z piłką) Grecy przypisywali Lidyjczykom (mieszkańcy krainy w Azji Mniejszej, której królem był słynny Krezus). Faktycznie zaś kości wywodzą się z Indii – dowodów dostarczają tu liczne znaleziska archeologiczne oraz zabytki sztuki.
Grano, podobnie jak dzisiaj, sześciennymi kostkami. Wykonywano je z rozmaitych materiałów: gliny, drewna, kości, a nawet kości słoniowej, brązu czy ołowiu. Na ściankach znajdowały się różne znaki, np. rozeta, nie od razu też wymyślono, by suma oczek po przeciwległych stronach kostki wynosiła 7 (jak ma to miejsce dzisiaj).
Znane były także tzw. astragale, tj. wykonane ze zwierzęcych kości śródstopia kostki o czterech punktowanych ściankach. Gra przy ich użyciu uchodziła za kobiecą i dziecięcą, często niehazardową. Zawodnik rzucał np. astragalami do góry i próbował kostki złapać. Te, które upadły, należało podnieść palcami tak, by nie upuścić tych już złapanych.
Grom tego typu nierzadko towarzyszyły awantury. Nie brakowało nieuczciwych zawodników fałszujących kości, które nieprzypadkowo upadały na określone ścianki, najczęściej na jedynkę (czyli gracz wyrzucał szóstkę). Było to możliwe dzięki celowemu „złemu” wykonaniu, a proceder ten uprawiać miał nawet cesarz Kaligula. Gromadzono się w klubach i miejscach specjalnie przeznaczonych do gry, często znajdujących się przy świątyniach skupiających życie społeczne.
Ze źródeł literackich wiadomo, że już w starożytności ludzie, często także majętni, potrafili przegrać w grach hazardowych nawet całość swojego dorobku. Władze próbowały przeciwdziałać negatywnym skutkom hazardu i zakazywały jego uprawiania, zabraniano także prowadzenia domów gry, tudzież zmuszania do niej. Graczy karano grzywnami, choć tolerowano za to zorganizowane zawody. Liczne ustawy, mające w założeniu wyeliminować zakłady i rozgrywki na pieniądze, jak można się łatwo domyślić, nie przyniosły efektu, a wręcz nie stosowano ich w praktyce.
Warto tu jeszcze przypomnieć, że ludzie antyku nie znali szachów – te powstać miały w Persji VI wieku i przybyć do Europy wraz z oddziałami arabskimi z Hiszpanii dopiero w wieku VIII.
Miejsca spotkań
Zajmowano się także rozrywkami mniej godzącymi w dobre imię człowieka oddającego się rozkoszom życia. Miasta cywilizacji łacińskiej były wyposażone w liczne obiekty użyteczności publicznej, które jednocześnie głosiły chwałę ich twórców. Rzymianie słynęli ze znakomitej organizacji, a stolica imperium stała się wzorem do naśladowania dla mniejszych miejscowości. W całym kręgu oddziaływań kultury rzymskiej budowano osady na tę modłę, w której było miejsce na fora (rynki), teatry i amfiteatry, termy i świątynie.
Centrami handlowymi, pełniącymi także rolę głównych punktów spotkań mieszkańców, były liczne targowiska (rybne, warzywne, bydła) skoncentrowane głównie w sercu miasta. Koncentrowały się one na forach – największym z nich, z którego znaczna część przeznaczona była właśnie pod handel, było Forum Trajana wybudowane na początku II w. n.e. – cały jeden bok placu zajmowała wielka budowla, w której siedzibę miał urząd zajmujący się państwowymi rozdawnictwami.
Innym ważnym ośrodkiem życia miejskiego były termy, w których spotykały się tłumy ludzi. Ich istnienie było możliwe dzięki wysoce rozwiniętej technice Rzymian, która pozwalała doprowadzić do miasta wodę z gór przy użyciu akweduktów. W budowlach tych funkcjonowała zarówno palestra (słowo to oznaczało początkowo miejsce, w którym fizycznie ćwiczono ciało) oraz łaźnia przeznaczona do utrzymania osobistej higieny. Wiele obiektów miało charakter publiczny i było dostępnych za niewielką opłatą. Ich liczba, tuż przed upadkiem Republiki, wynosiła 170.
Najsłynniejszymi z term rzymskich były Termy Agryppy, Nerona, Trajana, Karakalli i Dioklecjana. Na terenie tego typu budowli znajdowało się wiele pomieszczeń, a także liczne stragany, sklepiki, ogrody i promenady. Odwiedzający je Rzymianin mógł zakosztować kąpieli zimnej i gorącej, użyć łaźni suchej, pływalni, sali gimnastycznej czy skorzystać z usług masażysty. Oprócz tego do dyspozycji przybywających oddana była szatnia. Mężczyźni i kobiety mieli osobno wyznaczone godziny, w których mogli przybywać do term (przypomina to nieco sytuację w późniejszej Turcji).
Budowle te, charakterystyczne dla cywilizacji rzymskiej, miały swoje odpowiedniki niewielkich rozmiarów w domach zamożniejszych mieszkańców. Funkcjonowały one jednak tylko na parterach, gdyż ze względu na niskie ciśnienie wody, ta nie docierała do wyższych kondygnacji.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/
Ludzie bardziej wykształceni mogli udać się do jednej z bibliotek lub któregoś z organizujących się od schyłku Republiki muzeum, pełnego zwykle zagrabionych z innych ziem dzieł sztuki –obiekty te często funkcjonowały przy termach.
Lokacjami, w których można było odpocząć od miejskiego zgiełku – miasta były bowiem wąsko zabudowane i zatłoczone – były liczne ogrody i inne tereny zielone. Wiele z nich zostało przekazanych przez cesarzy ludowi w testamencie. Także mniej uczęszczane place, zwłaszcza po zakończeniu procesów i dysput, przeznaczone były do wypoczynku i spotkań z innymi ludźmi. Spacerowano wśród bogato zdobionych budowli i rozmawiano na tematy błahe i poważne, zbierano informacje i obserwowano handlujących, przyglądano się zawodnikom grającym w różne gry...
Do grona ciekawych rozrywek trzeba też zaliczyć wspomniane procesy sądowe – nie brakowało bowiem takich, którzy czerpali przyjemność z publicznego przedstawiania swoich problemów i awantur. Sami zaś stwarzali nowy problem, którym było nieprawdopodobne wręcz marnotrawstwo czasu, pieniędzy i sił ludzkich (chociaż jest to kwestia znana także np. epoce staropolskiej czy naszej) – wygłaszano wielogodzinne przemówienia, hałasowano w sposób uniemożliwiający należyte zrozumienie tego, co się mówi, najmowano klakierów i przedłużano sprawy „w nieskończoność”. Nasilało się to w miarę tego, jak upadała sztuka wymowy. Wiele procesów wytaczali zwykli pieniacze, a ich przebieg służył przede wszystkim uciesze gapiów. Jest to jedna z ciemniejszych stron funkcjonowania państwa rzymskiego.
Ogniem i wodą – rzymskie wesela
Jeszcze innym typem rozrywek były uroczystości przeżywane w kręgu rodziny i najbliższych przyjaciół. Niewiele wiadomo o rzymskich zwyczajach weselnych, nie zachowało się bowiem zbyt dużo wzmianek na ich temat w literaturze z epoki. Niewątpliwie wywodziły się one z kultu bogów roli i były bardzo silnie związane z religią. Świadczy o tym chociażby zwyczaj śpiewania tych samych pieśni (tzw. fescenninów) na polach uprawnych i podczas uroczystości ślubnych. Wierzenia rzymskie, co warto podkreślić, miały charakter bardzo praktyczny i powiązane były z najdrobniejszymi często elementami życia codziennego. W okresie późniejszym związki wesel z rolnictwem uległy jednak pewnemu zatarciu.
Śluby stanowiły jeden z najważniejszych momentów życia religijnego, zapewniały bowiem trwanie rodziny i w szerokim kontekście, ludzkości w ogóle. Należało je więc oddać pod opiekę bogów – tych samych, którzy troszczyli się o zasiewy i plony. Mowa o boginiach Ceres (Cererze) i Tellus oraz bogu Marsie, tj. głównych bóstwach rzymskiego rolnictwa. Trzeba przy tym wiedzieć, że pierwotnie Mars pełnił rolę chroniącego zasiewy, a z tej funkcji wywodzi się jego najbardziej znana pozycja w panteonie jako boga wojny – chroniącego przed nieprzyjacielem.
Wesele składało się z trzech części – obrzędów w domu panny młodej, obrzędów związanych z pokonywaniem przez nią drogi z domu rodzinnego do domu jej męża i obrzędów odnoszących się do przybycia kobiety do mieszkania mężczyzny. Nie trzeba chyba dodawać, że związki w tamtych czasach były aranżowane.
Rano, przed samym ślubem odbywało się przepowiadanie przyszłości, tzw. auspicje – wróżby stanowiły element niezbędny, trzeba było bowiem dowiedzieć się, czy związkowi sprzyjają bogowie. Jeśli wyrazili oni swoją aprobatę, należało złożyć im ofiarę, odmówić modlitwę i urządzić ofiarną ucztę. Następnie dokonywało się „porwanie” panny młodej z jej rodzinnego domu. Dwaj chłopcy prowadzili ją do domu męża, a obok kroczył trzeci z pochodnią. Za nimi niesiono kądziel i wrzeciono. Dalej postępowali krewni i znajomi oraz ludzie ciekawi wydarzenia. Grano przy tym na fletach i śpiewano wspomniane już fescenniny.
U bram domu mężczyzny kobieta wypowiadała słowa „ubi tu Caius, ibi ego Caia”. Zazwyczaj tłumaczy się je jako „gdzie ty Gajus, tam ja Gaja”, choć według nowszej interpretacji, chyba bardziej pasującej do sytuacji, należałoby to ująć nieco inaczej: „dokąd pójdziesz, ja pójdę za tobą”, co oznaczałoby, że małżonkowie będą się wspierać tak w dobrych, jak i w złych chwilach.
Przyszła żona namaszczała tłuszczem drzwi, ozdabiała je wstążkami, po czym przenoszono ją przez próg, a tam przyjmowano ją ogniem i wodą jako nową panią gospodarstwa. Następnego dnia składała ofiarę larom (opiekującym się domem bóstwom) i wydawała ucztę. Kobiety zawsze nosiły nakrycie głowy – w czasie ślubu była nim czerwona chustka. Pan młody z kolei zakładał togę, a głowę ozdabiał wieńcem z wawrzynu lub rośliny będącej atrybutem bogini miłości Wenery – mirtu. Poza tym niewiele wiemy o jego stroju.
W życiu prywatnym Rzymianie odznaczali się surowością obyczajów silnie związanych z naturą i pierwotnymi kultami. Wraz z upływem czasu więzi z tradycjami przodków jednakże nieubłaganie słabły, a na ich miejsce przechodziły elementy zapożyczone przede wszystkim z obszaru wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Choć czasem przyjęło się mówić o upadku kultury (zwłaszcza za czasów Cesarstwa), to jednak warto zwrócić uwagę, że kultura także podlega ewolucji, podobnie jak Rzym cesarski ewoluował i nie był już małym miastem-państwem, lecz stolicą wielkiego państwa-konglomeratu ludów, języków i zwyczajów.
Przeczytaj także pierwszą część artykułu o rzymskich rozrywkach.
Bibliografia:
- Carcopino Jerome, Życie codzienne w Rzymie w okresie rozkwitu Cesarstwa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1960.
- Hartz Cornelius, My chcemy orgii! Jak świętowali starożytni Rzymianie, Bellona, Warszawa 2017.
- Jaczynowska Maria, Religie świata rzymskiego, , Wydawnictwo Naukowe PWN, 1990, .
- Kuryłowicz Marek, Prawo i obyczaje w starożytnym Rzymie, Lubelskie Wydawnictwa Prawnicze, Lublin 1994.
- Rodziewicz Elżbieta, Starożytni grają w kości, [w:] Meander XV (1960), s. 233-242.
- Rychlewska Ludwika, Zwyczaje weselne u Rzymian, [w:] Meander IV (1949), s. 67-82.
- Zerbini Livio, Starożytne miasto rzymskie. Historia i życie codzienne, Bellona, Warszawa 2008.
Redakcja: Paweł Czechowski