Cesarstwo rzymskie: początki
Cesarstwo rzymskie: jak powstało?
Wystarczy pobieżna lektura dowolnego podręcznika historii starożytnej by dowiedzieć się, że czas Republiki Rzymskiej skończył się bitwą pod Akcjum (31 p.n.e), oraz objęciem pryncypatu przez Oktawiana Augusta (27 p.n.e.). Od tego czasu państwo rzymskie zwykło się nazywać Cesarstwem, a zatem monarchią. Granica zdaje się być prosta i wyraźna z naszej perspektywy – widzimy bowiem jasno, że wraz z usunięciem Antoniusza, Oktawian stał się praktycznym jedynowładcą imperium. Ale czy dla jego współczesnych ten moment również był tak oczywisty?
Cesarstwo rzymskie: Od republiki do monarchii
U progu pierwszego stulecia przed naszą erą, demokracja rzymska była bogata w już blisko 400-letnią tradycję. Z natury konserwatywni Rzymianie pielęgnowali z pietyzmem swoje kulturowe i polityczne dziedzictwo, demonizując barbarzyńców rządzonych przez królów, uważając ustrój monarchiczny za naturalnie wadliwy i niegodny cywilizowanego ludu. Odległe czasy własnej monarchii pamiętali Rzymianie jako okres straszliwego ucisku i samowoli królów, nie szanujących prawa ani obyczajów. Wedle tradycji, kres nadużyciom tyranów mieli położyć w 509 roku p.n.e Lucjusz Brutus i Tarkwiniusz Kollatinus, których następnie ustanowiono konsulami nowonarodzonej republiki. Złożenie najwyższej władzy wykonawczej w ręce dwóch ludzi jednocześnie miało zagwarantować, że nigdy nie dojdzie do nadużyć i powrotu jedynowładczej tyranii.
Zobacz także:
- Oktawian August - kulturowe aspekty panowania
- Pierwsze tysiąc lat Rzymu
- Trajan. Cesarstwo Rzymskie u szczytu potęgi
- Herkules - bohater tańczący z ciołkami
Wciąż trwają spory, ile prawdy jest w historii o utworzeniu republikańskiego ustroju na gruzach monarchii, które postacie tego dramatu istniały naprawdę i czy faktycznie królowie z tzw. dynastii etruskiej faktycznie byli tak strasznymi tyranami, jakimi zapamiętała ich rzymska tradycja. Nie ulega jednak wątpliwości, że na wiele stuleci lud rzymski serdecznie znienawidził instytucję monarchii, a nawet samo słowo,,rex”, oznaczające króla. Niemniej faktem jest, że po czterech wiekach republiki, owocnych w podboje, które uczyniły z Rzymu hegemona Śródziemnomorza, w mieście na siedmiu wzgórzach na nowo pojawiły się tendencje jedynowładcze.
Pierwsza połowa I w. p.n.e była jednym z najkrwawszych okresów w historii Rzymu. Republiką targały brutalne wojny domowe, zamieszki, polityczne spiski, powstania niewolników, polityczne i militarne zdrady, najazdy Germanów, Galów, Pontyjczyków i Partów. W samym senacie, reformistyczna partia popularów ścierała się z konserwatywnymi optymatami, walczącymi o utrzymanie wpływów starych, arystokratycznych rodzin. Z tej ciężkiej próby Republika mimo wszystko wyszła jednak zwycięsko. Większość wojen zewnętrznych rozstrzygnęła się na korzyść Rzymu, wszystkie powstania stłumiono, zbuntowanych generałów pokonano, a senackie rozgrywki znalazły w końcu rozstrzygnięcie na polu bitwy. Po ponad osiemdziesięciu latach politycznej zawieruchy, ostatnim pozostałym na placu boju graczem okazał się niejaki Oktawian, po przybranym ojcu nazywany Cezarem, a który do historii przeszedł jako cesarz August.
Okrutnie zadrwiła z Rzymian historia, gdy Oktawian, obwieściwszy że republika została ocalona, a wszystkie niebezpieczeństwa jej grożące zażegnane, spróbował zrzec się władzy. Senatorowie i lud rzymski mieli wtedy jednym głosem błagać konsula, by nie rezygnował ze sprawowanych przez siebie funkcji; senat przyznał Oktawianowi honorowy tytuł Augusta, a także Imperatora i naczelnika senatu, tak zwanego princepsa, czyli pierwszego obywatela. Po usilnych namowach, Oktawian zgodził się na nowe tytuły i zdecydował się pozostać w polityce imperium. Ten moment uznaje się za restytucję monarchii w Rzymie.
Król bez korony
Nie podlega w zasadzie dyskusji, że spektakl ten został wyreżyserowany przez Oktawiana, chcącego nadać społeczną legitymację swojej wciąż poszerzającej się władzy, a inicjatorami ostentacyjnych błagań o pozostanie na urzędzie byli jego wierni stronnicy, których senat był w tym czasie pełen. Niemniej, symboliczna wymowa tych wydarzeń jest uderzająca: senatorowie, spośród których niektórzy ledwie kilka lat wcześniej z narażeniem życia walczyli z Cezarem i jego dyktaturą, teraz błagalnym tonem prosili jego syna, by przyjął nadzwyczajne tytuły i uprawnienia, które w praktyce czyniły go jedynowładcą republiki. Oto lud, nienawidzący tyranii, wzdragający się na dźwięk słowa,,król”, świętował klęskę partii republikańskiej i objęcie samodzierżawnej władzy przez Oktawiana.
Z perspektywy dwóch tysiącleci, zdarzenia te wydają nam się dziwne, a może wręcz niezrozumiałe. Niecałe dwadzieścia lat wcześniej, w 44 roku p.n.e, gdy w podobnych okolicznościach Cezar obejmował dożywotnią dyktaturę, doszło do bezzwłocznej reakcji konserwatystów i zawiązania się szerokiego spisku, który ostatecznie doprowadził do śmierci Cezara i kolejnej wojny domowej. Warto dodać że przejmując władzę, Oktawian miał bez porównania skromniejsze doświadczenie polityczne i militarne niż jego ojciec w roku 44, nie cieszył się też tak szerokim poparciem ludu ani wojska. W czasie wojny z republikanami po zabójstwie Cezara, głównodowodzącym cezarian był Marek Antoniusz, natomiast w późniejszej wojnie z Antoniuszem większość zasług należy przypisać generałowi Markowi Agrypie. Choć nie można mu odmówić talentów politycznych, Oktawian nie miał też charyzmy swojego wielkiego poprzednika. A jednak to właśnie on przerwał trwające od wielu dekad szaleństwo wojen domowych i został niemalże siłą ustawiony przez lud w pozycji, która dawała mu właściwie władzę całkowitą.
Polecamy e-book Michała Gadzińskiego – „Tudorowie. Od Henryka VIII do Elżbiety”
By zrozumieć, co właściwie stało się w chwili objęcia całkowitej władzy przez Oktawiana, musimy porzucić współczesną perspektywę i wstrzymać się na chwilę od używania znajomych pojęć takich jak monarchia czy cesarstwo. Każdemu, kto upierałby się przy bezwarunkowym nazywaniu Oktawiana monarchą, należy uświadomić że ani jeden z tytułów, którymi go obdarowano nie miał królewskich konotacji.
W 27 roku Oktawian pełnił konsulat, zgodnie z prawem dzieląc go z innym senatorem, Markiem Agrypą, o którym już w tym artykule wspomniano. Nadany mu tytuł imperatora, wbrew współczesnym skojarzeniom, miał naturę czysto militarną – oznaczał wodza, który zasłużył się republice na polu bitwy w walce z wrogiem Rzymu. Ten tytuł (sam w sobie oznaczający,,tego, który rozkazuje”) zawdzięczać mógł Oktawian choćby wojnie z Antoniuszem, którą w swojej propagandzie przedstawiał de facto jako walkę z wrogiem zewnętrznym, a samego Antoniusza – jako sługę egipskiej królowej Kleopatry.
Również tytuł August, w czasach późniejszych kojarzony wyłącznie z cesarzem Rzymu, w I w. p.n.e nie mógł jeszcze wywoływać takich skojarzeń. Nie znamy dokładnego znaczenia tego słowa, ale Augustus prawdopodobnie był tytułem o charakterze religijnym, mającym raczej znaczenie czysto honorowe. Oktawian (którego od tej pory wypada nazywać raczej Augustem), nauczony doświadczeniem swojego ojca, nie przyjął tytułu dyktatora; musiał być świadom że skojarzenia z Cezarem będą oczywiste, ponadto nadanie sobie tytułu dyktatora w czasie pokoju byłoby bezprawne i zresztą niepotrzebne jego celom politycznym. Wśród otrzymanych przez niego tytułów, bodajże najważniejszym był princeps senatus, czyli naczelnik senatu.
Co widać od razu, także i ten tytuł nie mógł sugerować żadnych zapędów autokratycznych Augusta – był to zwyczajowy tytuł nadawany najbardziej poważanym spośród senatorów, który podobnie jak większość powyższych nie niósł za sobą poważniejszych kompetencji, a służył głównie podniesieniu prestiżu. Choć z jednej strony wynosił Augusta ponad innych senatorów, to jednak jednocześnie podkreślał kolegialność rzymskiej władzy, i jej demokratyczne podstawy – princeps, nieważne ile skupiający w swoim ręku uprawnień i urzędów, był nadal jedynie częścią senatu.
W tej grze symboli i ceremoniałów, August ujawnił swą niebywałą finezję i przebiegłość, których niegdyś zabrakło Cezarowi. W przeciwieństwie do swojego ojca, August nie próbował ingerować w fundamentalne prawa rządzące republiką, rozumiejąc że od,,papierowych” prerogatyw ważniejszy jest stan faktyczny. Natomiast według stanu faktycznego, wszyscy zagorzali republikanie, wszyscy hardzi konserwatyści nienawidzący Juliuszy całym sercem zginęli na polach bitew bratobójczych wojen, zostali zamordowani w czasie proskrypcji albo zmarli na wygnaniu. August słusznie i mądrze rozumował, że dopóki nie pokaże po sobie niezdrowych ambicji i pychy właściwych Antoniuszowi albo Cezarowi, żadna wojna domowa ani spisek na jego życie mu nie grożą, niezależnie od tego ile realnej władzy skupi w swoim ręku.
Zadowolił się więc szeregiem pozornie pustych tytułów senackich w ten sposób, co chyba umknęło uwadze samych Rzymian, wprowadzając Rzym w zupełnie nową epokę. Choć klasa polityczna Rzymu musiała zdawać sobie sprawę, że August w praktyce jest już samodzierżcą imperium, było oczywiste że lud rzymski, mający świeżo w pamięci horror poprzednich wojen domowych, nie chwyci za broń na skinienie senatorów, tym bardziej że nie istniało już stronnictwo polityczne, wokół którego mogliby skupić się sceptycy.
Takie były prawne podstawy władzy Augusta. W tym miejscu czytelnik zapewne spodziewa się wyjaśnień, w jaki sposób August przekształcił tę quasi-republikę w realną monarchię. Prosta odpowiedź brzmi: nie przekształcił. Widząc, że ustanowiony przez niego system działa, August odstąpił od dalszego reformowania ustroju rzeczypospolitej i zajął się odbudową kraju, zniszczonego przez dekady krwawych konfliktów, a także sprawami zewnętrznymi, zaniedbanymi w czasie wewnętrznych walk o władzę. W tej formie pryncypat (system ustrojowy nazwany tak od tytułu, który posłużył za jego podstawę prawną) doczekał śmierci Augusta.
Na starość princeps podejmował wysiłki, by odnaleźć wśród Juliuszy kogoś godnego podjęcia schedy po nim. Całkiem naturalne było dążenie do znalezienia godnego następcy pater familias (ojca rodziny), który mógłby odziedziczyć Augustowy majątek i ponieść dalej jego imię. Jednak nawet legalny testament Augusta nie mógł przecież zadecydować, kto obejmie po nim pryncypat w senacie – Rzym nadal uważał się za republikę, więc dziedziczenie urzędów całkowicie nie wchodziło w grę. O precedensie dziedziczenia władzy w imperium miała decydować osoba jego następcy.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/
Niebezpieczne precedensy
Po śmierci Augusta, na mocy jego testamentu głową licznego rodu Juliuszy został jego przybrany syn Tyberiusz. Zarazem było to naturalnym wskazaniem dla senatu, że krzesło princepsa ma zająć nie kto inny, jak ów syn jego poprzednika. Senat, z kiedyś nieznaną sobie spolegliwością, zaproponował Tyberiuszowi pryncypat i tytuł Augusta, zaś Tyberiusz – co równie osobliwe – odmówił, również wzorując się na swoim ojcu. Ostatecznie jednak Tyberiusz zgodził się na przyjęcie tytułów, świadom przecież że senat nie ma żadnego planu awaryjnego na wypadek jego odmowy. W ten sposób, bez żadnych pisemnych regulacji, bez żadnego oficjalnego prawa normującego dziedziczenie najwyższej władzy, monarchia dziedziczna w Rzymie stała się faktem.
Oceny panowania Tyberiusza różnią się między sobą od bardzo pozytywnych do całkiem krytycznych, ale wydaje się że rządzenie nie było jego pasją. Być może dlatego, albo też przez odziedziczoną po Oktawianie przebiegłość, kontynuował grę demokratycznych pozorów, pozostawiając senatowi wiele swobody w sprawowaniu władzy. Znużony i zniechęcony intrygami otaczającymi jego stanowisko, wycofał się nawet z życia Rzymu i udał się na emeryturę na wyspę Kapri, ograniczając swój kontakt ze stolicą do spraw fundamentalnych.
Tu objawiła się pierwsza słabość systemu stworzonego przez Augusta: gdy zabrakło w Rzymie głowy rodu Juliuszów, stało się oczywiste że odwykły od podejmowania samodzielnych decyzji senat nie będzie potrafił przeciwstawić się wpływowym oficerom wojska i gwardii pretorianów, powiązanych z Juliuszami. Schyłkowy okres rządów Tyberiusza obfitował w skandale obyczajowe, tajemnicze zgony prominentnych Juliuszy i korupcję na szczytach władzy; współczesnemu czytelnikowi zjeżą się włosy na głowie podczas czytania opisów przedstawiających wymyślność sposobów, jakimi Juliusze rozprawiali się ze sobą nawzajem. Gwoli obiektywizmu trzeba jednak koniecznie zaznaczyć, że dla imperium okres ten był pomyślny, a spiski i intrygi dotykały niemal wyłącznie elitę stolicy.
Jednak najpoważniejszy test rzymskiej monarchii nadszedł dopiero po śmierci Tyberiusza. Zgodnie z jego wolą, princepsem miał zostać młody Gajusz, którego współcześni jak i historycy przezwali Kaligulą. Początek panowania młodego Augusta zapowiadał się dobrze: młody, energiczny władca, syn ukochanego przez Rzymian wodza Germanika, mocno kontrastował ze starym, gburowatym i ponurym Tyberiuszem. Niestety, ślepy los postanowił jeszcze raz zadrwić z Rzymian.
Zobacz także:
- Oktawian August - kulturowe aspekty panowania
- Pierwsze tysiąc lat Rzymu
- Trajan. Cesarstwo Rzymskie u szczytu potęgi
Krótko po objęciu pryncypatu, Kaligula zapadł na tajemniczą chorobę, której pokłosie miało wywrzeć brzemienny w skutki wpływ na młodego władcę. Nie ma zgody co do tego jakie schorzenie dotknęło Kaligulę, ale przypuszcza się że miało ono silne objawy neurologiczne, które nieodwracalnie uszkodziły psychikę chorego cesarza. Trudno inaczej wytłumaczyć jak młody, obiecujący arystokrata, osobiście wytypowany na następcę przez inteligentnego i przenikliwego Tyberiusza, został zapamiętany przez historię jako kompletny szaleniec i bodajże najgorszy cesarz w historii Rzymu. Bardzo prędko okazało się, że Kaligula w błyskawicznym tempie roztrwoni tak finansowy, jak i prestiżowy kapitał zgromadzony przez swoich poprzedników.
Rzym znalazł się w patowej sytuacji: formalnie wciąż był republiką, a żadne zasady ograniczania monarchy nie istniały, teoretycznie bowiem żadnego monarchy nie było. Naturalną koleją rzeczy, nie było także sposobu, by Kaligulę usunąć. Nic przecież by nie wskórano, odbierając mu świecznikowe tytuły. Juliusze, choć serdecznie już znienawidzeni przez senat, nadal cieszyli się zaufaniem ludu i wojska, oraz szerokimi koneksjami i bogactwem. Nie widząc żadnego wyjścia z matni, elita polityczna stolicy – wśród której, co znamienne, coraz mniej było senatorów, a coraz więcej pretorian i żołnierzy – zdecydowała się na krok desperacki, którego w Rzymie nie widziano od 84 lat. 24 stycznia 41 roku naszej ery Kaligula, zwabiony przez spiskowców w boczną uliczkę Palatynu, padł pod ciosami mieczy pretorian. Rządził zaledwie cztery lata.
Tych z Juliuszy, którzy nie padli ofiarą podejrzliwości Tyberiusza, skazało na śmierć szaleństwo Kaliguli, zaś po jego śmierci pretorianie zadbali, by z jego najbliższej rodziny nikt nie przeżył. Wiele wskazuje, że niewiele brakowało do przywrócenia realnej republiki – oparta na prawie zwyczajowym władza potomków Cezara zdawała się dobiec końca, a senat po raz pierwszy od dłuższego czasu gotowy był na podjęcie energicznych działań ku odtworzeniu swojej roli.
Jednak ponownie na wyniku tej politycznej gry zaważył przypadek. Buszujący po cesarskim pałacu pretorianie niespodziewanie znaleźli Tyberiusza Klaudiusza, wuja zamordowanego cesarza. Klaudiusz, od najmłodszych lat ostracyzmowany przez swoją rodzinę z powodu przypisywanej mu głupoty i słabości fizycznej, jako jedyny mężczyzna z Juliuszów przeżył wszystkie czystki i zawieruchy, które dotknęły ród. Pretorianie bez zbędnych ceremonii okrzyknęli go nowym Augustem, a senat postawiono przed faktem dokonanym. Jednego dnia stworzono dwa niezwykle groźne precedensy, których przypadki w następnych wiekach mnożyły się w strasznej ilości: mordowanie niepopularnych cesarzy, oraz mianowanie nowych przez wojsko. Choć oczywiście nikt nie zdawał sobie wtedy z tego sprawy, Rzym na własne oczy przyglądał się procesowi, który wiele wieków później miał przypieczętować jego upadek.
Droga ku upadkowi
Śmierć Kaliguli była chyba ostatnim momentem w dziejach, w których Rzym mógł jeszcze wrócić do republiki. W miarę jak znikały pozory, coraz jaśniejsze było, że władza i autorytet senatu topnieją. Klaudiusz co prawda nie był złym cesarzem, najlepszym augustowym wzorem okazywał szacunek senatowi, prawu i tradycji. Wbrew popularnej opinii złym cesarzem nie był też jego syn, słynny Neron. Jednak raz zaczętego procesu nie dało się już odwrócić. Gdy załamała się iluzja republikańskiej sielanki, a dynastia julijsko-klaudyjska nie zdołała się podnieść z PR-owej ruiny, w którą popadła za Kaliguli, rebelie zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Neron był pierwszym cesarzem, przeciw któremu podniesiono otwarty bunt; niestety nie ostatnim.
Śmierć ostatniego cesarza wywodzącego się od Cezara i objęcie władzy przez kolejnego, właściwie przypadkowego żołnierza, znaczyły przyszłość republiki, która była nią zresztą już tylko z nazwy. Rzym wkraczał w kolejny okres wojen domowych. Palące kwestie określenia realnego ustroju państwa oraz legalnego sposobu dziedziczenia władzy pozostały nierozwiązane tak długo, aż było za późno, by ocalić jedność i dobrobyt imperium.
Bibliografia:
- Krawczuk Aleksander, Poczet cesarzy rzymskich, Warszawa 2006,
- Syme Ronald, Rewolucja rzymska, tłum. A. Baziór, Poznań 2009,
- Ziółkowski Adam, Historia Rzymu, Poznań 2005.
Redakcja: Antoni Olbrychski