„Company of Heroes 3” – recenzja i ocena
Ciężko uwierzyć, że od wydania fantastycznej pierwszej części „Company of Heroes” w 2006 roku minęło już tyle czasu. Gra od Relic Entertainment robiła na premierę piorunujące wrażenie i nie rozminę się chyba z prawdą pisząc, że razem ze swoimi równie dobrymi dodatkami zdefiniowała na kolejne lata czym jest mistrzowsko wykonana strategia czasu rzeczywistego. O niesłabnącej popularności pierwszej „Kompanii Braci” świadczy też wydany w 2020 roku port na urządzenia mobilne. 2013 rok przyniósł nam drugą odsłonę gry, która jednak nie stanowiła takiego przełomu jak poprzedniczka, a dla wielu, w tym dla piszącego te słowa, była w pewnych aspektach po prostu rozczarowująca. No i jest też kwestia wschodnich graczy bardzo niezadowolonych z tego, jaki obraz historii „wielkiej wojny ojczyźnianej” prezentowała produkcja Relic… Ale to już zagadnienie na inną okazję.
Teraz przed nami temat o wiele przyjemniejszy, bo oto w nasze ręce trafiła właśnie wyczekiwana przez wielu „Company of Heroes 3”. Jeśli jesteście fanami serii i podobnie jak ja z wypiekami, choć też i z pewnym niepokojem, wypatrywaliście premiery najnowszej odsłony gry, to mam świetną wiadomość – udało się, jest dobrze!
„Company of Heroes 3”: strategia czasu (nie)rzeczywistego
W „Company of Heroes 3”, tak jak w poprzednich częściach, trzon zabawy stanowią drugowojenne bitwy toczone w czasie rzeczywistym bądź z komputerowym przeciwnikiem w ramach trybów dla jednego gracza, bądź z innymi ludźmi w rozgrywkach multiplayer. Tym razem mamy dwa teatry działań: Włochy, które jako głównodowodzący sił alianckich będziemy odbijać z niemieckich rąk, oraz północne rejony Afryki, gdzie wcielimy się w jednego z najsłynniejszych dowódców II wojny światowej – Erwina Rommla vel „Lis Pustyni” i poprowadzimy do boju Deutsches Afrika Korps przeciw Brytyjczykom. Czy w związku z tym dostaliśmy dwie nowe kampanie dla jednego gracza? Sami twórcy ciąg misji dedykowanych Rommlowi określili tym razem skromniejszym mianem „operacji”, termin „kampanii” rezerwując dla Włoch. I nie jest tak bez przyczyny. Po skromnych próbach z dodatku do CoH2, w najnowszej odsłonie „Company of Heroes” w kampanii alianckiej debiutuje pełnoprawna turowa, strategiczna warstwa rozgrywki, górująca nad dotychczasowymi taktycznymi starciami i spinająca je niejako w całość. Na myśl słusznie przychodzą skojarzenia z serią „Total War”: na mapie strategicznej w trybie turowym zarządzamy całością naszych sił, werbujemy kompanie, dbamy o logistykę, planujemy kierunki i rodzaje działań, a wreszcie doprowadzamy do starć z przeciwnikiem. Te ostatnie możemy rozstrzygać automatycznie na podstawie procentowych szans na zwycięstwo, lub też rozgrywając bitwę w czasie rzeczywistym – poza pewnymi, opisanymi dalej wyjątkami, są to po prostu typowe mecze przeciw SI, w których jedna ze stron ma zwykle odrobinę większe szanse na zwycięstwo ze względu na początkową dysproporcję sił.
Ale nie jest to prosta kalka rozwiązań od lat stosowanych przez szacowną konkurencję studia Relic. Poza faktem, że różnorakie detale związane z zarządzaniem strategicznym twórcy zaimplementowali tu po swojemu, dorzucając garść własnych pomysłów, działania strategiczne spina mocna klamra narracyjna. Bałem się nieco, że skończymy z czymś w rodzaju „tu masz taki fajny, nowy tryb strategiczny z mapą Włoch, zajmij Rzym, baw się dobrze tocząc setki takich samych bitew”. Na szczęście nic z tych rzeczy! Co prawda od nas zależy kolejność oraz szeroko rozumiany sposób realizacji celów strategicznych, jednak te wskazują nam członkowie naszego sztabu – realizujący stereotyp porywczego generała Pattona Amerykanin Buckram oraz flegmatyczny Brytyjczyk Norton, prezentujący równie stereotypowe mocno zachowawcze podejście. Panowie oczywiście diametralnie różnią się poglądami na sposób prowadzenia wojny, czemu dają wyraz ciągłymi kłótniami i wzajemnymi docinkami. Wkrótce do tego konfliktu charakterów dochodzi też trzeci gracz w postaci Eleonory Valenti, reprezentującej interesy lokalnych partyzantów, z którymi przyjdzie nam współpracować. Musimy więc wybierać, czyją ocenę sytuacji w danej chwili uznamy za słuszną i jakie działania w związku z tym podejmiemy. A każda taka decyzja ma konsekwencje tak w postaci rozwoju wypadków na mapie strategicznej, jak i spadku lub wzrostu zażyłości z naszymi doradcami.
Rozstrzygnij losy II wojny światowej we Włoszech i Afryce Północnej. Kup grę „Company of Heroes 3”!
Obecność mapy strategicznej w „Company of Heroes 3” nie oznacza też całkowitej rezygnacji ze specjalnie przygotowanych dla jednego gracza, posiadających scenariusze starć na rzecz generycznych potyczek z komputerem. W zasadzie w strukturę otwartej kampanii strategicznej wszczepiono typową taktyczną kampanię z oskryptowanymi misjami. Po prostu uruchamiają się one nie jedna po drugiej, a co jakiś czas, kiedy dojdziemy naszymi siłami na mapie strategicznej do kolejnego ważnego punktu, o który będziemy toczyć walki. W ten sposób przy każdym podejściu do kampanii jest nieco inaczej – każdy taki scenariusz będziemy rozgrywać inną kompanią, posiadając inne zaplecze, w innej kolejności… a niektórych bitew, w zależności od naszych decyzji, być może za pierwszym razem nie rozegramy wcale. Pomiędzy tymi „kamieniami milowymi”, niezbyt zresztą od siebie odległymi, będziemy toczyć opisane wcześniej, pomniejsze starcia. Dla mnie nie były one uciążliwe, a gra, zwłaszcza na niższych poziomach trudności, nie będzie nas bezwzględnie zmuszać do ich toczenia, aby móc popchnąć bieg spraw (choć rozstrzygnięcia automatyczne są zawsze o wiele mniej opłacalne). Sam zazwyczaj kręcę nosem i przewracam oczami na tego typu „strategiczne dodatki” w RTS-ach, ale muszę przyznać, że w zaproponowanej tym razem przez Relic formie jest to kombinacja bardzo przyjemna. Jednak jeśli mimo wszystko wolicie bardziej skondensowaną akcję, przed wami jest jeszcze szlak bojowy „Lisa Pustyni” w Afryce Północnej. Tutaj wszystko jest po staremu.
„Company of Heroes 3”: rozgrywka
Wróćmy jeszcze do samych starć taktycznych. Ich esencja pozostała niezmieniona, a w moim odczuciu całościowo przypominają bardziej doświadczenia z pierwszą częścią „Company of Heroes” niż z drugą, co uważam za wielki plus. Budujemy więc prostą bazę i rekrutujemy jednostki, które wysyłamy do walki o punkty kluczowe na mapie. Punkty te są o tyle ważne, że dostarczają nam zasobów dzięki którym możemy powiększać i ulepszać nasze siły, a w niektórych scenariuszach zdominowanie wybranych punktów kluczowych jest najważniejszym celem rozgrywki. Znów ogromne znaczenie ma nie tylko nasza strategia rozwoju, ale też panowanie nad sytuacją taktyczną w poszczególnych starciach. Nawet skromne siły, jeśli dobrze wykorzystane i pozycjonowane, są w stanie posłać do piachu o wiele liczniejszych i groźniej uzbrojonych przeciwników. Dwa proponowane przez grę teatry działań fundują nam w tej kwestii zupełnie odmienne doświadczenia. Podczas gdy Włochy to głównie ciasne starcia miejskie z dużą rolą piechoty, pustynie Afryki Północnej są królestwem czołgów i artylerii.
W „Company of Heroes 3” mamy też sporo usprawnień i nowości. Dla mnie najważniejszą była aktywna pauza w trybie dla jednego gracza. Jeśli też czuliście, że czasami na ekranie dzieje się aż za dużo, albo po prostu chcieliście złapać chwilę oddechu, przyglądając się z bliska swoim siłom – problem rozwiązany! Poza tym od tej pory rolę gra też samo ukształtowanie terenu (niżej położone jednostki tracę premię za osłony przeciw przeciwnikowi strzelającemu z góry), w pojazdach pancernych wrażliwszy na trafienia jest nie tylko tył, ale również odpowiednio pancerz boczny, czołgi mogą pokonywać wreszcie okopy czy przewoziźć piechotę na swoim pancerzu, a ta ostatnia zyskała możliwość przeskakiwania niskich murków. Poprawiono również system destrukcji otoczenia, można toczyć walki wręcz o budynki… słowem dużo różnych drobiazgów, które razem składają się na przyjemniejszą, głębszą rozgrywkę. Czy również bardziej realistyczną? Cóż, „Company of Heroes” zawsze celowało w filmowy rodzaj doświadczenia i to się nie zmieniło. Co prawda karabin maszynowy jest w otwartym polu bezlitosny dla piechoty, a wpuszczenie samotnego czołgu w wąskie miejskie uliczki to kiepski pomysł, ale różnorakie fantastyczne poczynania nadal jak najbardziej są możliwe. Oprócz tego system destrukcji dla mnie dalej nie ma startu do tego, co już lata temu pokazały nam gry wojenne napędzane silnikiem GEM, jak „Soldiers: ludzie honoru”, „Faces of War”, czy „Men of War”. Jednak niezaprzeczalnie gra zrobiła konkretny krok naprzód w kwestii jakości rozgrywki, a choć nie ma tu żadnych rewolucji, to „Company of Heroes 3” nadal daje mnóstwo frajdy w ramach zaproponowanej przed laty i usprawnionej jak nigdy przedtem swojej świetnej formuły.
Rozstrzygnij losy II wojny światowej we Włoszech i Afryce Północnej. Kup grę „Company of Heroes 3”!
„Company of Heroes 3”: fabuła i problemy
Pora trochę ponarzekać. W „Company of Heroes 3” dość mocno zmienił się sposób prowadzenia narracji i nie każdemu musi się to spodobać. Pierwsze CoH zapamiętaliśmy z charakterystycznej opowieści, całymi garściami czerpiącej motywy z serialowej „Kompanii Braci” czy „Szeregowca Ryana”, dwójka na swój własny sposób kontynuowała drogę pompatycznej, opartej na pewnych wojennych stereotypach historii, podczas gdy najnowsza część poszła w zupełnie inną stronę. W kampanii Włoskiej fabułę budują przede wszystkim krótkie dialogi między naszymi doradcami na mapie strategicznej oraz podwładnymi podczas starć, a także pisane przez żołnierzy listy, które możemy przeczytać na ekranach ładowania. Półotwarta struktura rozgrywki siłą rzeczy wymusza tego typu rozwiązania, zrealizowane zresztą całkiem zgrabnie, jednak historii nie przeżywałem tu tak intensywnie, jak w pamiętnej części pierwszej. Gorzej jest w operacji w Afryce Północnej. Twórcy poszli trochę na łatwiznę i przerywniki filmowe zamienili na statyczne plansze. Godny pochwały jest nacisk na opowieść o losach ludności cywilnej i wpływie, jaki na zwykłych ludzi wywarła wojna, jednak zrealizowano ją mało ciekawie. Lepiej wypadła sama postać Erwina Rommla – bliskiego żołnierzom, choć niezwykle wymagającego genialnego dowódcy. Choć i tu czasem sztywne monologi w rodzaju „Afrikakorps, doszły mnie słuchy, że Brytyjczycy nadali mi przydomek Lis Pustyni. Nadszedł czas, by sprawdzić, na ile ten tytuł odpowiada prawdzie” sprawiały, że zgrzytałem zębami.
Graficznie, mimo różnych nowych wodotrysków, również jest tak sobie. Kamera pracuje dość dziwnie, czasami pozwalając nam przybliżyć widok w sposób, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni z poprzednich części, a czasem po prostu nie. Modele wydały mi się generalnie mało szczegółowe a animacje dość ubogie względem poprzednich części. Nie jest tak, że gra odrzuca. Po prostu mogłoby być na tym polu lepiej. Praktycznie bezużyteczna okazała się też dla mnie mało przejrzysta mapa taktyczna, a za przydługie, niepomijalne i z niezrozumiałego dla mnie powodu pozbawione możliwości zapisu samouczki mam ochotę gryźć.
„Company of Heroes 3”: podsumowanie
Z „Company of Heroes 3” spędziłem naprawdę dobry czas i z czystym sumieniem mogę polecić grę. Trójka, choć nie rewolucyjna, ciekawie rozwija znane dotąd elementy i proponuje konkretną dawkę nowego. Znajdą tu coś dla siebie zarówno osoby przywiązane do tradycyjnej formuły, jak i ci, którzy spragnieni są powiewu świeżości. Całość, mimo paru gorszych elementów, wykonana jest naprawdę zgrabnie, a romans otwartego trybu strategicznego z RTS-em i fabularną, oskryptowaną kampanią uważam za udany. Mam poczucie, że po nieco bezpłciowej dla mnie dwójce, seria wróciła na właściwe tory. I mocno trzymam kciuki, aby tak już zostało.