Brendan Koerner – „Niebo jest nasze” – recenzja i ocena
Latanie dzisiaj samolotem to dość kłopotliwa procedura. Wprawdzie sam lot z zasady jest komfortowy, jednak przejście przez procedury bezpieczeństwa bywa istną gehenną, zwłaszcza na lotniskach Nowego Kontynentu. Tymczasem w latach 60 i 70 nikt nawet nie myślał o wprowadzaniu takich zabezpieczeń. Do samolotu można było niemal wejść z ulicy, zaś pomysły rewizji osobistej traktowane były jak sen wariata. Nie oznacza to wszakże, że porwań nie było, wręcz przeciwnie, zjawisko to przybrało wtedy niezwykłe rozmiary. Ofiar śmiertelnych jednak nie było. Wtedy samoloty porywało się celem wymuszenia okupu nie zaś wymordowania pasażerów, porywacze zaś cieszyli się pospołu sympatią i niechęcią. Samo porwanie uchodziło niemal za dodatkową atrakcję w trakcie lotu, tracono zaś jedynie czas i pieniądze przewoźnika. Okres ten tak różni się od dzisiejszych realiów, że przypomina niemal fantastykę. Książka Koernera to właśnie opowieść o tych czasach.
Pozycja ta jest raczej reportażem, niż książką historyczną. Autor bazuje na wspomnieniach świadków i relacjach prasowych bardziej, niż na archiwach czy pozycjach specjalistycznych, próżno też szukać innych cech pracy naukowej. Widać też, że książkę tą pisał człowiek pióra, czyta się ją bowiem znakomicie. Koerner znakomicie wypośrodkowuje pomiędzy dbaniem o rzetelną prezentację faktów a prowadzeniem wartkiej i absorbującej narracji. W efekcie niemal trzystustronnicowy reportaż „połknąć” można w jeden wieczór.
Osią opowieści autor uczynił historię porwania przeprowadzonego przez parę kochanków, Williego Rogera Holdera i Catherine Marie Kerkow. Dzierżą oni po dziś dzień rekord w kategorii dystansu pokonanego porwanym samolotem. Koerner przeplata opowieść o ich wyczynie nawiązaniami do innych uprowadzeń, wskazuje na momenty przełomowe, najsłynniejsze akcje najbardziej spektakularne klęski. Zgrabnie wplata tam też wątki dotyczące realiów życia w Stanach Zjednoczonych przełomu obu dekad, dzięki czemu książka zyskuje kilka nowych wymiarów. Spotkamy się z nietolerancją na tle rasowym, terroryzmem lewicowych ugrupowań studenckich, równie żywym, co bolesnym wspomnieniem Wietnamu… Dzięki temu książka zyskuje na plastyczności.
Należy także docenić ogrom pracy wykonanej przez autora. Zadbał on o to, byśmy w przypadku każdej ważniejszej postaci przewijającej się przez karty jego książki wiedzieli o niej nie tylko coś dotyczącego jej życia, ale także poznali motywacje stojące za jej decyzjami. Jedna z naczelnych cech dobrego reportażu, czyli zrozumienie występujących w niej ludzi, zostaje w ten sposób spełniona. Koerner nigdy nie ocenia czasów, o których pisze, jeśli zaś pisze o jakimś dziwnym epizodzie, zawsze podkreśla, że jest to ocena wygłoszona z perspektywy niemal połowy wieku.
Czytając „Niebo jest nasze”, dowiemy się wiele nie tylko o porwaniach samolotów. Poznamy całą otoczkę: uczucia, jakimi darzono latanie w Stanach Zjednoczonych, nieumiejętność administracji do dopasowywania się do nowych zagrożeń, dowiemy się wiele o mechanizmach uległości wobec przemocy i zastraszania, ale także próbach przeciwstawienia się im. Kroener proponuje nam wizytę w czasach tak biegunowo odległych od naszych, że wydają się niemożliwe, podaje zaś tyle o nich informacji w tak interesującej formie, że nie sposób się od niej oderwać. Książkę zdecydowanie polecam!