Antoni Czortek i bokserskie mistrzostwo Auschwitz

opublikowano: 2020-10-09, 14:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Antoni Czortek był kilkukrotnym bokserskim mistrzem Polski, wicemistrzem Europy i uczestnikiem olimpiady w Berlinie. W czasie II wojny światowej trafił do Auschwitz. Tam zmuszony był toczyć walki pokazowe, w tym jedną z SS-manem, której stawką było życie naszego boksera...
reklama

Środa była upalna. Na głowy więźniów stojących przy bocznicy kolejowej obozu Auschwitz żar lał się z nieba. Rozgrzane tory zaczynały wibrować charakterystycznym metalicznym dźwiękiem, oznajmiającym przybycie kolejnego transportu.

– O Boże! – wyrwało się któremuś z więźniów. – Wiozą ich w metalowych wagonach!

Za chwilę zobaczyli to wszyscy. Lokomotywa ciągnęła blaszane wagony, normalnie wykorzystywane jako chłodnie. Nie było jednak wątpliwości, że Niemcy nie włączyli w nich żadnych agregatów. To były piekarniki na kołach, szczelnie zamknięte, niemające nawet małych okienek.

– Szykujcie się chłopaki, będzie dużo trupów – rzucił Jurek Hronowski, numer 227. Weteran z pierwszego transportu do Auschwitz widział już niejedno, ale czegoś takiego jeszcze nie. Gdy pociąg stanął, ruszył, by otworzyć drzwi. Gdy przesunęły się ze zgrzytem, w twarz uderzył go potworny zaduch i smród. W wagonie nie było żadnego przytomnego człowieka – temperatura sięgała co najmniej 50 stopni.

Tory kolejowe prowadzące do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau (fot. Stanisław Mucha, ze zbiorów Bundesarchiv, B 285 Bild-04413, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Germany)

„Upiekli ich i udusili” – pomyślał Jurek, biorąc pod pachy pierwszego z brzegu człowieka i wynosząc go na rampę. Więźniowie układali ciała wzdłuż pociągu, esesmani ze szlauchem polewali je wodą. Niektórzy odzyskiwali przytomność, ale wielu było martwych.

Jurek podniósł kolejnego z pasażerów „pociągu śmierci”. To był młody, szczupły mężczyzna w wielu około 30 lat. Gdy położył go na ziemi, jego twarz wydała mu się znajoma. Gdzie ją widział? To musiało być dawno, jeszcze przed wojną. Hronowski miał zaledwie 18 lat, gdy trafił do Auschwitz i teraz próbował sobie przypomnieć zdarzenia z czasów, które wydawały mu się jakimś odległym snem. Coś mu jednak zaczynało świtać. Tak, twarz tego nieprzytomnego człowieka musiał widzieć na zdjęciach w „Przeglądzie Sportowym”, piśmie, którym zaczytywał się razem z chłopakami ze Złoczowa, gdzie się urodził.

Uklęknął przy mężczyźnie i potrząsnął jego głową. Po chwili nadszedł esesman ze szlauchem i strumień zimnej wody chlusnął na twarz leżącego. Ten drgnął i otworzył oczy.

– Gdzie jestem? – zapytał.

– Witaj w Auschwitz – odpowiedział Jurek.

– Czy ty jesteś Antoni Czortek, bokser? – zapytał.

Mężczyzna potwierdził i poprosił o wodę. Jurek napełnił kubek w stojącym opodal wiadrze i podsunął mu do ust. Po chwili były trzykrotny mistrz Polski, wicemistrz Europy i olimpijczyk podniósł się z ziemi i razem z innymi więźniami, którym udało się przeżyć, ruszył w stronę obozowej rejestracji.

Przyniesiona przez Jurka Hronowskiego wiadomość o przywiezieniu do obozu Antoniego Czortka zelektryzowała polskich więźniów w Auschwitz. Nie było wśród nich niemal nikogo, kto nie słyszałby o tym zawodniku. Przez kilka lat przed wybuchem wojny w polskim boksie liczyły się dwa nazwiska – Antoniego Czortka ze Skody Warszawa zwanego „Kajtkiem” i Szapsela Rotholca z Gwiazdy Warszawa zwanego „Szapsiem”. To właśnie im wróżono wielką międzynarodową karierę, a pojedynki tych dwóch „kogutów” przyciągały publiczność na miarę gali gwiazd światowego boksu. Rekord padł w 1935 roku, gdy walkę Czortka z Rotholcem oglądało w sali największego warszawskiego kina Coloseum kilka tysięcy ludzi.

reklama

A teraz Kajtek znalazł się w Auschwitz! Dla osadzonych w obozie Polaków to była niezwykła wiadomość. Minęło już z górą pięć miesięcy od wyjazdu Teddy’ego Pietrzykowskiego do obozu w Neuengamme i niemieccy kapo trenowani przez Leena Sandersa znów triumfowali na ringu nad Polakami. Chociaż Holender trenował też Kazika Szelesta, który robił duże postępy, nie było zawodnika zdolnego stawić czoła kapo Walterowi Dunningowi i oberkapo komanda Bauhof, Augustowi Müllerowi. Morale wśród więźniów dramatycznie spadało; dopiero teraz zorientowali się, jak wiele siły i woli przetrwania dawały im zwycięstwa Pietrzykowskiego nad Niemcami. Teraz niepokonani Dunning i Müller znów patrzyli na nich z pogardą. W obozowym świecie, gdzie rządziła brutalna siła, potrzebny był ktoś na miarę Teddy’ego, kto przerwie dominację niemieckich kapo. Jednak Antoni Czortek po rejestracji w Auschwitz trafił na kwarantannę do obozu w Birkenau, gdzie najprawdopodobniej miał pozostać na zawsze.

Antoni Czortek (fot. NAC)

Kajtek urodził się w lipcu 1915 roku w Buśni, kociewskiej wsi na Pomorzu. Jego rodzice prowadzili zajazd przy drodze do odległego o 14 kilometrów Grudziądza. Antoni miał trzech braci i dwie siostry. Był niski i dość cherlawy, od najmłodszych lat był więc lekceważony przez rówieśników. To zdecydowało, że zainteresował się boksem. Klub mieścił się w Grudziądzu, przy fabryce prowadzonej przez spółkę Polski Przemysł Gumowy Towarzystwo Akcyjne w Grudziądzu, w skrócie PePeGe. Była to największa wytwórnia wyrobów gumowych w Polsce. W szczytowym okresie produkowała dziennie 15 ty sięcy par kaloszy, śniegowców, obuwia sportowego i ludowego, a swoje wyroby eksportowała do 23 krajów.

Przyfabryczny klub miał więc bogatego sponsora, ale brakowało mu dobrych pięściarzy. Czortek, który chodził do szkoły w Grudziądzu, chciał boksować, jednak początkowo nikt nie potraktował tego poważnie. Chodził więc oglądać treningi, nosząc torby i rękawice starszym kolegom, lekceważony przez zawodników i trenerów, traktowany jak klubowe „popychadło”. Wiele miesięcy musiało minąć, zanim siedemnastoletni Antek dopiął swego i stanął w końcu na ringu. Tego, co wydarzyło się później, nikt nie był w stanie sobie wyobrazić. Kajtek pokonał wszystkich siedmiu zawodników klubu PePeGe, a po dwóch latach treningów zdobył swoje pierwsze mistrzostwo Polski w wadze muszej, pokonując w finale utytułowanego Szapsela Rotholca.

reklama

Szapsio był już wtedy jednym z najpopularniejszych sportowców w Polsce. Dwa lata starszy od Czortka, jako szesnastolatek zaczął bokserskie treningi w klubie Gwiazda (Stern) Warszawa. Boks był wtedy niezwykle popularnym sportem wśród żydowskiej młodzieży, chcącej zerwać ze stereotypem gnuśnego i rachitycznego Żyda. Pierwszy żydowski klub bokserski – Makabi – powstał w Warszawie już w 1916 roku, a zajęcia prowadził w nim niemiecki trener, były policjant z Bonn, Michael Alberskirch. Jak głosiła legenda, komend w jidysz nauczył się w ciągu jednej nocy i właśnie on zaprowadził w Makabi iście pruski dryl.

Podobnie było w klubie Gwiazda Warszawa – tam też trenowano zawzięcie, gdyż sukcesy na ringu nabierały wręcz politycznej wymowy. Mimo to sensacja wybuchła, gdy w 1933 roku Szapsel Rotholc zdobył, jako pierwszy żydowski pięściarz, mistrzostwo Polski w boksie. Rok później nieoczekiwanie na jego drodze stanął nikomu niemal nieznany Kajtek, który jak burza dotarł do finału. Niewielu dawało mu szanse na zwycięstwo z Szapsiem, który w kwietniu 1934 roku zdobył brązowy medal w mistrzostwach Europy w Budapeszcie. Rotholc był szybki, waleczny, nieustępliwy, cieszył się wielką popularnością wśród warszawskich kibiców boksu.

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Fedorowicza „Gladiatorzy z obozów śmierci”:

Andrzej Fedorowicz
„Gladiatorzy z obozów śmierci”
cena:
36,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Okładka:
miękka
Liczba stron:
264
Format:
135×215 mm
ISBN:
978-83-1115-883-2
EAN:
9788311158832

Książka dostępna jest także jako e-book.

A jednak wygrał Kajtek. To była wielka sensacja. Z dnia na dzień nazwisko boksera z Grudziądza stało się powszechnie znane. W międzyczasie Czortek przeszedł do klubu sportowego Skoda Warszawa, przemianowanego później na Okęcie Warszawa. Gdy rok później obaj rywale spotkali się na ringu kina Coloseum, ich starcie chciało obejrzeć 30 tysięcy ludzi.

Jak relacjonowali dziennikarze „Przeglądu Sportowego” walka była piękna, ale też pełna pikantnych momentów. W pierwszej rundzie Kajtek, nie czekając na ataki Rotholca, pierwszy przeszedł do ofensywy, jednak jego lewe proste trafiały głównie w gardę przeciwnika. Szapsio bronił się skutecznie, czekając na okazję do kontry. W pewnym momencie jego błyskawiczny lewy dosięgnął szczęki Czortka i Kajtek runął na ring.

reklama

Podniósł się niemal natychmiast i przyklejonym do warg uśmiechem maskował oszołomienie, które zresztą szybko opanował. W drugiej rundzie Rotholc był niezwykle dynamiczny. Publiczność miała wrażenie, że wystarczy jeden jego cios, by zakończyć walkę. Czortek jednak nie przestraszył się – wciąż atakował, szukając luki w gardzie przeciwnika i trzymając go lewą prostą w odpowiednim dystansie. Nie mogąc pokonać jego oporu, Szapsio zaczął faulować – raz zawadził łokciem, raz uderzył głową w twarz. Wśród publiczności rozległy się gwizdy.

Szapsel (Stanisław) Rotholc (fot. NAC)

W trzeciej rundzie Czortek rozpoczął systematyczne punktowanie przeciwnika, któremu Rotholc był w stanie przeciwstawić jedynie chaotyczne i niecelne ciosy. Ta i kolejna runda zakończyły się zwycięstwem Kajtka, podobnie jak cały 12minutowy mecz, chociaż nie brakowało głosów, że sędziowie powinni ogłosić remis. Takiego właśnie Kajtka zapamiętali ówcześni kibice, a obecni więźniowie Auschwitz – twardego, nieustępliwego, bezwzględnego, atakującego do końca. W czasie igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku nie poszczęściło mu się – odpadł w eliminacjach. Kolejne tytuły mistrza Polski zdobył w 1938 i 1939 roku w wadze piórkowej.

Kajtek święcił swoje największe triumfy tuż przed wybuchem wojny. Oprócz mistrzostwa kategorii wywalczył też wicemistrzostwo Europy na zawodach w Dublinie, a w czasie meczu Polska–Szwecja otrzymał z rąk króla Szwecji Gustawa puchar dla najlepszego zawodnika spotkania.

Wszystko skończyło się 1 września 1939 roku. 24-letni Antoni Czortek jako kapral 36. Pułku Piechoty ruszył na front pod Wieluń. Po rozbiciu oddziału i wojennej klęsce, w cywilnym ubraniu, bocznymi drogami przedarł się do Warszawy. Tam szybko zorientował się, że jest poszukiwany przez Gestapo, podobnie jak wszyscy polscy olimpijczycy. Z fałszywą kenkartą na nazwisko Antoni Kamiński pojechał pod Grójec, by ukryć się u rodziny żony. Na życie zarabiał handlując nielegalnie żywnością. Pewnej nocy, gdy jechał z towarem, natknął się na niemiecki patrol. Padły strzały i jedna z kul utknęła w łydce Czortka, który jednak mimo tego nie zrezygnował z ucieczki. Wykrwawiony, niemal ostatkiem sił dotarł do lekarza w Grójcu, by wyjąć pocisk. Postrzał uszkodził jednak ścięgno i chociaż bokser wrócił do zdrowia, utykał.

W 1943 roku Antoni Czortek pojechał do Warszawy. Robił to również wcześniej, jednak tym razem miał pecha. Gdy na Dworcu Głównym został zatrzymany przez niemiecki patrol i pokazał dokumenty, był przekonany, że jego dobrze podrobiona kenkarta nie wzbudzi podejrzeń. Tym razem jednak jeden z Niemców rozpoznał w nim znanego boksera. Czy widział jego zdjęcia w gazetach po olimpiadzie w Berlinie, czy może po mistrzostwach Europy w Mediolanie lub Dublinie – nie wiadomo. Dość, że z Dworca Głównego Kajtek trafił wprost do siedziby Gestapo w alei Szucha, a stamtąd do więzienia śledczego na Pawiaku. Po kilku dniach, o czwartej nad ranem, zapakowano go razem z kilkoma setkami innych więźniów do metalowych wagonów i wysłano do odległego o ponad 300 kilometrów Auschwitz.

reklama

Nowo wybudowany odcinek BII a obozu Auschwitz-Birkenau znajdował się tuż przy ogrodzeniu z drutów pod wysokim napięciem i przeznaczony był do kwarantanny więźniów mężczyzn. Rząd kilkunastu baraków ustawiono pomiędzy drogą prowadzącą do odległych o kilkaset metrów komór gazowych i krematoriów a bramą główną. Obozy męskie na odcinkach BII c i BII d znajdowały się dalej, a między nimi a odcinkiem kwarantanny trwała budowa „obozu rodzinnego” dla Żydów, którzy, jak niosła wieść, mieli być przywiezieni z getta Theresienstadt w Terezinie w Protektoracie Czech i Moraw.

Antoni Czortek, teraz już numer 139559, miał pozostać na kwarantannie dwa miesiące. Przez druty widział stojące po lewej stronie za drogą budynki komendantury i koszar SS razem z psiarnią strażników. Na prawo od nich znajdowała się łąka, na której wykopano wielkie doły. Zanim na początku lata 1943 roku ruszyły z pełną mocą wszystkie cztery krematoria obozu Birkenau, tam właśnie palono część zwłok zagazowanych Żydów.

Wiadomość o przywiezieniu do obozu znanego boksera szybko rozeszła się wśród załogi Birkenau. Funkcyjni z odcinka zaczęli szukać mu przeciwnika, nie było to jednak proste. Nikt z Polaków nie chciał stanąć naprzeciw trzykrotnego mistrza kraju i wicemistrza Europy. Sytuacja zmieniła się, gdy we wrześniu 1943 roku na kwarantannę do Birkenau zaczęły trafiać transporty Żydów z Grecji. Kilku z nich, trenujących wcześniej boks, stanęło naprzeciw Kajtka na prymitywnym ringu, zbudowanym w połowie odcinka BII a. Chociaż Czortek nie boksował już od ponad czterech lat, nie miał problemów z pokonaniem przeciwników.

14 września 1943 roku do Birkenau trafił Zygmunt Małecki, pięściarz z Polonia Warszawa. Znali się dobrze, chociaż rzadko spotykali się na ringu, gdyż boksowali w różnych kategoriach. Jeździli jednak często razem na zawody, w których ekipa z Warszawy spotykała się z zawodnikami z innych miast. Małecki także należał do czołówki polskich przedwojennych bokserów i spotkanie z nim ucieszyło Kajtka. Zaproponował mu wspólne treningi i sparring przed Niemcami, dzięki którym można było dostać więcej jedzenia i awansować w obozowej hierarchii.

reklama
Węgierscy Żydzi przed wysłaniem do komór gazowych w Auschwitz (domena publiczna)

– Będziemy robić pokazówki po trzy rundy, na punkty – zaproponował starszemu o trzy lata koledze. – Jak będziemy trenować, może uda nam się uniknąć pracy.

Małecki zgodził się. Miejscem treningów stał się warsztat budowlany na odcinku BII a, w którym pracował Ignacy Mrożewski, łodzianin. Do Auschwitz-Birkenau trafił w styczniu jako podejrzany o udział w ruchu oporu i teraz pełnił funkcję obozowego malarza. Był rok starszy od Kajtka i przed wojną pracował jako grafik i litograf.

Przeciwników przybywało w miarę jak na kwarantannę docierały kolejne transporty więźniów. Kajtek wygrywał wszystkie pojedynki, aż w końcu wieść o polskim mistrzu dotarła do Heinricha Schwarza, który postanowił wystawić naprzeciwko niego swoich najlepszych „gladiatorów”.

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Fedorowicza „Gladiatorzy z obozów śmierci”:

Andrzej Fedorowicz
„Gladiatorzy z obozów śmierci”
cena:
36,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Okładka:
miękka
Liczba stron:
264
Format:
135×215 mm
ISBN:
978-83-1115-883-2
EAN:
9788311158832

Książka dostępna jest także jako e-book.

Walka Antoniego Czortka z Salamo Arouchem była w obozie wydarzeniem dnia. Po nim miał walczyć Zygmunt Małecki z Jacko Razonem. Pojedynek z mistrzem z Salonik był dla Kajtka niezwykłym doświadczeniem. Salamo był od niego osiem lat młodszy i boksował tak, jak Czortek, gdy był w tym samym wieku. Nieustępliwy, natarczywy, piekielnie szybki, z doskonałą pracą nóg, był w stylu trochę podobny do Szapsela Rotholca. Kajtek nie miał już tej szybkości, co kiedyś, a uszkodzone przez niemiecką kulę ścięgno dawało o sobie znać. Jednak lewa prosta była cały czas tak samo skuteczna, jak dawniej. Mistrz półdystansu wciąż nie dawał się podejść.

Arouch wygrał na punkty, podobnie jak Razon z Małeckim, obaj jednak pokazali klasę. Gdy Kajtek został zwolniony z kwarantanny i trafił do obozu męskiego, zaopiekował się nim blokowy Mietek Katarzyński. Chociaż był pięć lat młodszy od Czortka, miał już status „starego” więźnia. Numer 8316 trafił do Auschwitz w styczniu 1941 roku, a w Birkenau był praktycznie od samego uruchomienia obozu.

Bokserzy wagi piórkowej Antoni Czortek (z prawej) i Niemiec Voelker, luty 1938 (fot. NAC)

– Słuchaj, Antoni, zrobimy tak, żebyś nie musiał pracować i dostał więcej chleba. Będziemy organizować walki w niedziele, a ty po prostu łap formę i trenuj – zapowiedział.

Odtąd sparringi między Czortkiem i Małeckim oraz ich walki z innymi bokserami stały się częścią obozowej rozrywki esesmańskiej załogi Birkenau. Chociaż w podobozie nie było miejsca na takie widowiska, jakie odbywały się w Monowicach, fakt posiadania bokserskiego mistrza napędzał hazard, będący dla Niemców jedną z nielicznych rozrywek. Z kolei dla osadzonych w obozie Polaków jego pojedynki były motywacją, by nie dać się złamać i dowodem na to, że nawet w tych nieludzkich warunkach można walczyć i wygrywać. Blokowi, tacy jak Mietek Katarzyński czy Franciszek Zachalski wykorzystywali to do zapewnienia Kajtkowi jak najlepszych warunków przetrwania. Chcieli ocalić mistrza, by przeżył obóz i po wojnie znów mógł stanąć na ringu. Dlatego w Birkenau Antoni Czortek nie boksował często, najwyżej raz w miesiącu, ale to wystarczyło, by wieść o jego zwycięskich pojedynkach rozeszła się po innych podobozach. Tymczasem wśród polskich więźniów „starego” Auschwitz morale wciąż podupadało.

reklama

Był początek lata 1944 roku, gdy w Auschwitz I odbyło się konspiracyjne zebranie. Zwołali je Erwin Olszówka i Roman Zdorzecki. Pierwszy był Ślązakiem z Chorzowa i „starym” więźniem z drugiego transportu, z numerem 1141. Ponieważ dobrze znał niemiecki, w 1944 roku zatrudniono go przy rejestracji więźniów. Zdorzecki urodził się w Lublińcu i początkowo był zatrudniony jako cywilny pracownik przy budowie fabryki Buna Werke w Monowicach. Ponieważ pomógł pracującym tam więźniom w ucieczce, Niemcy aresztowali go i osadzili w Auschwitz. Pozostali konspiratorzy byli w większości „starymi” więźniami, którzy z sentymentem wspominali czasy, gdy Teddy Pietrzykowski tłukł Niemców na obozowym ringu.

– Dunning i Müller wygrywają wszystkie walki z naszymi młodymi bokserami, nasz honor cierpi – zaczął Zdorzecki. – Tymczasem w Brzezince jest dobry rutynowany bokser. Musimy zrobić wszystko, żeby go tu sprowadzić.

– Ale jak? – zapytał któryś z konspiratorów. – Niemcy nie wypuszczą go tak po prostu na zawody sportowe.

– Mam pewien pomysł – odezwał się Olszówka. – Samo sprowadzenie Czortka nie będzie problemem. Chodzi o to, żeby mógł tu zostać na niedzielę, a w tym czasie trzeba zorganizować walkę z Walterem albo Augustem. Trzeba przekupić funkcyjnych i esesmanów – spirytus, kiełbasa, rozumiecie? Tym się trzeba zająć już teraz. Kiedy Czortek będzie już w obozie, wszystko musi być gotowe – ring, rękawice, stroje bokserskie. Oczywiście trzeba wcześniej go powiadomić, że będzie walczył.

Zadanie było niezwykle trudne, ale wykonalne. Decyzje, kto się czym zajmie, zapadły szybko i konspiratorzy rozeszli się do swoich baraków.

Była sobota koło południa, gdy Erwin Olszówka złożył meldunek Rapportführerowi Wilhelmowi Claussenowi, że w kartotece numeru 139559 są poważne braki, które trzeba uzupełnić. 46-letni Claussen, trzeci w hierarchii esesman w Auschwitz, spytał o kogo chodzi. Gdy usłyszał, że numerem jest znany bokser, przedwojenny mistrz Polski, bardzo się zainteresował.

reklama

– Przyprowadźcie go tu natychmiast – rozkazał swoim podkomendnym.

Kilka godzin później Antoni Czortek w asyście dwóch esesmanów przekroczył bramę Auschwitz I. Ponieważ było już popołudnie, rejestracja została zamknięta. Erwin Olszówka specjalnie tak to zaplanował, aby Kajtek musiał zostać na niedzielę, kiedy miała się odbyć walka. Polacy poinformowali Waltera Dunninga, że do obozu przybył znany bokser: Niemiec przyjął wyzwanie.

Ring stanął między blokiem 2 i 3, na terenie Alte Wascherei – starej łaźni. W pierwszym rzędzie zasiedli esesmani w Wilhelmem Claussenem, za nimi z każdą chwilą gęstniał tłum więźniów. Spodenki i rękawice dla Czortka przyniesiono z magazynów SS. Gdy wyszedł na ring, lekko utykając, od razu widać było, że to bokser. Świadczyły o tym miękkie, kocie ruchy i wyraźna muskulatura.

– Uważaj na Waltera, ma bardzo silny cios z prawej ręki – instruował Andrzej Rablin, który wziął na siebie rolę sekundanta Czortka.

Dunning był zupełnym przeciwieństwem Kajtka. Dużo wyższy, masywny, ze złamanym nosem i porozbijanymi uszami. Wszedł na ring przy aplauzie niemieckich kapo i esesmanów. Od kilkunastu miesięcy był niekwestionowanym mistrzem KL Auschwitz i nie wyglądało na to, by to polskie chuchro miało teraz zagrozić jego dominacji.

W pierwszej rundzie Czortek zignorował ostrzeżenie Rablina. Przekonany, że jest w stanie uchylić się przed każdym jego ciosem, rozpoczął walkę w półdystansie. Omal nie zapłacił za to nokautem – w pewnym momencie prawy sierpowy przeciwnika trafił go tak, że poleciał na liny. Niemcy szaleli, Kajtek był jednak zbyt doświadczonym zawodnikiem, by pozwolić Dunningowi dokończyć. Z uśmiechem, którym zwykle maskował oszołomienie, dotańczył do końca rundy. Po gongu usiadł w narożniku.

– Ostrzegałem cię – przypomniał mu Rablin. – Walter wygląda na tępego osiłka, ale sporo się tu nauczył. Walczył z Pietrzykowskim, a trenuje go holenderski mistrz.

– Spokojna głowa – odpowiedział Czortek. – Drugi raz już mnie nie trafi.

Polak Antoni Czortek i Szwed Kurt Kreuger podczas walki bokserskiej w Berlinie, listopad 1938 (fot. NAC)

O tym, co działo się w drugiej rundzie, długo jeszcze opowiadano w Auschwitz. Czortek tańczył na ringu, nie uderzał, pajacując wręcz i prowokując przeciwnika. Dunning próbował powtórzyć cios z pierwszej rundy, jednak przemyślne uniki Polaka powodowały, że młócił powietrze. Kilka razy zawisł wręcz na linach, wywołując huraganowy śmiech publiczności. W trzeciej Kajtek przeszedł do ofensywy i rozpoczął metodyczne okładanie przeciwnika. Jego pojedynczy cios nie był w stanie powalić Niemca, jednak Czortek wypuścił ich całą serię. Głowa Waltera odskakiwała co chwila jak bokserska gruszka. Po pewności siebie, z jaką Dunning wszedł na ring, nie było już śladu. Takiego pokazu bokserskiej techniki jeszcze w obozie nie widziano.

reklama

Teraz to polscy więźniowie szaleli. Emocje rosły, aż w końcu ktoś nie wytrzymał:

– Bij Niemca! Pokaż, jak Polacy biją – ryknął.

– Bij, bij na całego! – odpowiedziały setki gardeł.

Chociaż niektórzy próbowali studzić nastroje, obawiając się reakcji Niemców, sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Fedorowicza „Gladiatorzy z obozów śmierci”:

Andrzej Fedorowicz
„Gladiatorzy z obozów śmierci”
cena:
36,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Okładka:
miękka
Liczba stron:
264
Format:
135×215 mm
ISBN:
978-83-1115-883-2
EAN:
9788311158832

Książka dostępna jest także jako e-book.

Na ringu Kajtek dosłownie masakrował niemieckiego kapo. Przed nokautem Waltera uratował gong. Zaplanowana na trzy rundy walka zakończyła się i nie było wątpliwości, kto jest zwycięzcą.

Gdy sędzia podniósł w górę rękę Kajtka, nieprawdopodobny krzyk rozniósł się nad całym obozem. Opowiadano później, że wiwatowali nawet więźniowie osadzeni w bunkrach bloku śmierci. Po niemal półtora roku tytuł wracał do Polaka. Owacjom nie było końca. Po zakończonym spotkaniu, idący w asyście esesmanów Antoni Czortek maszerował w szpalerze więźniów wznoszących okrzyki na jego cześć i wyszedł przez bramę z napisem „Arbeit macht frei” jako nowy bokserski mistrz KL Auschwitz.

Antoni Czortek i bokser francuski Walter podczas walki. Warszawa, luty 1938 (fot. NAC)

W Birkenau nie pozostał jednak długo. Polscy więźniowie umiejętnie korumpowali swoich prześladowców, aż w końcu Wilhelm Claussen podjął decyzję o sprowadzeniu Polaka do Auschwitz I. Niemiec był zbrodniarzem, w październiku 1943 roku osobiście rozstrzelał 54 polskich więźniów podejrzanych o udział w obozowym ruchu oporu, a w styczniu 1944 roku osobiście przeprowadził selekcję 600 innych, których wysłano do komór gazowych. Do sportowców czuł jednak sentyment, gdyż w młodości sam był miotaczem. Zgodził się więc na dwie kolejne walki Czortka – z Augustem Müllerem i kapo rollwagi, Fuchsem. Obie zakończyły się równie spektakularnym zwycięstwem Kajtka i eksplozją radości więźniów, którzy w euforii zaczęli nawet śpiewać polski hymn.

Polscy bokserzy odzyskali pozycję, którą wcześniej wywalczył i utrzymał przez niemal dwa lata niezapomniany Teddy. W końcu jednak urażeni Niemcy zakazali walk. W sumie Antoni Czortek stoczył ich w AuschwitzBirkenau piętnaście, pozostając do końca niekwestionowanym mistrzem „starego” obozu.

reklama

W styczniu 1945 roku Kajtek wyruszył razem z innymi więźniami w „marszu śmierci”, po którym znalazł się w obozie Mauthausen koło austriackiego Linzu. Tam zaopiekował się nim inny polski bokser.

Edward Rinke miał wśród polskich więźniów Mauthausen status taki, jaki zdobył Czortek w Auschwitz. Gdy w maju 1943 roku stanął na ringu naprzeciwko kapo karnej kompanii, Josefa Palzera, nikt nie dawał mu szans. Palzer był sadystą, lubującym się w biciu więźniów, aż do zakatowania ich na śmierć włącznie. Miał na to zgodę komendanta obozu, Franza Ziereisa, który sam uwielbiał okrutne zabawy. Ten urodzony w Monachium esesman kupił swojemu synowi na jedenaste urodziny karabin, a następnie kazał mu strzelać z balkonu willi do więźniów. „Musisz nauczyć się celować do ruchomych celów, chłopcze” – mówił z uśmiechem. Ziereis kazał też rozstrzelać nad brzegiem kamieniołomu przywiezionych do obozu członków francuskiego ruchu oporu. Ich ciała spadały w przepaść nawet, jeśli byli tylko ranni.

Rinke trafił do Mauthausen w marcu 1943 roku, kiedy miał 26 lat. Urodził się w Bydgoszczy i już od wczesnej młodości związany był z tamtejszym towarzystwem gimnastycznym „Sokół”, a później z klubem Polonia. W 1935 roku został mistrzem Pomorza w boksie w wadzie koguciej, a rok później zdobył brązowy medal na mistrzostwach Polski w wadze muszej. Świetnie rozwijającą się karierę przerwała wojna. We wrześniu 1939 roku 22-letni Edward Rinke jako członek obrony cywilnej wziął udział w zwalczaniu dywersantów niemieckiej piątej kolumny, atakujących wycofujące się oddziały Armii Pomorze. Gdy Wehrmacht zajął miasto, rozpoczęły się krwawe represje.

Mecz bokserski Polska - Niemcy. Po lewej Antoni Czortek, luty 1938 (fot. NAC)

Rinkego aresztowano w styczniu 1940 roku po tym, jak wydała go niemiecka sąsiadka, Margarette Ummerle. Podobnie jak wielu innych, oskarżono go o mordowanie niemieckiej ludności, a nazistowska propaganda uczyniła z bydgoskiej „krwawej niedzieli” symbol polskiego okrucieństwa. To, że w procesie nie został skazany na karę śmierci, zawdzięczał kolegom, którzy solidarnie zaprzeczali w zeznaniach, by Rinke brał udział w jakichkolwiek antyniemieckich akcjach. Wyrok brzmiał „pięć lat ciężkiego więzienia”. Po berlińskim Moabicie, a potem więzieniach w Szczecinie, Wejherowie i Koronowie bokser znalazł się w Mauthausen.

Nie miałby szansy przeżyć, gdyby nie koledzy z Bydgoszczy, którzy wcześniej znaleźli się w obozie. Trener pływaków z klubu Astoria, Teodor Siwczak, załatwił mu przeniesienie z kamieniołomu na blok numer siedem, którym zarządzał austriacki kapo, Franz Unek. Był kryminalistą, mordercą, który już w 1938 roku trafił do Mauthausen z obozu Dachau, by zaprowadzać tam bandyckie porządki. Miał jednak jedną zaletę – oszczędzał bokserów, gdyż jego zadaniem było wynajdywanie przeciwników dla Josefa Palzera. Po testowej walce Rinke dostał pracę w kotłowni i trzy tygodnie na przygotowanie się do walki z potężnie zbudowanym kapo. Jednak w starciu z Palzerem niewielu na niego stawiało. Walka miała odbyć się jako ósma tego wieczoru. Palzer wszedł na ring z pewną miną, przekonany, że ciosy przeciwnika nie zrobią mu żadnej krzywdy. Mylił się. Gdy wymienili pierwsze ciosy, rozległy się słowa w kilkunastu językach dopingujące Polaka.

Mauthausen było prawdziwą wieżą Babel; znaleźli się tam więźniowie z kilkunastu krajów, a ich okrzyki i zapał podziałały na Rinkego jak zastrzyk dzikiej energii. W jednej chwili poczuł, czego chce publiczność – zemsty na niemieckim kapo za wszystkie jego okrucieństwa. Walczył jak natchniony, chociaż na ringu nie stał już wiele lat. Po walce ogłoszono remis, jednak Palzer nie zamierzał na tym poprzestać. Zażądał rewanżu.

Wspaniała walka spowodowała, że przed kolejną w pomoc bokserowi zaangażowało się wielu więźniów. Oddawali mu swoje głodowe racje jedzenia, a chleb i margarynę w tajemnicy podrzucał Polakowi nawet blokowy Unek. Palzer przegrał rewanżową walkę, podobnie jak kolejną. Wtedy zaproponował zmianę zasad. Zamiast trzech, miało być sześć dwuminutowych rund.

– Nie, walczmy sześć rund, ale po trzy minuty – odpowiedział Polak.

Pojedynek odbył się w czerwcu, w obecności komendanta Ziereisa, esesmanów i 20 tysięcy więźniów. Edward Rinke doskonale rozłożył siły. Przez pierwsze rundy uciekał przed ciosami, robił uniki, znienacka kontratakował. Gdy spocony Palzer zaczął tracić siły, przystąpił do ofensywy. Ostatnia runda to był popis, na jaki czekali więźniowie. Ciosy spadały na korpus i głowę kapo, który z każdą chwilą tracił ochotę do walki. Niemiec z trudem doczekał ostatniego gongu. Jednak niespodziewanie dla wszystkich sędzia-esesman ogłosił zwycięstwo Palzera. Niemcy zaczęli wiwatować i wtedy wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego.

– Wy durnie, przecież walkę wygrał Polak! – komendant Ziereis wstał i spojrzał na swoich podwładnych. Ci natychmiast zamilkli, a sędzia pośpiesznie zmienił werdykt. Coś takiego zdarzyło się w Mauthausen po raz pierwszy.

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Fedorowicza „Gladiatorzy z obozów śmierci”:

Andrzej Fedorowicz
„Gladiatorzy z obozów śmierci”
cena:
36,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Okładka:
miękka
Liczba stron:
264
Format:
135×215 mm
ISBN:
978-83-1115-883-2
EAN:
9788311158832

Książka dostępna jest także jako e-book.

Kolejne zwycięstwo nad Palzerem dało Rinkemu w obozie status prominenta-celebryty. Dostał pracę w kuchni i teraz mógł odwdzięczyć się kolegom za okazaną mu pomoc. Dzięki temu uratował życie wielu z nich. W Mauthausen stoczył jeszcze pięć walk, wszystkie wygrał, w tym dwukrotnie z Palzerem, który po porażkach na ringu nabrał respektu do Polaków i zaczął traktować ich o wiele łagodniej. Ostatnią z walk stoczył z Antonim Czortkiem.

Mistrz Auschwitz i mistrz Mauthausen stanęli na ringu wiedząc, że wojna już się kończy, a III Rzesza wkrótce upadnie. W obozie panował jednak głód i choroby, ze 150 tysięcy ofiar obozu aż 50 tysięcy zmarło w ciągu ostatnich kilku miesięcy przed wyzwoleniem przez amerykańskie wojsko. Tym ostatnim pojedynkiem Polacy chcieli dać jeszcze trochę siły i nadziei na przetrwanie swoim współtowarzyszom niedoli. Mistrz Mauthausen zwyciężył na punkty.

Antoni Czortek po wojnie wrócił do Warszawy. Tam na ringu spotkał się w Tadeuszem Pietrzykowskim. Z dwóch byłych mistrzów KL Auschwitz tym razem lepszy okazał się Kajtek. Dla Teddy’ego był to symboliczny koniec bokserskiej kariery, Czortek zamierzał ją kontynuować. W 1948 roku zdobył wicemistrzostwo Polski w boksie w wadze piórkowej, ulegając Aleksemu Antkiewiczowi, słynnemu „bombardierowi z Wybrzeża” i pierwszemu powojennemu polskiemu olimpijczykowi-medaliście. Rok później zdobył mistrzostwo Polski w wadze lekkiej.

Był już wtedy zawodnikiem klubu Radomiak Radom. Po zakończeniu kariery, z bilansem 328 pojedynków, w tym 43 remisów i 16 porażek, zajął się szkoleniem młodzieży w sekcjach bokserskich. Wśród jego wychowanków znalazł się Kazimierz Paździor, mistrz olimpijski z Rzymu z 1960 roku. Czortek żył skromnie, dorabiał jako taksówkarz, a w 1979 roku wystąpił w epizodycznej roli w filmie Klincz Piotra Andrejewa, opowiadającym o wielkiej bokserskiej karierze chłopaka z małego miasteczka. Kajtek zagrał w nim siebie – boksera z Auschwitz. Na planie filmu Triumf ducha spotkał się też ze swoim rywalem z Birkenau, Salamo Arouchem. Antoni Czortek zmarł w 2004 roku i został pochowany w Radomiu.

Edwarda Rinkego przeżył o pięć lat. Mistrz z Mauthausen także wrócił do boksu, występując jako zawodnik Zrywu Bydgoszcz. W 1949 roku z wielkimi sukcesami zajął się trenowaniem młodzieży. Nazwano go „bydgoskim Feliksem Stammem”, a spod ręki Rinkego wyszli między innymi olimpijscy medaliści Jerzy Adamski i Henryk Niedźwiedzki oraz trzech mistrzów Polski. Dla młodych bokserów był idolem. Jeszcze w wieku 70 lat trzymał na treningach tarcze i wychwytywał popełniane błędy, tłumacząc cierpliwie, że walczyć należy zawsze do końca.

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Fedorowicza „Gladiatorzy z obozów śmierci”:

Andrzej Fedorowicz
„Gladiatorzy z obozów śmierci”
cena:
36,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Okładka:
miękka
Liczba stron:
264
Format:
135×215 mm
ISBN:
978-83-1115-883-2
EAN:
9788311158832

Książka dostępna jest także jako e-book.

reklama
Komentarze
o autorze
Andrzej Fedorowicz
Dziennikarz-freelancer. Pasjonat historii techniki, wyjątkowych biografii i podróży. Historyczne dziennikarstwo śledcze to jego ulubione zajęcie. Publikował w czasopismach takich jak m.in. „Super Express”, „Focus”, „Polityka”, „Newsweek Historia”, „Uważam Rze Historia”, „Wsieci Historii”. Autor przewodnika po Wyspach Kanaryjskich (razem z Ireną Fedorowicz). W przygotowaniu książka zawierające biografie 10 wybitnych Polek, które odniosły międzynarodowy sukces w nauce, biznesie, sztuce.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone