Alicja Grzybowska: Piotr Jaroszewicz prowadził notatki i zbierał różne dokumenty. Na jego śmierci zależało komuś, komu te dokumenty mogły zaszkodzić

opublikowano: 2023-11-28, 06:26 — aktualizowano: 2023-11-28, 06:26
wszelkie prawa zastrzeżone
Piotr Jaroszewicz był m.in. prezesem Rady Ministrów w latach 1970–1980, członkiem Biura Politycznego KC PZPR i generałem. W 1992 r. został zamordowany w swoim domu w Aninie. Jego historię przypomina najnowsza publikacja Alicji Grzybowskiej. Autorka przeprowadziła obszerny wywiad z Andrzejem Jaroszewiczem, synem premiera, który przybliża mało znane fakty z życia swojego ojca.
reklama
Andrzej Jaroszewicz i Alicja Grzybowska (fot. z archiwum prywatnego, prawa zastrzeżone).

Magdalena Mikrut-Majeranek: „Piotr Jaroszewicz” to kolejna publikacja opowiadająca o rodzinie Jaroszewiczów. Bohaterem pierwszej książki pt. „Czerwony książę” był Pan, a teraz opowiedział Pan żonie, Pani Alicji Grzybowskiej, o historii swojego ojca. Jaka postać Piotra Jaroszewicza jawi się z Pana wspomnień? Jaki był prywatnie?

Andrzej Jaroszewicz: Jawi mi się po prostu postać mojego taty widziana moimi oczami – człowieka dobrego, opiekuńczego, niezwykle zapracowanego. Stawiającego dobro Polski ponad wszelkimi sprawami, również ponad własną rodziną. Ja, jak nikt, na sobie odczułem, jak bardzo było to ciężkie i jednocześnie, że było niezbędne. Kiedyś nie byłem w stanie tego zrozumieć i niektóre decyzje miałem ojcu za złe. Zrozumiałem je dopiero po wielu latach.

Przez całe życie miałem bardzo bliską relację z tatą, taką, jak ma zapewne większość dzieci ze swoimi rodzicami. Tym bardziej, że mając niecałe sześć lat straciłem mamę, która dla tak małego dziecka była centrum wszechświata.

Przed wybuchem II wojny światowej Piotr Jaroszewicz pracował jako nauczyciel i nic nie zapowiadało wielkiej politycznej kariery. Potem, po kilku latach spędzonych w wojsku, z szeregowca bardzo szybko awansował do stopnia generała. Kiedy nastąpił moment zwrotny w jego życiorysie?

A. J.: Początek wojny zastał moich rodziców w Pilawie, gdzie oboje byli nauczycielami. Kiedy okazało się, że nazwisko ojca znajduje się na liście osób krytycznie się wypowiadających na temat Hitlera, wiadomo było, że od razu po wkroczeniu wojsk niemieckich zostanie aresztowany. Rodzice zdecydowali się wtedy wyjechać do mieszkającej w Bereżnem, pod samą granicą z ZSRR, matki ojca. Kilka miesięcy później zostali tam z moją dopiero co urodzoną siostrzyczką aresztowani i wywiezieni do obozu w obwodzie archangielskim. Ojciec przez rok pracował tam jako drwal.

Po zwolnieniu podjęli decyzję o podróży na południe, chcąc dołączyć do formowanego wtedy wojska generała Andersa. Niestety, w trakcie tej podróży moja siostra zachorowała na zapalenie płuc i zmarła. Ojciec natomiast złapał tyfus i ledwo przeżył. Dochodził do siebie przez kilka miesięcy. W międzyczasie armia Andersa wyszła do Iranu.

Rodzicom po wielu perypetiach udało się dołączyć dopiero do armii Berlinga. Oboje byli jak na tamte czasy wykształconymi ludźmi, a w wojsku dramatycznie brakowało polskich oficerów. Część zginęła jeszcze podczas kampanii wrześniowej, innych zabito w Katyniu, a ci, którzy przetrwali, poszli do wojska Andersa. Moich rodziców skierowano więc od razu na kurs oficerski.

Ojciec miał duże doświadczenie jako nauczyciel, został więc oficerem od spraw politycznych – rozwiązywał spory, miał być wychowawcą młodych żołnierzy. To były rzeczy, w których się sprawdzał, wcale mnie więc nie dziwi jego szybki awans.

reklama
Piotr Jaroszewicz.

Rozumiem, że jak na dzisiejsze warunki może dziwić, my tu już jednak mówimy o końcówce wojny – by wyzwolić Warszawę zmobilizowali się żołnierze w wieku często nastoletnim. Dziś to niepojęte, pokazuje natomiast wyłącznie, ilu żołnierzy musiało wcześniej stracić życie.

Kiedy wojna dobiegła końca, wydawało się, że Jaroszewiczowie prowadzą sielankowe życie. Przerwała je śmierć Oksany, żony Piotra Jaroszewicza. Później poznał on Panią Alicję Solską, z którą wziął ślub, lecz – jak wspomina Pan Andrzej Jaroszewicz - rodzinne życie dalekie było od ideału. Kiedy polityk zdecydował się na rozwód, pojawił się problem. Gomułka się nie wyraził na to zgody. Dlaczego?

Alicja Grzybowska: No cóż, to pytanie trzeba by zadać Gomułce. My wiemy tylko tyle, że pani Solska nie chciała rozwodu i wspomniała o tym żonie towarzysza Wiesława. Pierwszy sekretarz wezwał później tatę Andrzeja na rozmowę i postawił mu ultimatum – albo rozwód, albo dalsza praca na rzecz Polski. Piotr Jaroszewicz wybrał wtedy tę drugą opcję.

Trudno jest natomiast spekulować, dlaczego rozwód jednego z wicepremierów był dla Gomułki do tego stopnia nieakceptowalny. PZPR nie był przecież partią katolicką, zaskakująca jest więc aż tak negatywne podejście do decyzji o zakończeniu małżeństwa.

Piotr Jaroszewicz w latach 1970-1980 pełnił funkcję premiera PRL i był bliskim współpracownikiem Edwarda Gierka. Jak wspominał ten czas? Czy dzielił się z Panem swoimi refleksjami?

A.J.: Tata nie dzielił się ani ze mną, ani z nikim z rodziny swoimi refleksjami na temat rządzenia państwem. Rzadko zresztą poruszał te tematy w domu. Tego typu rozmowy prowadził zapewne z Gierkiem oraz ze swoimi współpracownikami, Wyraźnie rozgraniczał tematy podejmowane z rodziną od tematów dotyczących kraju. Wydaje mi się to rozsądną opcją, bo co mielibyśmy robić – doradzać coś czy dyskutować?

Słusznie. Programem wieńczącym karierę premiera miała być finlandyzacja Polski, której finalnie nie udało mu się wprowadzić. Jakich korzyści upatrywał w związku ze wprowadzeniem tego rozwiązania?

A.G.: Finlandyzacja Polski miała być programem wieńczącym karierę taty Andrzeja. Chodziło o to, żeby wybrać to, co najlepsze w komunizmie i to, co najlepsze w kapitalizmie i połączyć to w nowy system, pozbawiony wad obu starych systemów.

Pomysł narodził się podczas Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w 1975 roku. Zwrócono wtedy uwagę na to, że Finlandia, mimo, iż po wojnie stała się częścią bloku wschodniego, potrafiła wypracować sobie dużą autonomię, zwłaszcza gospodarczą. Planowano uspołecznienie środków produkcji i uniknięcie prywatyzacji największych zakładów.

Państwo miało nie ingerować bezpośrednio w gospodarkę, natomiast wskazywać kierunek i pilnować podążania nim. Dobrym przykładem jest tu kwestia ekologii – zawsze taniej jest produkować, nie patrząc, jak to wpłynie na środowisku. Inwestorowi ten wpływ może być obojętny, ale wtedy wkracza państwo, ponieważ ma świadomość, że brak poszanowania środowiska odbije się później negatywnie na życiu i zdrowiu jego obywateli.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Alicji Grzybowskiej i Andrzeja Jaroszewicza „Piotr Jaroszewicz”

Andrzej Jaroszewicz, Alicja Grzybowska
„Piotr Jaroszewicz”
cena:
49,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
250
Premiera:
22.11.2023
Format:
135x215[mm]
ISBN:
978-83-11-16805-3
EAN:
9788311168053
reklama
Władysław Gomułka, Piotr Jaroszewicz, Józef Cyrankiewicz (fot. Archiwum fotograficzne Zbyszka Siemaszki, NAC) 

24 czerwca 1976 roku premier Piotr Jaroszewicz w wieczornym wydaniu Dziennika Telewizyjnego ogłosił wprowadzenie podwyżek cen żywności. Były tak wysokie, że następnego dnia m.in. w Ursusie, Płocku i Radomiu doszło do strajków i demonstracji. 25 czerwca 1976 roku premier Jaroszewicz ogłosił podwyżkę. W publikacji zdradzają Państwo, że chciał podać się do dymisji. Co sprawiło, że zrezygnował z tej decyzji?

A.J.: Gierek nie przyjął dymisji ojca i poprosił go o kontynuowania misji. Tata się zgodził. Często jednak wracał do tego tematu i żałował, że jednak nie podtrzymał wtedy swojej decyzji o rezygnacji.

W 1976 roku miał miejsce wypadek helikoptera, którym podróżował Jaroszewicz, a on sam otarł się o śmierć. Sprawę skomentował, mówiąc, że „koledzy chcieli się mnie pozbyć”. Czy coś więcej wiadomo na ten temat?

A.G.: We wrześniu 1976 roku tata Andrzeja brał udział w polowaniu pod Bydgoszczą. Miał stamtąd wracać do Warszawy helikopterem. Przed każdym lotem z VIPem piloci musieli wykonać próbny start i lądowanie, zrobili to bez przeszkód i tym razem. Jednak chwilę po starcie z pasażerami z silników zaczęło się dymić. Nie było ognia, ale piloci nie byli w stanie odzyskać kontroli nad helikopterem. Na szczęście spadali rotacyjnie, dlatego nie było ofiar śmiertelnych.

Tata Andrzeja chwilę po wypadku ocknął się sam w helikopterze. Wisiał głową w dół nadal przypięty pasami, dookoła pachniało naftą. Reszty pasażerów nie było w śmigłowcu. Uratował go kierowca pierwszego sekretarza komitetu wojewódzkiego w Bydgoszczy, który wskoczył do środka i wyciągnął go stamtąd, zanim maszyna eksplodowała.

Kiedy Andrzej przyjechał później do taty, do Promnika, usłyszał właśnie zdanie „Koledzy chcieli się mnie pozbyć”. O jakich kolegów chodziło – nie zdradził.

publikacji pisze Pani o zamachu stanu zorganizowanym przez „siłowników”, czyli Kanię i Jaruzelskiego. Jak wglądał kres urzędowania Piotra Jaroszewicza na stanowisku premiera?

A.J.: 11 lutego 1980 roku rozpoczął się ósmy zjazd PZPR. Drugiego dnia planowany był referat prezesa Rady Ministrów dotyczący sytuacji gospodarczej i ekonomicznej kraju. Miał tam być przedstawiony program rozwoju kraju na kolejnych pięć lat. Tata bardzo się do niego przygotowywał, ponieważ to właśnie wtedy rząd planował wprowadzenie procesu finlandyzacji.

reklama
Na trybunie honorowej od lewej stoją: prof. Henryk Jabłoński, I sekretarz KC PZPR Edward Gierek (przemawia), premier Piotr Jaroszewicz, 1 maja 1973 r. (fot. NAC, dokumentował: Kwiatek Filip, z archiwum Grażyny Rutowskiej).

W czasie przerwy ojca poproszono na rozmowę w kuluarach, podczas której dowiedział się, że jego referat został zdjęty z porządku obrad. Był to jasny sygnał, że zostaje odwołany. Wrócił więc do sali, zabrał swój referat i teczkę ze stołu prezydium i po prostu wyszedł.

Historia Piotra Jaroszewicza popularyzowana jest nie tylko przez pryzmat jego urzędowania na stanowisku premiera, ale też tajemniczej śmierci. Wskazuje Pani, że „od lat jest przywoływana głównie z powodu okoliczności zabójstwa”. To jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych w Polsce, która do dziś owiana jest tajemnicą. Pojawia się wiele niewiadomych. Choć w 2018 r. jeden z członków gangu karateków przyznał się, a w 2020 r. akt oskarżenia był gotowy, nadal, ponad trzy dekady po dokonaniu morderstwa, sprawa ta nie ma finału. Jakie są najnowsze ustalenia?

A.G.: Okolicznościom śmierci Piotra Jaroszewicza towarzyszy ogromna ilość niewiadomych. Andrzej o tych wydarzeniach dowiedział się na przykład z radia, a nie od swojego brata, który znalazł ciała. W domu przewijały się wręcz wycieczki różnych ekip śledczych, chcących zobaczyć, jak mieszkał premier. Zadeptano wtedy ślady, pogubiono dowody. Czy zrobiono to celowo, czy ten chaos był po prostu dziełem przypadku, tego się już zapewne nie dowiemy.

Zarzuty postawiono najpierw czwórce przestępców z Mińska Mazowieckiego, których następnie uniewinniono i wypłacono im odszkodowanie. W 2018 roku do zamordowania taty Andrzeja przyznał się jeden z członków gangu karateków. Miał on wtedy postawione zarzuty w innej sprawie, gdzie mogło mu grozić nawet dożywocie. Przeanalizował wraz z kolegami z celi swoją sytuację i dowiedział się, że gdyby opowiedział śledczym o jakimś zdarzeniu, o którym policja nie wie, mógłby liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary. Wtedy właśnie mu się „przypomniało”, że razem z kolegami zamordował Piotra Jaroszewicza. A w zasadzie, że na niego napadł, sam czyn zabójstwa zrzucono na trzeciego z karateków, który się dla odmiany nie przyznaje. Sprawa ciągnie się w sądzie już trzeci rok.

Po zabójstwie Jaroszewicza okazało się, że z domu zniknęło osiemset stron dziennika i wiele innych archiwaliów. Komu mogło zależeć na ucieszeniu byłego premiera?

A.G.: Tata Andrzeja miał skłonność do prowadzenia bardzo szczegółowych notatek i zbierania przeróżnych dokumentów. Komu mogło wobec tego zależeć na uciszeniu go? Zapewne komuś, komu taka wiedza czy dokumenty mogły zaszkodzić. A było tam po prostu wszystko – listy agentów, listy polityków, którzy dokonali zakupów, na które ze swojej pensji nie mogliby sobie pozwolić, 1800 stron maszynopisu Piotra Jaroszewicza, poprawione wydanie książki „Przerywam Milczenie”. Andrzej pamięta nawet jakiś dokument z orzełkiem Trzeciej Rzeszy. Każdy z tych dokumentów mógł być dla kogoś potencjalnym zagrożeniem.

Dziękuję serdecznie za rozmowę!

Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Bellona.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Alicji Grzybowskiej i Andrzeja Jaroszewicza „Piotr Jaroszewicz”

Andrzej Jaroszewicz, Alicja Grzybowska
„Piotr Jaroszewicz”
cena:
49,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
250
Premiera:
22.11.2023
Format:
135x215[mm]
ISBN:
978-83-11-16805-3
EAN:
9788311168053
reklama
Komentarze
o autorze
Magdalena Mikrut-Majeranek
Doktor nauk humanistycznych, kulturoznawca, historyk i dziennikarz. Autorka książki "Henryk Konwiński. Historia tańcem pisana" (2022), monografii "Historia Rozbarku i parafii św. Jacka w Bytomiu" (2015) oraz współautorka książek "Miasto jako wielowymiarowy przedmiot badań" oraz "Polityka senioralna w jednostkach samorządu terytorialnego", a także licznych artykułów naukowych. Miłośniczka teatru tańca współczesnego i dobrej literatury. Zastępca redaktora naczelnego portalu Histmag.org.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone