Chrześcijańskie, islamskie, europejskie wartości
Nie ulega wątpliwości, że obecny system wartości wyznawany przez mieszkańców (z politykami na czele) zachodniej części Europy (Europa, o której dalej będę pisał, kończy się na Odrze, w najlepszym wypadku na Bugu) został ukształtowany w przeważającym stopniu przez chrześcijaństwo. W chwili obecnej jednak społeczeństwa Zachodu stają się coraz bardziej indyferentne wobec religii. Zasady, którymi kierują się w życiu, a które wywodzą się w jakiś sposób z chrześcijańskiej etyki, funkcjonują już niezależnie od swojego pochodzenia.
Prawa człowieka i obywatela, o których przestrzeganie w tym czy tamtym państwie upomina się czasem Parlament Europejski nie wynikają zdaniem przedstawicieli europejskich instytucji z powodów religijnych, lecz z areligijnego przekonania o tym, iż przysługują każdemu z racji jego człowieczeństwa. Jeśli więc mówi się o tzw. „islamskim zagrożeniu” w Europie, to kulturę (kultury) muzułmanów przeciwstawiać należy już nie wartościom chrześcijańskim, lecz europejskim.
Nasuwa się pytanie: jakież to są owe europejskie wartości, na których zachowaniu zależy mieszkańcom zachodniej części naszego kontynentu? Wielonarodowość i wynikająca z niej eklektyczność, heterogeniczność europejskiej kultury, w której coraz większą rolę odgrywają twórcy i odbiorcy islamscy przeraża niewielu. Europa od bardzo dawna stanowiła miejsce krzyżowania się różnych prądów umysłowych (czerpiąc z tego wiele korzyści), a jej otwartość na inne obyczaje, poglądy itp. również rozwijała się od dłuższego czasu i ma już dziś mocne podstawy. Tym bardziej poszukiwaną wartością nie jest z pewnością religia chrześcijańska, a troska o zbawienie nie jest największym zmartwieniem przeciętnego Europejczyka. Z pozoru trudno wskazać jest to, co stanowiłoby dla nas (jako ogółu, nie dla poszczególnych osób, siłą rzeczy muszę tu pewne rzeczy znacząco uogólniać) świętość, której nie chcielibyśmy stracić, coś, co spajałoby świat zachodni. Czyżby niczego takiego nie było?
Jakiś czas temu na blogu kontrrewolucja.pl pojawił się głos sugerujący, iż jedyną rzeczą uniwersalną w skali europejskiej jest pamięć o holocauście. Z pozoru jest to prawda, sądzę jednak, że autor tej opinii nie zastanowił się nad przyczynami tego stanu rzeczy, a w konsekwencji nie dostrzegł tego, co istotnie jest spoiwem łączącym Europejczyków. Moim zdaniem jest nim szeroko pojęta wolność osobista.
Tak, Europa pamięta o holocauście i nie pozwala o nim zapomnieć. Stało się tak dlatego, iż był on potwornym wystąpieniem przeciwko temu, co na Zachodzie uważa się za najważniejsze – wolności (w tym podstawowej – wolności do życia i wolności od dyskryminacji). Na dodatek wystąpienie to miało miejsce stosunkowo niedawno, w samym sercu tegoż Zachodu, w jednym z jego najważniejszych państw. To właśnie sprawia, że tak różnie odnosi się do Hitlera i Stalina. Ten pierwszy był niejako jednym z nas (Europejczyków), a swoje zbrodnie popełniał na naszym terenie, wbrew obowiązującym u nas (przynajmniej teoretycznie) wartościom. Stalin czy Mao nie wywołują takich uczuć nie dlatego, że na Zachodzie ich czyny nie są znane, ale przede wszystkim dlatego, że Europa nie czuje się za nie odpowiedzialna i nie uważa ich za część własnej przeszłości w stopniu tak wielkim, jak w przypadku nazizmu. Koszulki z Che, pamiątki po Leninie i tak często wspominane nierówne traktowanie nazizmu i komunizmu to zresztą temat na inny artykuł.
Wolność, która przysługuje na Zachodzie każdej jednostce, jest właśnie tym, na rezygnację z czego Europa się nie godzi. Stąd np. drukowanie karykatur Mahometa w europejskiej prasie to nie były (a przynajmniej nie tylko) szczeniackie wybryki, ale objaw rzeczywistego oporu przeciwko próbie ograniczenia wolności. Można tu mówić o wolności słowa, można o wolności od świętości (jakkolwiek dziwacznie by to nie brzmiało), bądź np. o prawie do wyśmiewania czego się zechce, nie ma to większego znaczenia. Kult wolności jest jedną z przyczyn, dla których Europa nie potrafi poradzić sobie z muzułmańskim zagrożeniem. A takowe istnieje, ponieważ zarówno mieszkańcy Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, jak i imigranci z tych rejonów świata mają do wolności zupełnie inny stosunek niż Zachód, niezależnie od tego, czy wyznawana przez nich religia jest za to odpowiedzialna, czy nie.
Problem tkwi w tym, iż aby o swoją wolność walczyć, trzeba ją jednocześnie znacząco ograniczyć w stosunku do tych, którzy jej zagrażają. Na wynikającą z tego swoistą dyskryminację mniejszości ze względu na pochodzenie, religię itd. Europejczycy nie chcą (czy może nie potrafią) sobie pozwolić.