„Bił Niemców jak chciał”. Tadeusz Pietrzykowski – legendarny pięściarz z obozu Auschwitz
Tadeusz Dionizy Pietrzykowski przyszedł na świat 8 kwietnia 1917 r. w Warszawie w rodzinie inteligenckiej. Jego ojciec – również Tadeusz – po ukończeniu studiów pracował jako projektant i inspektor nadzoru rozbudowy warszawskiego węzła kolejowego, zaś matka Sylwina Bieńkowska z wykształcenia była nauczycielką i pracowała w jednej z warszawskich szkół powszechnych. Edukację przyszły sportowiec rozpoczął mając sześć lat w Gimnazjum im. Edwarda Rontalera w Warszawie, jednak już po roku rodzice postanowili zmienić szkołę syna i przenieść go do Gimnazjum im. Zamoyskiego. Tam również nie pozostał długo. Już w 1927 r. przyszło mu pożegnać się z rówieśnikami ze szkolnej ławki i kontynuować naukę w Państwowym Gimnazjum im. Stanisława Staszica. Okoliczności tej decyzji były jednak zdecydowanie mniej szczęśliwe. 6 października tegoż roku, po dziesięciu dniach choroby, w wyniku ostrego zapalenia płuc na tle gruźliczym zmarł ojciec Tadeusza.
Aby pomóc matce oraz poprawić sytuację finansową rodziny, chłopak podejmował się różnych prac dorywczych – uczył przedmiotów szkolnych, jazdy na łyżwach, a nawet wykonywał rysunki dla studentów Akademii Sztuk Pięknych. Przyszły bokser wyróżniał się bowiem talentem plastycznym. Oprócz tego był również pilnym uczniem i osiągał wzorowe wyniki w nauce. Chociaż posiadał wiele pasji i zainteresowań, w tym chociażby armią i kwestiami militarnymi, co było w dużej mierze efektem członkostwa w 16. Warszawskiej Drużynie Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego, jego serca skradła ostatecznie inna aktywność – boks.
Tadeusz Pietrzykowski: początki kariery sportowej
Chociaż Pietrzykowski przeszedł do historii jako mistrz boksu, jego ukierunkowanie na tę dyscyplinę sportową nie było wcale takie oczywiste. Początkowo obiektem zainteresowania Tadeusza stała się piłka nożna, czemu też dał wyraz członkostwem w klubie WKS Warszawianka. Szybko jednak odkrył, że znacznie większą satysfakcję przynoszą mu sporty indywidualne, dlatego też po kilku treningach zamienił piłkę nożną na zgoła odmienną dyscyplinę – boks. Pierwsze kroki w tym sporcie Pietrzykowski stawiał w sekcji bokserskiej Wojskowego Klubu Sportowego Legia w Warszawie, do którego zapisał się mając szesnaście lat. To właśnie tam rodzący się talent chłopaka dostrzegł Feliks Stamm, wybitny polski pięściarz, jeden z najsłynniejszych szkoleniowców w dziejach polskiego boksu. Sportowiec zauważył w nowym uczniu potencjał, który jednak wymagał dużo pracy i ciężkich, wielogodzinnych treningów. Pietrzykowski poświęcił się im bez większego wahania, co jednak odbiło się negatywnie na jego wynikach w nauce. To też był główny powód, dla którego matka sportowca była początkowo przeciwna bokserskiej karierze syna. Dopiero przekonana przez przedstawicieli klubu zmieniła zdanie i pozwoliła mu kontynuować treningi, pod dwoma jednak warunkami – że ukończy szkołę i zda maturę.
Mimo że wymagające ćwiczenia oraz pierwsze walki pochłaniały coraz więcej czasu i sił Pietrzykowskiego, udało mu się spełnić warunki postawione przez matkę. W 1939 r. uzyskał dyplom dojrzałości. Nie obyło się jednak bez problemów – coraz większe zaniedbania w nauce sprawiły, że w roku swoich największych sukcesów pięściarskich został wyrzucony ze szkoły, a trudna sytuacja finansowa rodziny zmusiła go dodatkowo do znalezienia pracy dorywczej. W końcu jednak, dzięki dużej zawziętości, w 1939 r. zdał eksternistycznie maturę w Gimnazjum Państwowym im. Stefana Batorego w Warszawie, po czym planował kontynuować edukację w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego (późniejsza Akademia Wychowania Fizycznego). Na to przyszło mu jednak trochę poczekać.
Tadeusz Pietrzykowski: człowiek o pięściach ze stali
Mimo że kolejne prace dorywcze oraz przygotowania do matury pochłaniały dużo czasu, Pietrzykowski nie zapominał o treningach i rozwijaniu umiejętności bokserskich. Stąd też na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Coraz liczniejsze sukcesy sprawiły, że obiecujący sportowiec szybko trafił na łamy przedwojennych gazet, podkreślających jego zwinność, lotność oraz umiejętność szybkiego dostosowania się do przeciwnika w ringu. Co więcej, już w 1939 r. został okrzyknięty najlepszym bokserem w wadze koguciej oraz „człowiekiem o żelaznej woli i pięściach ze stali”. Szczególnie tej pierwszej cechy przyszło mu dowieść niedługo później – na specyficznym ringu, z wymagającym przeciwnikiem i w walce o najwyższą cenę. Zanim jednak do tego doszło, sukcesywnie rozwijał swoją karierę, zyskując coraz większą popularność i uznanie. „Teddy” – taki to bowiem pseudonim przyjął zainspirowany swoim idolem Tedym Yaroszem – przestał być anonimowy po wywalczeniu wicemistrzostwa Polski i mistrzostwa Warszawy w wadze koguciej, a więc do 53,5 kg.
Mimo „żelaznej woli i pięści ze stali”, jak napisali o Pietrzykowskim dziennikarze „Przeglądu Sportowego”, młodzieniec wyróżniający się początkowo dobrymi wynikami w nauce, z zamiłowaniem i talentem do rysunku, a do tego o dość delikatnej fizjonomii, zdecydowanie nie przystawał do stereotypowego wizerunku boksera. To też zauważył jeden z redaktorów wspomnianego czasopisma, czemu dał wyraz w następujących słowach:
Niebieskie łagodne oczy i niezmącony wyraz pogody mogą zmylić wielu niewtajemniczonych. Pomyśli sobie taki jeden z drugim: ot, chuchro. A tymczasem „chuchro” może wrzepić takie cięgi, o jakich się wielu nie śniło! (…) Jeśli tego młodzieńca o nieskalanej twarzy spotkacie przypadkiem na swej drodze, ustąpcie mu przezornie miejsca. Leży to doprawdy w waszym interesie.
Pierwszy transport do Auschwitz
Obiecująca kariera boksera została brutalnie przerwana przez wybuch II wojny światowej. Konflikt ten, chociaż zniweczył plany sportowca, nie ostudził jego zapału i woli walki. Od pierwszych dni wybuchu konfliktu Tadeusz Pietrzykowski dążył do tego by zasilić szeregi polskiego wojska i bronić ojczyzny. Jak się okazało – skutecznie. Chociaż nie został powołany do służby z racji braku odpowiedniego przeszkolenia, zgłosił się do walki ochotniczo, otrzymując przydział do 1. baterii Obrony Warszawy, gdzie walczył na Ochocie – dzielnicy, w której spędził najmłodsze lata. Wrześniowa klęska nie złamała go. Mężczyzna rozważał dwa alternatywne rozwiązania – walkę w kraju lub przedostanie się na Zachód. Ostatecznie wygrała druga opcja. Z racji posiadanych uprawnień pilota szybowcowego, postanowił przedostać się do Francji i zgłosić się do formującego się tam Wojska Polskiego. Mimo wielkich chęci, nie udało mu się jednak zrealizować tego zamiaru.
25 lutego 1940 r. Pietrzykowski wyruszył z Nowego Targu w kierunku granicy, jednak niedługo później wraz ze swoim kolegą Tadeuszem Kasprzyckim został zatrzymany przez węgierskich żandarmów w miejscowości Peč, niedaleko jugosłowiańskiej granicy, a następnie przewieziony do Muszyny i Nowego Sącza. Tam też ochotnicy poddawani byli brutalnym przesłuchaniom połączonym z torturami takimi, jak bicie i wieszanie na ścianie. Mimo brutalnych metod oprawców, obaj mężczyźni pozostali nieugięci i uparcie powtarzali uzgodnioną wcześniej wersję dotyczącą trasy przejścia przez granicę, co też prawdopodobnie uratowało im życie. Do tego mógł też przyczynić się fakt, iż w czasie całego śledztwa „Teddy” nie przyznawał się do znajomości języka niemieckiego, dzięki czemu mógł przygotować odpowiedzi na pytania zanim tłumacz zdążył je przetłumaczyć.
Na areszcie w Nowym Sączu się nie skończyło. W połowie maja Tadeusz Pietrzykowski wraz z innymi więźniami został przewieziony do więzienia w Tarnowie, gdzie przebywał do 14 czerwca 1940 r. W tym dniu, wraz z 727 osadzonymi, znalazł się w pierwszym masowym transporcie do KL Auschwitz.
Rzeczywistość obozowa
Po kilku godzinach jazdy tarnowski transport dotarł na dworzec kolejowy w Oświęcimiu, skąd został następnie skierowany do KL Auschwitz. Jeśli jeszcze część więźniów żywiła przekonanie, że została wywieziona do pracy, pierwsze chwile w obozie rozwiały ich złudzenia. Jak wspominał ten czas Tadeusz Pietrzykowski:
Kiedy otworzono drzwi, wykrzykiwano w języku niemieckim: „Wy, przeklęci Polacy, bandyci... − Alles raus! Abtreten!” Obok rampy spostrzegliśmy dziwnie ubranych mężczyzn, ubranych w coś, co przypominało niby mundury marynarskie, noszących na rękawach opaski z napisem „Capo”. W rękach trzymali kije, więc zorientowaliśmy się, że nie są do nas nastawieni przyjaźnie.
Po przybyciu do obozu każdy z więźniów podchodził do stolika, gdzie przedstawiał swoje personalia oraz otrzymywał tekturkę z numerem obozowym. Pietrzykowskiemu przypadła w udziale liczba 77 – w taki sposób, mając 23 lata, stał się więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego.
Podczas pobytu w obozie „Teddy” przydzielany był do różnych zadań. Pierwsza jego praca polegała na zasypywaniu dziur na terenie obozu w celu przygotowania placu apelowego. Niedługo później mężczyzna zgłosił się jednak do powstałego wówczas komanda Landwirtschaft czyli kosiarzy. Zajęcie to było niezwykle ciężkie, podobnie jak warunki, w których przyszło mu je wykonywać. Jak wspominał po latach, pracę zaczynał o 4:00 i kończył o 18:00. W tym czasie zajmował się koszeniem, zbieraniem żyta i wyrywaniem brukwi, za co przypadało mu w przydziale 25 dkg chleba, litr rozwodnionej zupy i pół litra kawy, której często jednak nie dostawał. Po zakończonym okresie żniw Pietrzykowskiego przydzielono do obozowej stolarni. Ponieważ jednak nie posiadał żadnych umiejętności w zakresie stolarki, został skierowany do prac pomocniczych i sprzątania. W taki właśnie sposób trafił do domu komendanta obozu – zanosił tam niejednokrotnie różne przedmioty wykonane w stolarni. Praca w tym charakterze nie potrwała długo. Już wkrótce, na przełomie października i listopada „Teddy” został przyłapany na kradzieży ziemniaków z obozowej świniarni, w skutek czego wyrzucono go z komanda stolarzy i dołączono do więźniów budujących dom wypoczynkowy dla SS w Międzybrodziu. Następnie, po upozorowaniu wypadku, znalazł się w lagrowym komandzie Strassenreiniger, zajmującym się zamiataniem ulic na terenie obozu. Tak wyglądały jego losy do marca 1941 r. – miesiąc ten okazał się bowiem dla przedwojennego boksera przełomowy oraz sprawił, że numer 77 stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych w całym obozie.
Poznaj historię boksera, który wygrał walkę o własne życie w Auschwitz. Zobacz film „Mistrz” w kinie!
„Ring frei! Kampf!”
W pierwszą niedzielę marca 1941 r. władze obozowe zarządziły poszukiwanie wszy w bieliźnie i ubraniach. Pietrzykowski siedział więc rozebrany w okolicach budynku, kiedy podbiegł do niego jeden z więźniów z niecodziennym jak na obozową rzeczywistość pytaniem – czy chce wygrać chleb w… walce bokserskiej. Były bokser nie zastanawiał się długo i bez większych wątpliwości przyjął propozycję. Szczególna walka wzbudziła żywe zainteresowanie więźniów – przeciwnikiem „Teddy’ego” był bowiem nowy kapo Walter Dünning, znany ze szczególnego upodobania do wyżywania się na więźniach, a do tego przedwojenny mistrz Niemiec w boksie w wadze średniej. Wyjątkowe wydarzenie nie uszło uwadze pozostałych niemieckich kapo, którzy z entuzjazmem przystali na walkę, oferując Polakowi pół bochenka i kostkę margaryny za rozegranie walki z Walterem. Byli przekonani, że były niemiecki mistrz bez większych trudności poradzi sobie ze słabym, niedożywionym więźniem – ważący ok. 40 kg „Teddy” był bowiem blisko dwa razy lżejszy od przeciwnika o wadze sięgającej blisko 70 kg. Pietrzykowski uznał jednak, że nie ma nic do stracenia. Mężczyzna założył rękawice robocze oraz wszedł na prowizoryczny ring, utworzony przy rogu kuchni obozowej. Przedwojenni bokserzy podali sobie ręce i rozpoczęła się walka. Jak później wspominał:
Zanim to nastąpiło, w umyśle jak błyskawica przewinęła się moja uprzednia kariera bokserska: sylwetka trenera Stamma, pierwsza i ostatnia walka. Wiedziałem jedno – że muszę walkę wygrać. [...] Nie wiem, kto z nas był lepszym bokserem. Ale wiem jedno, że są takie chwile, gdy rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością.
Dokładnie tak też się stało.
Chociaż Pietrzykowski wydawał się być na przegranej pozycji, ogromna determinacja oraz umiejętności techniczne sprawiły, że pokonał silniejszego rywala. Kompletnie zaskoczony Niemiec poddał walkę, a „Teddy”, zgodnie z obietnicą Niemców, otrzymał dodatkową porcję chleba, masło oraz nową, lżejszą pracę – został przydzielony do komanda zajmującego się obsługą stajni. Niemcy dotrzymali danego mu słowa, lecz Pietrzykowski zdawał sobie sprawę, że na tym jego epizod bokserski się nie skończy i będą oni domagali się więcej walk. Nie pomylił się. Po walce z Dünningiem, która stała się pierwszą w historii obozu walką pięściarską z udziałem więźniów, „Teddy” spotkał się na szczególnym ringu z wieloma przeciwnikami, w tym m.in. z Wilhelmem Maierem, wicemistrzem Europy z 1927 r. w wadze średniej oraz dwukrotnym mistrzem Niemiec, Harrym Steinem. Obydwie te walki wygrał, podobnie jak większość stoczonych przez siebie pojedynków. Wiadomo na pewno, że poniósł jedną porażkę – w pojedynku z Leenem Sandersem, siedmiokrotnym mistrzem Holandii w wadze półśredniej. W pozostałych walkach przypisuje mu się zwycięstwo.
Walka o nadzieję
Możliwość wygrania dodatkowej porcji pożywienia dla siebie oraz innych więźniów to niejedyny wydźwięk walk Pietrzykowskiego. Jego sukcesy nie tylko pozwoliły mu przeżyć, ale i wskrzesiły nadzieję oraz wiarę w pozostałych osadzonych. Widok Polaka nokautującego niemieckiego rywala miała dla nich niezwykle symboliczne znaczenie, dodawał im otuchy oraz przekonania o tym, że Niemcy nie są niepokonani. O ile więc dla władz obozowych rozgrywki bokserskie były jedynie formą rozrywki, a czasem i zarobku – kiedy prawidłowo obstawili w zakładach ich wynik – o tyle tak dla Polaków, jak i więźniów innych narodowości, stanowiły symbol wewnętrznego oporu i zwycięstwa. To też szybko dostrzegły władze obozowe, co sprawiło, że walki, stanowiące początkowo dla Pietrzykowskiego szansę przetrwania, z czasem zmieniły się w śmiertelne zagrożenie. Przed grożącą mu egzekucją uratowało go szczęśliwe dlań zrządzenie losu w osobie Hansa Lütkemeyera, kierownika obozu koncentracyjnego w Neuengamme-Schutzhaftlagerführer. Pewnego dnia przybył on do KL Auschwitz by przygotować nowy transport do swojego obozu i rozpoznał Pietrzykowskiego. Mężczyźni spotkali się już bowiem przed wojną w 1938 r. na ringu – „Teddy” brał wówczas udział w międzynarodowym turnieju bokserskim, który de facto wygrał w swojej kategorii, Lütkemeyer pełnił zaś rolę arbitra w jego pojedynku. Rozpoznając po kilku latach zdolnego boksera, zaproponował mu przeniesienie do zarządzanego przez siebie obozu. „Teddy”, przeczuwając grożące mu niebezpieczeństwo, przystał na propozycję Niemca.
Zanim jednak opuścił KL Auschwitz, zaangażował się w rozwijany w jego murach ruch konspiracyjny. W 1941 r. dołączył do Związku Organizacji Wojskowej, założonej przez Witolda Pileckiego, zarejestrowanego w obozie jako Tomasz Serafiński, gdzie zajmował się głównie przekazywaniem jego poleceń pozostałym więźniom zaangażowanym w konspirację. Przebywając w obozie, Pietrzykowski poznał również ojca Maksymiliana Marię Kolbego, przywiezionego do KL Auschwitz 28 maja 1941 r. Do spotkania doszło w dość osobliwych okolicznościach, kiedy to „Teddy” wystąpił w obronie jednego z więźniów, katowanego przez Vorarbeitera. Otrzymawszy zgodę od szefa komanda, liczącego wraz z pozostałymi funkcjonariuszami SS na dobre widowisko, Pietrzykowski kilkukrotnie uderzył Vorarbeitera, w odwecie za znęcanie się przezeń na więźniu. Wtedy jeden z osadzonych złapał go za rękę i zwrócił się doń z następującymi słowami: „Nie bij, synu, bracie, nie bij, synu!”. Jak wspominał później bokser:
Z natury jestem porywczy (więc pierwszą myślą było stwierdzenie, jaki ja tam twój syn) i głośno powiedziałem: „Odczep się, odczep się, jeśli nie chcesz ty dostać [...]”. Proszący jednak nie ustępował, upadł przede mną na kolana i chwytając za ręce błagał: „Nie bij, synu, nie bij”. Zaśmiałem się z niego, stwierdzając: „Co, lepiej, aby on Ciebie bił?”. Tego proszącego więźnia widziałem wówczas po raz pierwszy w życiu. Jego twarz była jakaś nienormalna: łagodna, dziwnie spokojna. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zabrakło mi języka w ustach. W końcu machnąłem ręką i odszedłem.
Później od jednego ze współwięźniów Pietrzykowski dowiedział się, kim był niezwykły nieznajomy. Od tego momentu jeszcze kilkakrotnie doszło do spotkania boksera z duchownym – ten za każdym razem zachęcał go do opanowania gniewu i powściągliwości. Po raz ostatni „Teddy” widział ojca Kolbego na apelu, podczas którego franciszkanin dobrowolnie oddał życie za skazanego współwięźnia.
Wygrane życie
Tadeusz Pietrzykowski opuścił KL Auschwitz 14 marca 1943 r. W nowym obozie otrzymał numer 17955. Łącznie stoczył w nim około 20 walk. Najsłynniejszą z nich był pojedynek z Niemcem Schally Hottenbachem, wicemistrzem amerykańskiego świata boksu zawodowego wagi półśredniej. Chociaż władze obozowe stawiały 10:1 przeciwko „Teedy’emu”, a jego rywal zapowiedział, że Pietrzykowski opuści ring na noszach, Polak ponownie wygrał pojedynek. Niedługo po walce został przeniesiony do filii KL Neuengamme w Salzgitte, gdzie ciężko zachorował. Ostatnią walkę stoczył z radzieckim bokserem Kostią Konstantinowem.
W obozie koncentracyjnym Neuengamme Pietrzykowski pozostał do 24 marca 1945 r. Następnie, wraz z innymi więźniami, został ewakuowany do KL Bergen-Belsen, gdzie 15 kwietnia 1945 r. doczekał się wyzwolenia z rąk Brytyjczyków. Na niespełna miesiąc przed zakończeniem wojny bokser wstąpił do 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, gdzie zaangażował się w prowadzenie ćwiczeń sportowych dla żołnierzy. Oprócz tego kontynuował walki na ringu, uzyskując w 1946 r. tytuł mistrza dywizji w wadze lekkiej. W tym też roku podjął decyzję o powrocie do ojczyzny. Pod koniec lat 50. udało mu się spełnić marzenie z młodości – ukończył studia na Akademii Wychowania Fizycznego oraz został instruktorem i nauczycielem wychowania fizycznego, tym samym realizując kolejny swój plan. W czasie pobytu w obozach koncentracyjnych miał sobie bowiem przyrzec, że jeśli przeżyje, poświęci się młodzieży, by nie musiała nigdy – tak jak on – walczyć o swoje życie.
W 1947 r. Tadeusz Pietrzykowski zeznawał jako świadek w procesie Rudolfa Hössa. Zeznania tak jego, jak i innych więźniów obciążyły byłego komendanta obozu i Najwyższy Trybunał Narodowy zasądził wobec niego karę śmierci, wykonaną na terenie obozu w Oświęcimiu. „Teddy” zmarł nagle 18 kwietnia 1991 r., zaledwie dwa dni po tym, jak wziął udział w uroczystościach na terenie byłego obozu w Auschwitz.
Tadeusz Pietrzykowski wychował pokolenia młodych ludzi, zapisując się w ich pamięci jako wspaniały pedagog i przyjaciel. Wielu z nich odwiedza do dziś grób zmarłego, dając świadectwo wielopokoleniowej więzi i szacunku dla jego życiowej postawy. Ta też stała się inspiracją dla wielu twórców. Jeśli zaciekawiła Was postać pięściarza, to 27 sierpnia do kin trafi film „Mistrz” z Piotrem Głowackim w roli głównej, inspirowany historią Tadeusza Pietrzykowskiego. Równolegle z premierą filmu 1 września do sprzedaży trafi także książka „MISTRZ. Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski” przygotowana przez córkę pięściarza Eleonorę Szafran.
Poznaj historię boksera, który wygrał walkę o własne życie w Auschwitz. Zobacz film „Mistrz” w kinie!
Bibliografia:
- Bogacka M., Bokser z Auschwitz. Losy Tadeusza Pietrzykowskiego, Demart, Warszawa 2012.
- Bogacka M., Obozowe lata Tadeusza Pietrzykowskiego – boksera, który pięściami wywalczył sobie życie, „Pamięć i Sprawiedliwość”, nr 2, 2012.
- Mistrz, reż., scen. M. Barczewski, 2021.
- Pawlak M., Rola sportu w życiu codziennym w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau oraz jego podobozach, „Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Zeszyty Historyczne, t. 16, 2017.
- Staroń M., Tadeusz Pietrzykowski ps. Teddy - bokser, który bił Niemców, jak chciał, [dostęp: 13.08.2021 r.], https://opinie.wp.pl/tadeusz-pietrzykowski-ps-teddy-bokser-ktory-bil-niemcow-jak-chcial-6126040434984577a?ticaid=118945.
- Walczył, by przeżyć i nieść nadzieję. Wspomnienie Tadeuszu Pietrzykowskim, [dostęp: 13.08.2021 r.], https://muzeum1939.pl/walczyl-przezyc-i-niesc-nadzieje-wspomnienie-o-tadeuszu-pietrzykowskim/aktualnosci/4267.html.
Redakcja: Mateusz Balcerkiewicz