Cud nad Wisłą z francuskiej perspektywy
Ten tekst jest fragmentem książki Diany Maksimiuk (red.) „O Niepodległą. Kierunek północno-wschodni (1920)”.
Czy świat zachodni zdawał sobie sprawę ze znaczenia, jakie dla przyszłości całego kontynentu miał konflikt między bolszewikami a od rodzoną Polską? Co o wojnie wiedział przeciętny mieszkaniec zachodniej Europy? Jednym z elementów składających się na odpowiedź na te pytania może być analiza ówczesnej prasy popularnej. Za jej pomocą można próbować wniknąć zarówno w problematykę opinii elit intelektualnych (w tym dziennikarzy), jak i wiedzy społecznej o wydarzeniach na wschodzie.
Na potrzeby tego artykułu wybrano przypadek Francji – zaangażowanej przecież w pomoc wojskową dla Rzeczypospolitej. Instrumentem badawczym uczyniono dziennik „Le Figaro”, jedną z najpopularniejszych francuskich gazet o profilu centroprawicowym, ukazującą się nieprzerwanie od 1826 r. Wybór tego mainstreamowego (choć mimo wszystko przeznaczonego dla bardziej wyrobionego czytelnika) tytułu wynika z chęci przyjrzenia się zjawiskom najpowszechniejszym, a nie radykalnym czy marginalnym.
Lektura wybranych artykułów poświęconych Polsce z okresu kulminacji konfliktu między bolszewicką Rosją a walczącą o swoje granice (i samoistnienie) Rzeczpospolitą pozwala zwrócić uwagę na co najmniej dwa zagadnienia: jak pisano o wojnie (co oddaje postawy dziennikarzy, ale też po części francuskich władz wyposażonych w możliwości kontrolowania prasy) oraz co o niej pisano (pozwala to zorientować się w poziomie wiedzy dziennikarzy, a pośrednio też w świadomości licznych czytelników dziennika). Przyjęte ramy chronologiczne obejmują okres od maja 1920 r. (początek kontrofensywy sowieckiej na Białorusi i Ukrainie) do mniej więcej 22 października tr. (kiedy Sejm RP ratyfikował zawarty dziesięć dni wcześniej rozejm).
W 1920 r. wyraz „Polska” wystąpił aż w 260 numerach pisma, nierzadko w więcej niż jednym artykule danego numeru. Od połowy maja do końca października Polska pojawiła się (w różnych kontekstach) aż w 132 numerach „Le Figaro”. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że tylko część z nich poświęcona była tak naprawdę sprawom polskim, a i w tym zbiorze nieliczne dotyczyły opisania i analizy sytuacji w wojnie polsko-bolszewickiej.
Poniżej omawiam pokrótce tylko kilka wybranych tekstów, które uznałem za najważniejsze lub też reprezentatywne. Analiza ta nie ma charakteru całościowego i stanowi jedynie przyczynek do zakreślonej w tytule problematyki.
Przedbiegi: sowiecka ofensywa (maj–sierpień 1920 r.)
Pierwsze tygodnie, a nawet miesiące sowieckiej kontrofensywy nie budziły wielkiego zainteresowania „Le Figaro”. Co jakiś czas pojawiały się tylko krótkie informacje dotyczące sytuacji na froncie. Na przykład 1 czerwca 1920 r. w skromnej notce (ale umieszczonej na pierwszej stronie) pt. La Bataille de la Bérézina warszawski korespondent gazety (niepodpisany) dość szczegółowo opisywał sytuację z regionu tytułowej Berezyny.
Tydzień później korespondent z Pragi cytował artykuł z gazety „České Slovo” o porozumieniu zawartym między Józefem Piłsudskim a atamanem Symonem Petlurą. Podkreślono, że tajna część umowy zakładała przekazanie Wołynia i Podola Polsce5. Z kolei w następnych krótkich notkach z 10 czerwca w korespondencji z Warszawy pisano optymistycznie o zwycięskich potyczkach wojsk polskich, ale także wspomniano o permanentnym kryzysie rządowym, wywołanym m.in. sytuacją na froncie.
Informacje o zwycięstwach coraz częściej ustępowały jednak do niesieniom o kolejnych porażkach, jak np. o ewakuacji Kijowa. Nie mniej ciągle, właściwie aż do sierpnia, teksty poświęcone wojnie ograniczały się do niezbyt długich notatek. Nieco większe rozmiary miał tekst z pierwszej strony numeru „Le Figaro” z 2 lipca 1920 r. autorstwa doświadczonego dziennikarza Jacquesa Roujona. W tym czasie specjalizował się on w artykułach poświęconych Polsce, w których manifestował jednoznacznie pozytywny stosunek do niej. W powyższym tekście podkreślał coraz trudniejszą sytuację geopolityczną Polski w przededniu konferencji w Spa. Zwracał uwagę nie tylko na znaczące postępy kontrofensywy bolszewickiej, lecz także na niechętny stosunek Niemiec i (częściowo) Wielkiej Brytanii do polskich żądań terytorialnych. Autor nie wykluczał nawet możliwości nowych zaborów. „Państwa sprzymierzone nie spełniły swego obowiązku przyjścia z pomocą narodowi, który powstrzymuje marsz azjatyckiej rewolucji” – przekonywał. Ostrzegał, że ewentualne zwycięstwo na ziemiach polskich „naszych najgorszych wrogów” przyniesie szkody również Francji.
Kilka dni później na łamach gazety dość zwięźle przedstawiono przebieg konferencji w Spa. Sprawom polskim poświęcono za to sporo uwagi. Wątki te ponownie omawiał Jacques Roujon. Optymistycznie stwierdzał, że „stanowisko Sprzymierzonych jest jasne: należy pomóc Polsce i – bez tracenia czasu na czcze wyrzuty – podjąć dziś kroki, które powstrzymają kolejne państwo przywrócone do życia w Wersalu przed katastrofą, której skutki odczują wszystkie cywilizowane mocarstwa”. „Francja i Wielka Brytania zgodziły się na działanie w Polsce” – dopowiadał później dziennikarz, a gazeta informowała o misji gen. Maxime’a Weyganda w Warszawie. Pominięto kontrowersje związane z twardymi warunkami narzuconymi polskim negocjatorom.
Sierpniowa kulminacja
Przez mniej więcej dwa środkowe tygodnie sierpnia wątki polskie pojawiały się w „Le Figaro” codziennie, nierzadko kilka czy na wet kilkanaście razy w jednym numerze. Skrupulatnie odnotowywano sytuację polityczną, reakcje i oświadczenia poszczególnych decydentów. Mniej dokładnie opisywano konkretną sytuację na froncie – brakowało tu po prostu źródeł informacji. W każdym razie owa „katastrofa”, o której niewiele wcześniej pisał Roujon, zdawała się właśnie materializować.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Diany Maksimiuk (red.) „O Niepodległą. Kierunek północno-wschodni (1920)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Tytuł korespondencji z Warszawy opublikowanej 12 sierpnia nie po zostawiał wątpliwości: „Polska prosi cały świat o pomoc” (La Pologne adresse un appel au Monde entier). Przytoczono w nim apel warszawskiej Rady Obrony Państwa, dramatycznie domagającej się tytułowej pomocy. Informowano również o próbach porozumienia Wielkiej Brytanii, Niemiec i Rosji co do przyszłości Polski (w razie zwycięstwa bolszewików). Takie porozumienie zakładało przetrwanie jedynie kadłubowego, zdemilitaryzowanego państwa polskiego (m.in. z zagwarantowaniem dostępu Rosji do Bałtyku).
13 sierpnia donoszono m.in. o modlitwie, jaką w intencji Polski ogłosił arcybiskup Lyonu kard. Louis-Joseph Maurin. Cytowano też oficjalne komunikaty władz w Warszawie.
14 sierpnia Jacques Roujon raz jeszcze pisał o bolszewizmie, który pragnie „uśmiercić cywilizację europejską”. Ponownie dał wyraz wierze, że to się nie uda, m.in. dzięki „wsparciu moralnemu”, jakie Polsce okazują Stany Zjednoczone. Również Francja odrzucała rosyjskie projekty zawieszenia broni i opowiadała się za integralnością terytorialną Polski. Tymczasem francuskie duchowieństwo wciąż modliło się o Polskę – informowano jeszcze w tym samym numerze i cytowano oświadczenie arcybiskupa Paryża kard. Leona-Adolphe’a Amette’a (zmarłego dwa tygodnie później) zaczynające się od słów: „Polska jest w niebezpieczeństwie. Serca katolików francuskich nie mogą pozo stać obojętne wobec tego rycerskiego narodu, który mimo najokrutniejszych prób pozostał zawsze wierny Kościołowi i przyjacielski wobec Francji”.
15 sierpnia w artykule omawiającym grę dyplomatyczną wokół wojny skonstatowano, że wbrew intencjom dyplomatów (przynajmniej tych zachodnich) „obecnie wyłącznie armie zadecydują o losie Polski”. Brakowało przy tym pewnych informacji z frontu. Zauważono za to patriotyczny apel zamieszczony w piśmie „Robotnik”, wzywający czytelników do ofiarnej obrony przed bolszewicką nawałą (miało to pokazywać, że polski proletariat nie wspiera komunistów).
Większość pierwszej strony „Le Figaro” z 16 sierpnia zdominowała seria krótkich komunikatów poświęconych sprawom polskim. Jacques Roujon w artykule Les heritiers de Catherine et de Frédéric („Następcy Katarzyny i Fryderyka”) alarmował, że bolszewicka Rosja i targane konfliktami Niemcy mogą dojść do porozumienia w kwestii nowego podziału Polski: „silna dyktatura wojskowa panująca w Rosji kontynuuje politykę Katarzyny II i zaprasza Berlin do wskrzeszenia tradycji Fryderyka Wielkiego” – przekonywał.
Poniżej umieszczono niewielki tekst analizujący grę polityczną pro wadzoną przez Romana Dmowskiego. Cytowano korespondenta brytyjskiej gazety „Daily Mail”, którego zdaniem mogła owa gra mogła do prowadzić do zamachu stanu w Warszawie. Warto przy tym zauważyć, że korespondent „Le Figaro” (wydaje się, że wciąż przebywał w polskiej stolicy) często polegał na relacjach dziennikarzy innych państw. Prócz wspomnianego Brytyjczyka cytował również włoskiego dziennikarza „Corriere dela Sera”, według którego „armia bolszewicka mierząca się ze zdyscyplinowanym i zdeterminowanym przeciwnikiem ukazuje swoje poważne słabości, powodowane m.in. sporami o prowadzenie wojny toczącymi się między Leninem a Trockim”.
Z samego frontu do redakcji pisma wciąż docierało niewiele potwierdzonych informacji. „Wczoraj nie nadszedł do Paryża żaden oficjalny radiotelegram dotyczący operacji militarnych – donoszono bezradnie. – Dowiedzieliśmy się tylko, że bitwa o Warszawę wciąż trwa. Wydaje się, że Polacy odnieśli pierwsze zwycięstwo w pewnym punkcie frontu. Ta miejscowa przewaga nie pozwala jednak na prognozowanie przebiegu całej bitwy” – zastrzegano.
Korespondent „Le Figaro” próbował wypełnić tę informacyjną pustkę relacją z rozmowy z polskim dziennikarzem „Rzeczpospolitej”, który miał się właśnie spotkać z gen. Władysławem Sikorskim, wyrażającym pełne przekonanie co do polskiego zwycięstwa. Czytelnicy francuskiej gazety mogli się ponadto dowiedzieć, że Polakom udało się odkryć dowody na współpracę wywiadowczą Rosji z Niemcami. To ko lejny przykład antyniemieckich wątków w „Le Figaro”. Znacznie mniej optymizmu przynosiła inna, lakoniczna i pozbawiona komentarza, informacja o ewakuacji francuskiej i brytyjskiej misji dyplomatycznej z Warszawy do Poznania. Słowa te mogły w czytelnikach wzbudzić poważne zastrzeżenia co do wiarygodności zapewnień gen. Sikorskiego. W „Le Figaro” krytykowano nie tylko Niemcy, lecz także Wielką Brytanię i jej premiera Davida Lloyda George’a. W numerze z 17 sierpnia zarzucano mu fatalizm i brak woli współpracy z Francją w niesieniu pomocy Polsce. Ten dzień przyniósł jednak kolejny powiew optymizmu: korespondent gazety na pierwszej stronie donosił bowiem dość mgliście o obronie Bugu i nieco konkretniej o polskiej kontrofensywie wyprowadzonej z Modlina w kierunku Mławy. Ponownie nie pokusił się jednak o prognozę rozwoju sytuacji, choć wskazywał na rozprężenie wśród bolszewickich żołnierzy.
Wątki te rozwijał na kolejnej stronie w ramach rubryki „W ostatniej chwili” (Dernière Heure). Usiłował przybliżyć czytelnikom szczegóły geograficzne terenów, na których toczyły się walki. W wyidealizowanym opisie korespondent stwierdzał: „[polska] armia pozostaje pewna siebie, a oddziały, uformowane z siedemnasto- i osiemnastolatków, idą na front, śpiewając”. Wysokie morale miało panować też w samej stolicy: ludzie na ochotnika zgłaszali się do wojska, partie zaprzestały kłótni, organizowano obronę mostów, punkty sanitarne, aprowizację itp. Dzienni karz nie wspominał za to o powszechnych modlitwach i nabożeństwach w warszawskich kościołach. Oprócz tego w rubryce zamieszczono kilka innych notek z frontu.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Diany Maksimiuk (red.) „O Niepodległą. Kierunek północno-wschodni (1920)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Na trzeciej stronie numeru z 17 sierpnia umieszczono z kolei duży analityczny artykuł Maurice’a Leona, korespondenta „Le Figaro” w Nowym Jorku, na temat postawy Waszyngtonu wobec wydarzeń w Polsce. Dziennikarz przekonywał, że zaangażowanie USA w walkę z bolszewikami jest kluczowe dla zachowania niepodległości Polski. Co ciekawe, nazwano ją tu „Alzacją i Lotaryngią Wschodu”. Może miało to wzbudzić emocje czytelników. Na pewno to szczególne zainteresowanie redakcji „Le Figaro” postawą Amerykanów w kontekście polskim było kolejnym wyróżnikiem tekstów publikowanych w tej gazecie.
Pierwszą stronę numeru z 18 sierpnia zajął obszerny artykuł Raymonda Recouly’ego – kolejnego zagranicznego korespondenta, tym razem z Pragi – który dotyczył stosunków polsko-czechosłowackich. Dziennikarz z optymizmem twierdził, że mimo poważnych konfliktów i unikania przez Pragę jakiegokolwiek zaangażowania militarnego wspólne niebezpieczeństwo bolszewickie może zbliżyć oba zagrożone państwa. Na drugiej stronie tego wydania ponownie krytykowano politykę Berlina, próbującego ugrać na polskim kryzysie coś dla siebie, oraz kunktatorskiego Londynu.
Tymczasem informacje z frontu pozostawały niepewne, a nawet sprzeczne. „Brakuje precyzyjnych danych o aktualnej sytuacji militarnej w Polsce” – przyznawano po raz kolejny. Pojawiła się nawet plotka (rozgłaszana w Londynie) o zdobyciu Warszawy przez bolszewików, została jednak szybko zdementowana. Z kolei dyplomaci zachodni ulokowani w Poznaniu donosili nie tylko o utrzymaniu linii obrony, lecz także potwierdzali wiadomości o początkach polskiej kontrofensywy wyprowadzonej spod Warszawy „pod osobistym przywództwem marszałka Piłsudskiego”. Pojawiły się poza tym informacje o uformowaniu 31 lipca „rządu rewolucyjnego” na terytoriach polskich okupowanych przez bolszewików.
Wkrótce nastąpiło informacyjne przesilenie. Czytelników wydania „Le Figaro” z 20 sierpnia witał na pierwszej stronie tytuł La victoire polonaise se développe („Polskie zwycięstwo się rozszerza”). Stwierdzano w nim przesunięcie frontu o kilkadziesiąt kilometrów na korzyść Polski. „Oblicza się, że jeśli działania w ramach kontrofensywy będą kontynuowane do początku przyszłego tygodnia, zakończy się ona pełną realizacją ustalonych celów, co pozwoli myśleć o wyzwoleniu polskiej ziemi” – donosiła gazeta. Podawała też sporo szczegółów z frontu: „pozycja prawego skrzydła Armii Czerwonej, które kierowało się w stronę linii gdańskiej, stała się coraz bardziej ryzykowna i ta część oddziałów rosyjskich, jak sądzą dobrze poinformowani, stanęła w obliczu prawdziwej klęski”. Wojsko polskie kontynuowało marsz na północ od Modlina, mimo zaczepnych prób bolszewików. Tymczasem sytuacja pod samą Warszawą nie była jeszcze jasna: „Czerwona ofensywa na warszawskie mosty zwolniła. Brakuje sygnałów o poważnym ataku”. W sumie jednak „kontrofensywa polskich oddziałów na środku frontu postępuje bardzo szybko. Jej łupem padają jeńcy, działa i liczny sprzęt”. Zamieszczona poniżej notka dodatkowo informowała o marszu Polaków na Brześć.
W numerze wyśmiewano ponadto prasę komunistyczną oskarżającą Polskę o agresję na Rosję. Krytykowanie miejscowych środowisk lewicowych i komunistycznych było stałym tłem dla opisów sytuacji w wojnie polsko-bolszewickiej.
Jeden z nagłówków numeru z 21 sierpnia był zdecydowanie bardziej jednoznaczny od wcześniejszych: „Ucieczka bolszewików”. W tekście informowano, że wojska polskie doszły już do Brześcia. Przytaczano też tekst noty gratulacyjnej adresowanej do Józefa Piłsudskiego, a sformułowanej przez premiera Alexandre’a Milleranda. Jak zapewniał francuski polityk, „Francja, która zawsze wierzyła w patriotyzm narodu polskiego, wita z radością to zwycięstwo, które ocaliło Polskę”.
Jacques Roujon w tym samym numerze postarał się o prognozę skutków polskiego zwycięstwa dla III Republiki. Z przesadą zwrócił uwagę na decydujące znaczenie pomocy ze strony francuskiej misji wojskowej w Polsce, kierowanej przez gen. Weyganda. Przewidywał, że odepchnięcie bolszewików zmniejszy napięcia powstałe między dotychczasowymi sojusznikami z okresu I wojny światowej, a związane z różnym stosunkiem do państwowości polskiej. Tym razem dziennikarz pochwalił po stawę Wielkiej Brytanii i sugerował, że tylko Niemcy wciąż „pozostają zagrożeniem”.
W wydaniu poniedziałkowym z 23 sierpnia 1920 r. na pierwszej stronie umieszczono dość zwięzłą korespondencję z Warszawy pt. La Victoire polonaise („Polskie zwycięstwo”). Treść najlepiej streszczał podwójny podtytuł: Ofensywa trwa. Próżne wysiłki czerwonych. Pod spodem wspomniano o liście pasterskim arcybiskupa Tuluzy Jeana-Augustina Germaina, w którym nakazywał on księżom tej archidiecezji zorganizowanie modlitw z udziałem wiernych w intencji Polski. Kościelny dostojnik przypominał, że Polacy już raz uratowali Europę w XVII w. przed Turkami.
Z mniej optymistycznych wiadomości informowano czytelników o niepokojach na Śląsku, za których wzniecanie mieli być odpowiedzialni Niemcy. I to tego typu informacje w kolejnych tygodniach wyparły do niesienia z frontu polsko-bolszewickiego.
Wygaszanie tematu
Odkąd stało się jasne, że bolszewicy zostali odparci, a Warszawa i Polska ocalone, problematyka wojny polsko-bolszewickiej straciła na atrakcyjności dla redaktorów „Le Figaro”. Wątki polskie, jeśli już się pojawiały, to raczej w kontekście sporów o granice czy wojny domowej w Rosji. Podpisanie rozejmu w październiku 1920 r. przeszło niemal niezauważenie.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Diany Maksimiuk (red.) „O Niepodległą. Kierunek północno-wschodni (1920)” bezpośrednio pod tym linkiem!
17 października gazeta opublikowała na pierwszej stronie krótki tekst o napiętej sytuacji na Śląsku, utrzymany w duchu krytycznym wobec Niemiec. Relacjonowano przebieg demonstracji zorganizowanej przez „Ślązaków lub Polaków”, podczas której jeden z mówców stwierdził, że zwycięska armia polska „uratowała Europę przed bolszewicką inwazją”. Na drugiej stronie znalazła się z kolei skromna notka o zawarciu rozejmu w Rydze. Tekst nie zawierał komentarza: „14 [sic!] października, o siódmej wieczorem, podczas uroczystego spotkania, doszło do podpisania rozejmu i wszczęcia rokowań pokojowych między sowiecką Rosją a Polską [...]. Niepodległość Białej Rusi i Ukrainy została potwierdzona, granica polsko-rosyjska ustalona. Działania wojenne zostaną wstrzymane 18 października o północy. Polska obiecała nie udzielać po mocy siłom zbrojnym sprzeciwiającym się rządowi sowieckiemu”.
Ostatnie zdanie może tłumaczyć lakoniczność komunikatu i małe zainteresowanie gazety tematem rozejmu: w końcu redakcja popierała białych, walczących z bolszewikami, więc warunki polsko-rosyjskiego traktatu były niezgodne z linią programową pisma. Zarazem trudno było krytykować Polaków, dotychczas tak bardzo chwalonych i wspieranych. Pewną zmianę tonu da się jednak zauważyć w pojawiających się równolegle tekstach dotyczących polskiej „okupacji Wilna”, choć mimo wszystko gazeta brała stronę władz warszawskich. Na przykład 13 października informowano, że Warszawa odcina się od działań gen. Lucjana Żeligowskiego. Kilka dni później w tekście Afera wileńska ograniczono się do przytoczenia wypowiedzi Ignacego Paderewskiego na temat sytuacji w Wilnie dla dziennika „The New York Herald” i do stwierdzenia, że ministrowie litewskiego rządu opuścili miasto. Niemniej ponownie zabrakło odredakcyjnego komentarza.
Dzień później poinformowano czytelników o brytyjsko-francuskiej nocie do polskiego rządu krytykującej „okupację Wilna”. „Le Figaro” nazwała to oświadczenie „twardym, ale przyjacielskim”. Jak dodawano, w mieście panował spokój, choć dało się wyczuć napięcie i niepewność, wywołane głównie obawą przed brakami aprowizacyjnymi. W tym samym numerze zamieszczono bardziej analityczny artykuł autorstwa Edouarda Gachota. Skupił się on na wielce skrótowym przedstawieniu historii Litwy, od średniowiecza po wiek XX, z podkreśleniem m.in. negatywnego wpływu kolonistów niemieckich na niepodległościowe dążenia Litwinów w czasie I wojny światowej. Co ciekawe, autor opisy wał nie tyle polsko-litewski charakter I Rzeczypospolitej, ile stałe za grożenie, jakie dla Litwinów stanowiła Rosja. Zauważał, że po I woj nie światowej niepodległa Litwa wybrała liberalny styl władzy. Tekst kończył się bardzo dyplomatycznie: „Francja ma przyjaciół w Wilnie, Polacy również. Liczymy na pojednanie między tymi dwoma sąsiednimi narodami, których terytoria oddzielają obecnie zagubioną Moskwę i mściwe Niemcy”. Delikatnie sugerowano więc, że sąsiedzkie kłótnie tylko wzmacniają pozycję prawdziwych wrogów. Idealistycznie liczono – tak jak w przypadku polsko-czechosłowackim – na wyciszenie sąsiedzkich sporów.
W kolejnych numerach wątek wojny polsko-bolszewickiej praktycznie znikł i został niemal całkowicie zastąpiony problemem Wilna, a także Gdańska i sytuacji na Śląsku. W przypadku tych dwóch ostatnich regionów redakcja postanowiła wyraźnie i jednoznacznie opowiedzieć się po stronie polskich władz. 23 października 1920 r. znany nam Jacques Roujon skrytykował postawę Ligi Narodów, oskarżającej Polskę o imperializm. Jak zwykle atakował działania Niemców. Podsumowywał: „W lipcu zorientowaliśmy się, że istnienie niepodległej i silnej Polski stało się konieczne do utrzymania pokoju w Europie. Nawet pan Lloyd George, nieokazujący Polakom wiele sympatii, musiał to przyznać. Dla tego zastanawiamy się teraz, dlaczego Sprzymierzeni okazują taką surowość w stosunku do Polski, która – otoczona przez nieprzejednanych wrogów – usiłuje uświadomić sobie własne istnienie”.
∗ ∗ ∗
Nie ulega wątpliwości, że redakcja „Le Figaro” zdecydowanie opowiedziała się po polskiej stronie w konflikcie z bolszewikami. Popierała ponadto polskie aspiracje terytorialne, a nawet – z pewnymi wahaniami i nie do końca jednoznacznie – wyraziła aprobatę dla działań inspirowanych przez Piłsudskiego w Wilnie. Wynikało to przede wszystkim z prawicowo-konserwatywnego charakteru tego dziennika. Jak się wydaje, w redakcji zdawano sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie ze sobą bolszewicka ofensywa – zarówno od strony militarnej, geopolitycznej, jak i ideologicznej. Wątki polsko-rosyjskie zanurzano przy tym w kontekście niemieckim, jednoznacznie krytycznym dla Berlina. Nie unikano również negatywnych komentarzy odnoszących się do postępowania Wielkiej Brytanii (przy życzliwszym stosunku do USA), a także atakowania miejscowych, francuskich komunistów.
Zainteresowanie wojną było jednak punktowe: tak naprawdę wybuchło dopiero latem 1920 r. i szybko ucichło. Nie powinno to zresztą dziwić. Początkowe etapy rosyjskiej ofensywy na zachód, a później kolejne fazy polskiej kontrofensywy na wschód nie były szczegółowo analizowane na łamach dziennika. Nie zmienia to faktu, że czytelnik „Le Fi garo” mógł zdobyć całkiem sporą wiedzę o przebiegu wojny. W relacjach nie brakowało w miarę dokładnych określeń geograficznych, a konflikt przedstawiano na wielu płaszczyznach – od czysto militarnych po analizę uwarunkowań geopolitycznych. Siłą rzeczy w kulminacyjnym momencie cudu nad Wisłą brakowało dokładnych danych, szybko jednak zrozumiano, że wojsko polskie się obroniło i wyprowadziło decydujące kontruderzenie.
Trzeba jednak wciąż pamiętać o proporcjach: z wyjątkiem kilku sierpniowych dni wątki polskie nigdy nie stały się dominujące na łamach „Le Figaro”. W tym krótkim czasie tak jednak było. Dalszych badań wymaga odpowiedź na pytanie, jak wyglądała analogiczna sytuacja w innych dziennikach francuskich (i nie tylko).