Anna Rybakiewicz: Poprzez swoje powieści chcę podkreślić rolę kobiet w czasie II wojny światowej
Magdalena Mikrut-Majeranek: Zadebiutowała Pani powieścią „Lekarka nazistów”, później była ,,Złodziejka listów”, a najnowszą Pani powieścią jest „Agentka wroga”. Wszystkie mają wspólny mianownik. Ich akcja toczy się w czasie II wojny światowej. To Pani ulubiony okres w dziejach świata?
Anna Rybakiewicz: Może nie ulubiony, ale najbliższy memu sercu, przynajmniej od kilku ostatnich lat. Wszystko zaczęło się od wojennej opowieści dziadka, który wraz z siostrą i mamą spędził sześć lat w Ałtajskim Kraju, na Syberii. Wtedy też zaczęłam zgłębiać nie tylko rodzinną historię, ale także historię miasteczka, z którego pochodzę. Gdy dziadek odszedł, rozumiałam jak ulotne są te wspomnienia, a ja nie chciałam, żeby zostały zapomniane, dlatego postanowiłam je spisać. Potem przyszły kolejne historie, które musiały się znaleźć na kartach moich powieści. Postawiłam na literaturę obyczajową, w której mogłam połączyć wydarzenia historyczne z fikcją literacką.
Bohaterkami Pani powieści są silne kobiety – lekarka Alicja Sambor, Astrid Rosenthal, agentka Angela Dremmler – bliski jest Pani nurt herstoryczny?
Patrząc na te trzy stworzone przeze mnie bohaterki, a raczej ich losy, to rzeczywiście wpisuję się w ten nurt. Nie było to zamierzone działania, ja po prostu widzę w kobietach przede wszystkim ich siłę. Co prawda wykreowane przeze mnie postacie są fikcyjne, jednak inspiracją do ich stworzenia były sylwetki prawdziwych bohaterek. I tak dla przykładu mogę wskazać lekarkę Adinę Blady – Szwajgier, agentkę Halinę Wiśniowską czy jedyną kobietę wśród cichociemnych Elżbietę Zawacką. Poprzez swoje powieści chcę podkreślić rolę kobiet w czasie II wojny światowej. W kolejnej książce, która ukaże się w przyszłym roku, chcę zwrócić uwagę jeszcze na jedną postać, szczególnie mi bliską, a mianowicie na matkę Sybiraczkę. W wielu miastach możemy spotkać pomniki Matek Sybiraczek, i wybór takiej formy upamiętnienia zesłańców wskazuje, jak ważną rolę odegrały kobiety na tamtej, nieludzkiej ziemi.
We wstępie przywołuje Pani wiersz „Life That I Have” Leo Marksa, który podczas II wojny światowej kierował biurem kodów wspierającym agentów ruchu oporu w okupowanej Europie w ramach tajnej organizacji Special Operations Executive. Poemat ten został wykorzystany jako wiersz-kod do przesyłania zaszyfrowanych informacji. A jakie zaszyfrowane przesłanie zawarła Pani w swojej powieści?
Leo Marks napisał swój wiersz z myślą o swojej utraconej miłości - dziewczynie, która zginęła w katastrofie lotniczej. Jest to typowy wiersz miłosny. Czytając go, nie przeszłoby nam przez myśl, że słowa autora określające jego uczucia do kobiety, którą kocha mogą być czymś więcej niż tylko pięknymi słowami, że mogą być narzędziem do walki z wrogiem. I to niezwykle skutecznym narzędziem. Ten wiersz, który jest równocześnie kodem do przesyłania zaszyfrowanych informacji idealnie wpasował się w koncepcję głównej bohaterki – Angeli Dremmler, która opowiada nam, jak stała się tytułową agentką wroga. Tymczasem jej opowieść ma swój ukryty cel. Angela, balansując na granicy prawdy i kłamstwa, prowadzi podwójną grę, o którą nikt jej nie podejrzewa. Moje książki mają jedno, wspólne przesłanie: nie ma dobrych i złych narodów, są tylko dobrzy i źli ludzie.
Imiona wszystkich rozpoczynają się na literę „A”. Dlaczego akurat „A”? Czy taka zasada będzie obowiązywała w Pani kolejnych powieściach?
Gdy byłam nastolatką, czasem wypominałam mamie, że jest tyle pięknych imion na literę „A”, a mnie nazwała Anna. Moja niechęć do tego imienia wynikała z faktu, że w klasie miałam pięć koleżanek, o takim samym imieniu i ciągle gdzieś spotykałam kolejną „Anię”. Wymyślając swoje bohaterki, mogłam w końcu do woli puścić wodze fantazji i z tego skorzystałam. Nie wiem, czy wszystkie będą miały imiona na literę „A”, bo ostatnio wpadło mi w ręce stare zdjęcie przedstawiające kobietę o imieniu Balbina i tak sobie myślę, że żal byłoby nie wykorzystać tak pięknego imienia.
Pisaniem zajęła się Pani stosunkowo niedawno, a zawodowo zajmuje się Pani zupełnie czymś innym. Czy ta pasja dojrzewała stopniowo, czy też impuls sprawił, że pewnego dnia zdecydowała Pani, że napisze powieść?
Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy dokładnie pojawiła się w mojej głowie myśl, żeby napisać książkę. Pamiętam, że pierwszą próbę podjęłam, będąc na urlopie macierzyńskim osiem lat temu i nawet napisałam trzy strony powieści w stylu Jane Austen, po czym stwierdziłam, że jednak nie dam rady i zamknęłam laptop. Kilka lat później powstała „Lekarka nazistów”. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że wszystko ma swój czas i miejsce i nie żałuję, że tyle czekałam ze spełnieniem tego marzenia.
Skąd czerpie Pani inspiracje do swoich powieści?
Pomysł na kolejną książkę pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Czasem wystarczy, że usłyszę jakąś starą piosenkę albo zobaczę starą fotografię i już wiem, o czym chciałabym napisać. Zakończenie „Agentki wroga” wymyśliłam, jadąc samochodem na spotkanie autorskie. Z kolei inspiracją do napisania „Złodziejki listów” było odnalezienie po osiemdziesięciu latach, na strychu kamienicy, na drugim krańcu Polski książki należącej do dr. Józefa Hepnera z Łomży, który zginął w łomżyńskim getcie.
Powieści z historią w tle z roku na rok cieszą się coraz większą popularnością, a przy tym pełnią jeszcze jedną funkcję: popularyzują historię. Czy to także Pani ulubiony gatunek?
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę Anny Rybakiewicz „Agentka wroga”!
Tak. Piszę książki, które sama chciałabym przeczytać. W mojej prywatnej biblioteczce najwięcej miejsca zajmuje właśnie ten gatunek. Nie wyobrażam sobie pisania książek o tematyce, która mnie nie interesuje. Moje emocje, które przelewam na karty moich powieści, nie byłyby wtedy autentyczne. Pisząc, żyję historią swoich bohaterów.
Bohaterką powieści „Agentka wroga” jest Angela Dremmler, podająca się za agentkę Abwehry. Dobrze wykształcona, znająca kilka języków, obciążona rodzinną tragedią kobieta stara się przetrwać w świecie ogarniętym II wojną światową. To postać fikcyjna, ale czy posiada swój pierwowzór?
Angela Dremmler jest postacią fikcyjną, ale pisząc jej losy posiłkowałam się życiorysami prawdziwych agentek i agentów. Gdy zaczęłam zgłębiać temat szpiegów w czasie II wojny światowej, nie mogłam uwierzyć jak niesamowite, a czasem wręcz nieprawdopodobne były ich historie. Wartym wspomnienia jest Juan Pujol Garcia pseudonim Garbo, który był podwójnym agentem z wymyśloną siatką własnych szpiegów, Krystyna Skarbek pracująca dla brytyjskiego SOE, wspomniana wcześniej Halina Wiśniowska pseudonim Guziczek współpracująca na zlecenie Brytyjczyków z Abwehrą czy Teodora Żukowska pseudonim Milena, która pracując w Pałacu Brühla przekazywała tajne informacje Polakom. Jest jeszcze Amerykanka Virginia Hall z protezą nogi, która jako brytyjska agentka została wysłana na teren okupowanej Francji, wspierając tamtejszy ruch oporu.
W powieści nie brakuje historycznych ciekawostek. Wspomina Pani m.in. o Hali Kongresowej NSDAP, która miała powstać w miejscu wyburzonego Zamku Królewskiego. Faktycznie już w grudniu 1939 roku do Warszawy przyjechali niemieccy architekci, Hubert Gross i Otto Nurnberger, którzy mieli przygotować plany rozbiórkowe Warszawy i budowy na jej miejscu nowego niemieckiego miasta „Die Neue Deutsche Stadt Warschau”. Pisanie powieści z historią w tle, w której fikcja miesza się z rzeczywistością, wymaga dobrego przygotowania. Jak wyglądał proces twórczy?
Najpierw zapoznałam się z życiorysami prawdziwych agentów, żeby wiedzieć na co mogę sobie pozwolić we własnej powieści, a co będzie zbyt niewiarygodne. Potem wybrałam miejsce i czas akcji. Warszawa była oczywistym wyborem. Duże miasto daje dużo możliwości. Z kolei Pałacu Brühla był idealnym miejscem do pozyskiwania tajnych informacji. Gdy określiłam przedział czasowy działalności mojego agenta, wypunktowałam sobie najważniejsze wydarzenia, które miały miejsce w tamtym okresie w stolicy. Dopasowałam je do historii Angeli. Pisząc „Agentkę wroga” sama natknęłam się na kilka ciekawych faktów, o których wcześniej nie słyszałam. Nie tylko przekazuję historię swoim Czytelnikom, ale sama się jej uczę.
W powieści pada też nazwisko znanego niemieckiego architekta Friedricha Pabsta. Jak mogłaby wyglądać Warszawa, gdyby plan nazwany jego nazwiskiem się powiódł?
Polecam zobaczyć na własne oczy Plan Pabsta, żeby uzmysłowić sobie jak ostatecznie wyglądałaby Warszawa, gdyby Niemcy nie przegrali tej wojny. Wyburzone miało zostać 95 proc. zabudowy. Warszawa miała mieć powierzchnię zaledwie 15 mkw. Populacja Warszawy miała zostać zmniejszona o 90 proc. Istotne dla Niemców było wyburzenie tej infrastruktury, która uważana była za symbol polskości, dlatego woleli wyburzyć Zamek Królewski i postawić na jego miejscu kolejny budynek aniżeli zaadaptować go dla własnych potrzeb.
Inną z historycznych postaci występujących w powieści jest Franz Bürkl, nieznający litości esesman. Zamach na niego i jego śmierć bohaterowie powieści postanowili skrzętnie wykorzystać do własnych celów.
Angela będzie musiała sfałszować dokumenty i dostać się do niemieckiego więzienia, gdzie przetrzymywany był schwytany lotnik. Śmierć Bürkla, a następnie jego pogrzeb był idealną okazją dla odwrócenia uwagi wroga.
W filmie „Zakazane Piosenki” słyszymy: „Ty górala dasz, żeby nie wydał, on górala weźmie i ciebie wyda (…)”, w Pani powieści także mowa o góralach. Czym były i dlaczego je tak nazywano?
Góralem nazywano banknot o nominale 500 zł, który był emitowany na terenie Generalnego Gubernatorstwa w czasie II wojny światowej. Na banknocie widniał wizerunek górala, stąd jego potoczna nazwa. Od nazwy banknotu pochodzi też nazwa akcji przeprowadzonej przez żołnierzy polskiego podziemia, podczas której uprowadzono samochód przewożący ponad 100 milionów złotych.
Opisuje Pani też brawurową akcję napadu na słynny warszawski Bank Emisyjny, który przeprowadził w sierpniu 1943 roku oddział AK „Osa-Kosa”. Jakie były skutki tej akcji?
Niemcy wyznaczyli nagrodę w wysokości 5 milionów złotych za pomoc w odzyskaniu skradzionych pieniędzy. Następnie na niemieckich obwieszczeniach pojawiły się dopiski Polaków, że zapłacą 10 milionów złotych za wskazanie następnego, takiego transportu. Dodatkowo, w odpowiedzi na te obwieszczenia polski ruch oporu zarządził akcję wysłania anonimowych donosów, w których podawano mylne informacje, czasem wręcz zabawne. Na podstawie jednego z takich donosów, Niemcy udali się pod wskazany adres, okazało się, że potencjalnym naocznym świadkiem napadu był król Zygmunt III Waza stojący na swojej kolumnie.
Czy w planach ma już Pani napisanie kolejnej powieści?
Jestem w trakcie pisania kolejnej powieści z historią w tle i już wiem jak się ona zakończy. Co ciekawe, w mojej głowie najpierw pojawia się właśnie zakończenie i to pod nie rozwija się cała wcześniejsza akcja. Nie mogę się doczekać, aż książka będzie gotowa, bo chciałabym się już nią podzielić z Czytelnikami.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Materiał postał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Filia.